Świadek wiary czy sponsor?

Są wyróżnieni podczas uroczystości pierwszokomunijnej. Bywa, że widzą chrześniaka pierwszy raz od chrztu. „Ooo! Jaki duży! Jaki śliczny chłopiec wyrósł. A taki malutki był!...” - zachwytom nie ma końca. Szczęście wydaje się być obopólne, gdy „bobasek” zainkasuje sporą sumkę w kopercie albo laptopa. Zazgrzytało znowu...

„Moi rodzice chrzestni nie sprawdzili się, ani pod względem mojego rozwoju duchowego, ani jako sponsorzy. Właściwie to mógłbym ich nie mieć, nie zauważyłbym różnicy”. „Uważam, że instytucja rodziców chrzestnych służy do celów grzecznościowo-ekonomicznych - rodzice wybierając kogoś na to <<stanowisko>> teoretycznie czynią tej osobie zaszczyt, a z drugiej strony wielokrotnie jednym względem w ich wyborze są zasoby majątkowe przyszłego chrzestnego”. „Nigdy w życiu nie widziałam mojego chrzestnego. A moja chrzestna mnie unika. Są dla mnie nikim - obcymi, przypadkowymi ludźmi”. Oto garść wypowiedzi zebranych z internetowych forów młodzieżowych. Pokazują kryzys instytucji, o ile można użyć takiego sformułowania, która zarówno w historii, jak i dziś odgrywa (a przynajmniej powinna odgrywać) niezwykle ważną rolę. „Pamiętajcie, że przed Bogiem jesteście poręczycielami tych dzieci, które przyjmujecie na chrzcie” - pisał św. Cezary z Arles. „Starajcie się je zawsze napominać i karcić, aby żyły w czystości, trzeźwości i sprawiedliwości. Przede wszystkim nauczcie je Symbolu Apostolskiego i Modlitwy Pańskiej. Zachęcajcie je do pełnienia dobrych czynów nie tylko słowami, ale przykładem. Kto sam żyje czysto, trzeźwo i sprawiedliwie, ten daje innym przykład dobrego życia i otrzyma nagrodę tak za siebie, jak też za nich” - upominał. Co z tego zostało dziś? Chyba niewiele. Niestety.

Jedna z uczestniczek wspomnianego wcześniej forum pisze: „Jako matka chrzestna mam dość nieciekawą sytuację. Rodzice chrześniaka są wierzący <<tak sobie>>. Parają się homeopatią, czakramami i czymś tam jeszcze. Wciągają w to swoje dzieci - w tym także mojego chrześniaka. Gdy zwracam uwagę, że to nie w porządku, obrywam za to, że się wtrącam i przestają się odzywać. Staramy się z mężem tłumaczyć im, że robią źle, że jest to niebezpieczne. Ale bezskutecznie. Mówią, że wiedzą jak wychowywać swoje dziecko. Gdy tłumaczę im, że narażają je na poważne szkody duchowe, śmieją się. Mam milczeć? Oni uważają, że ja jestem od prezentów i powinnam siedzieć cicho. Ale przecież na chrzcie co innego przyrzekałam Panu Bogu”. Pat. I co z tym zrobić? 

bp Józef Michalik


Chrzest dziecka

Chrzest jest szczególnym momentem dla rodziców dziecka. Ostatnie tygodnie stanu błogosławionego znaczone są intensywnym oczekiwaniem, przygotowywaniem miejsca oraz radością rodziców i rodziny. To ważny element oczekiwania, bo dziecko, jak to już dziś wiemy, bardzo skrupulatnie, acz nieświadomie, rejestruje zewnętrzne bodźce. Kształtują one już wtedy zręby jego stanu emocjonalnego, z którym będzie szło przez całe życie. Jako ludzie wierzący przyjmujemy, że życie ludzkie jest owocem miłości małżonków, ale i darem Stwórcy. Chrzest jest wyrazem wdzięczności dla Stwórcy i trzeba, aby rodzice to dobrze rozumieli. Tak jak w sakramencie małżeństwa mężczyzna i kobieta przestają żyć dla siebie i stają się dwoje jednym ciałem, tak trzeba, aby w chwili narodzin przyjęli jakby trzeci element — owoc swojej miłości — dziecko. Świadectwem wiary jest imię, które rodzice powinni wybrać oświecani tą wiarą. Stąd starodawna praktyka Kościoła proponuje, aby było to imię jakiegoś świętego, który byłby szczególnym patronem dziecka.

Rodzice i chrzestni

Duszpasterze, coraz częściej niestety, stają przed trudnym dylematem — rodzice, mimo braku przeszkód, żyją bez ślubu kościelnego i nie odczuwają „głodu” sakramentu małżeństwa, ale wprost wymuszają dar chrztu dla swojego dziecka. Próby zachęcania do przyjęcia (w tym samym dniu) sakramentu małżeństwa spotykają się z odmową, a nieraz i z agresją. Reakcja taka czasem wywołuje kontrreakcję duszpasterzy, którzy odmawiają udzielenia sakramentu chrztu. Nie jestem zwolennikiem tak restrykcyjnej formuły, ponieważ bałbym się być świadkiem „wymuszonego” sakramentu małżeństwa. Chcę tylko zaapelować do rodziców, aby to przemyśleli i próbowali znaleźć racjonalne przesłanki dla swojej postawy odbiegającej od zasad wiary i niezgodnej z dobrze ukształtowanym sumieniem. 
Chcąc zabezpieczyć katolickie wzrastanie dziecka w wierze, Kościół „ofiaruje” mu rodziców chrzestnych. Mają oni zatroszczyć się o zaspokojenie „głodu duszy”, czyli o katolickie wychowanie dziecka, zwłaszcza w sytuacji obojętności czy nawet ateizmu jego rodziców. Dobrze, że przy doborze rodziców chrzestnych rodzice kierują się ich dostatniością i wiekiem (aby zapewnić dziecku opiekę w sytuacji, gdyby ich brakło), ale to za mało, trzeba, aby zwracali uwagę przede wszystkim na „dostatniość” wiary rodziców chrzestnych, ich młodość ducha, która pragnie dawać świadectwo o swojej wierze i życiu z Jezusem.

Moc Bożej łaski

Ronald Reagan przyjął chrzest w wieku lat jedenastu. Jedną z inspiracji była lektura książki Harolda Bella Wrighta „That Printer of Udell's” (w wolnym tłumaczeniu: Ten drukarz od Udella). Zafascynowany postacią głównego bohatera i jego wiarą, powiedział: „Chcę być jak ten człowiek — chcę zostać ochrzczony”. Przyjął chrzest w protestanckiej wspólnocie Uczniów Chrystusa. Kiedy wynurzył się z wody i usłyszał słowa pastora: „Powstań i trwaj w otrzymanej wierze”, przeżył osobiste doświadczenie zaproszenia Chrystusa do swojego życia. Czuł się wezwany do poważnego potraktowania tych słów w swoim życiu. 

Czy wracam myślą do mego chrztu i czy potrafię czerpać motywy do nowego życia z tego źródła, którym jest moc Bożej łas

"RODZICE CHCA CZĘSTO TYLKO CHRZCIC DZIECI ALE NIE CHCĄ BRAĆ NA SIEBIE OBOWIAZKÓW CHRZEŚCIJAŃSKICH WYNIKAJACYCH Z NASZEJ WIARY KATOLICKIEJ " autor znany x prob