ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA NA VII ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH na 19 listopada 2023 r

Pisze p.Franciszek na dzisiejszą niedziele:"Jakże byłoby to znamienne, gdyby w Dniu Ubogich ta troska Tobiasza była również naszą troską! Gdybyśmy zaprosili na wspólny niedzielny obiad, po dzieleniu Stołu eucharystycznego. Celebrowana Eucharystia stałaby się naprawdę kryterium komunii. Z drugiej strony, jeśli wokół ołtarza Pańskiego jesteśmy świadomi, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, o ileż bardziej widoczne stałoby się to braterstwo poprzez dzielenie się świątecznym posiłkiem z tymi, którym brakuje niezbędnych środków do życia!/ Dzisiaj poszukajmy takiego człowieka UBOGIEGO który może mieszka blisko mojej rodziny  i jest samotny i nieszczęślwy i zaprośmy JEGO do naszego domu na obiad i uszanujmy jego godność , porozmawiajmy z NIM  i jak Papież pisze dopełni się  w nas tajemnica EUCHARYSTII KOMUNII ŚW./

"10. W tym roku przypada 150. rocznica urodzin św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na jednej ze stron swoich Dziejów duszy pisze ona: „Ach! Teraz pojmuję, że doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się wcale ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót, które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. «Nikt, powiedział Jezus, nie zapala pochodni, by ją wsadzić pod korzec, ale stawia ją na świeczniku, aby oświecała WSZYSTKICH, którzy są w domu». Zdaje mi się, że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale WSZYSTKICH, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo” (Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 215).

W tym domu, jakim jest świat, każdy ma prawo być oświecony miłosierdziem, nikt nie może być go pozbawiony. Niech nieugiętość miłości św. Tereski, inspiruje nasze serca w tym Światowym Dniu, niech pomaga nam „nie odwracać twarzy od biedaka” i zawsze wpatrywać się w ludzkie i Boskie oblicze Pana Jezusa Chrystua

///////////////_________///////////////

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

NA VII ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH

19 listopada 2023

Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka (Tb 4, 7)

1. Światowy Dzień Ubogich, będący owocnym znakiem miłosierdzia Ojca, już po raz siódmy wspiera drogę naszych wspólnot. Jest to spotkanie, które Kościół stopniowo zakorzenia w swojej pracy duszpasterskiej, aby coraz bardziej odkrywać centralną treść Ewangelii. Każdego dnia jesteśmy zaangażowani w przyjmowanie ubogich, ale to nie wystarczy. Rzeka ubóstwa płynie przez nasze miasta i staje się coraz większa, aż występuje z brzegów. Ta rzeka wydaje się nas przytłaczać, tak bardzo, że wołanie naszych braci i sióstr, którzy proszą o pomoc, wsparcie i solidarność staje się coraz głośniejsze. Dlatego w niedzielę poprzedzającą uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, gromadzimy się wokół Jego Stołu, aby ponownie otrzymać od Niego dar i misję życia w ubóstwie i służenia ubogim.

Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka (Tb 4, 7). Słowo to pomaga nam zrozumieć istotę naszego świadectwa. Zastanowienie się nad Księgą Tobiasza, mało znanym tekstem Starego Testamentu, przekonującym i bogatym w mądrość, pozwoli nam lepiej wniknąć w treść, którą chce przekazać autor natchniony. Przed nami rozgrywa się scena z życia rodzinnego: ojciec, Tobiasz, wita swojego syna, Tobiasza, który ma wyruszyć w długą podróż. Stary Tobiasz obawia się, że już nigdy nie zobaczy swojego syna i dlatego zostawia mu swój „testament duchowy”. Był zesłańcem w Niniwie i jest teraz niewidomy, a więc podwójnie biedny, ale zawsze miał jedną pewność, wyrażoną przez imię, które nosi: „Pan był moim dobrem”. Człowiek ten, który zawsze ufał Panu, jak dobry ojciec chce pozostawić swojemu synowi nie tyle jakieś dobra materialne, ile świadectwo drogi, którą należy podążać w życiu, więc mówi do niego: „Pamiętaj, dziecko, na Pana przez wszystkie dni twoje! Nie pragnij grzeszyć ani przestępować Jego przykazań! Przez wszystkie dni twojego życia spełniaj uczynki miłosierne i nie chodź drogami nieprawości” (4, 5).

2. Jak można od razu zauważyć, pamięć, o którą stary Tobiasz prosi swojego syna, nie ogranicza się jedynie do aktu pamięci czy modlitwy skierowanej do Boga. Odnosi się do konkretnych czynów, polegających na czynieniu dobrych czynów i życiu sprawiedliwym. Napomnienie to staje się jeszcze bardziej konkretne: „A wszystkim, którzy postępują sprawiedliwie, dawaj jałmużnę z majętności swojej i niech oko twoje nie będzie skąpe w czynieniu jałmużny!” (4, 7).

Spore zdziwienie wzbudzają słowa tego mądrego starca. Nie zapominajmy bowiem, że Tobiasz stracił wzrok właśnie wypełniwszy akt miłosierdzia. Jak sam wspomina, jego życie od najmłodszych lat było poświęcone dziełom miłosierdzia: „Dawałem wiele jałmużny moim braciom i moim rodakom, uprowadzonym razem ze mną do kraju Asyrii, do Niniwy. [...] Dawałem mój chleb głodnym i ubranie nagim. A jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone poza mury Niniwy, grzebałem je” (1, 3.17).

Ze względu na jego świadectwo miłosierdzia, król pozbawił go całego majątku, czyniąc go całkowicie biednym. Jednak Pan nadal potrzebował go. Powróciwszy na stanowisko zarządcy, nie lękał się kontynuować swojego sposobu życia. Posłuchajmy jego opowieści, która przemawia również do nas dzisiaj: „Na naszą Pięćdziesiątnicę, to jest na Święto Tygodni, przygotowano mi wspaniałą ucztę, a ja zająłem miejsce przy stole. Zastawiono mi stół i przyniesiono liczne potrawy. Wtedy powiedziałem do mojego syna Tobiasza: «Dziecko, idź, a gdy znajdziesz kogo biednego z braci moich uprowadzonych do Niniwy, który zachowuje wierność całym sercem, przyprowadź go tu, aby jadł razem ze mną. Ja czekam, dziecko, na twój powrót»” (2, 1-2). Jakże byłoby to znamienne, gdyby w Dniu Ubogich ta troska Tobiasza była również naszą troską! Gdybyśmy zaprosili na wspólny niedzielny obiad, po dzieleniu Stołu eucharystycznego. Celebrowana Eucharystia stałaby się naprawdę kryterium komunii. Z drugiej strony, jeśli wokół ołtarza Pańskiego jesteśmy świadomi, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, o ileż bardziej widoczne stałoby się to braterstwo poprzez dzielenie się świątecznym posiłkiem z tymi, którym brakuje niezbędnych środków do życia!

Tobiasz uczynił tak, jak kazał mu ojciec, ale wrócił z wiadomością, że pewien biedak został zabity i porzucony na środku rynku. Bez wahania stary Tobiasz wstał od stołu i poszedł pochować mężczyznę. Wracając do domu zmęczony, zasnął na dziedzińcu; ptasie łajno spadło mu na oczy i oślepł (por. 2, 1-10). Ironia losu: czynisz uczynki miłosierdzia, a spotyka cię nieszczęście! Możemy tak myśleć, ale wiara uczy nas sięgać głębiej. Ślepota Tobiasza stanie się jego siłą, aby jeszcze lepiej rozpoznać wiele form ubóstwa, którymi był otoczony. We właściwym czasie Pan przywróci staremu ojcu wzrok i radość z ponownego ujrzenia syna Tobiasza. Kiedy nadszedł ten dzień, Tobiasz „rzucił mu się na szyję, zaczął płakać i zawołał: «Ujrzałem cię, dziecko, światło moich oczu». I rzekł: «Niech będzie błogosławiony Bóg! Niech będzie błogosławione wielkie imię Jego! Niech będą błogosławieni wszyscy Jego święci aniołowie! Niech będzie obecne nad nami wielkie imię Jego! I niech będą błogosławieni wszyscy aniołowie Jego po wszystkie wieki! Ponieważ doświadczył mnie, a oto teraz widzę Tobiasza, mego syna »” (11, 13-14).

3. Możemy postawić sobie pytanie: skąd Tobiasz czerpie odwagę i wewnętrzną siłę, które pozwalają mu służyć Bogu pośród pogańskiego ludu i miłować bliźniego do tego stopnia, że ryzykuje własnym życiem? Mamy do czynienia z niezwykłym przykładem: Tobiasz jest wiernym małżonkiem i troskliwym ojcem. Został zesłany daleko od swojej ojczyzny i cierpi niesprawiedliwie. Jest prześladowany przez króla i swoich sąsiadów... Pomimo, że ma takie dobre serce, zostaje poddany próbie. Jak często uczy nas Pismo święte, Bóg nie szczędzi prób tym, którzy czynią dobro. Dlaczego? Nie czyni tego, by nas upokorzyć, lecz aby umocnić naszą wiarę w Niego.

Tobiasz w czasie próby odkrywa swoje ubóstwo, co czyni go zdolnym do zauważania ubogich. Jest wierny Prawu Bożemu i przestrzega przykazań, ale to mu nie wystarcza. Może okazać czynną troskę o ubogich, ponieważ na własnej skórze doświadczył ubóstwa. Dlatego słowa, które kieruje do swojego syna Tobiasza są jego prawdziwym spadkiem: „Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka” (4, 7). Krótko mówiąc, kiedy stajemy przed ubogim, nie możemy odwracać wzroku, ponieważ uniemożliwilibyśmy sobie samym spotkanie z obliczem Pana Jezusa. Zwróćmy uwagę na wyrażenie: „od żadnego biedaka”. Każdy jest naszym bliźnim. Bez względu na kolor skóry, status społeczny, pochodzenie... Jeśli jestem ubogi, potrafię rozpoznać, kto naprawdę jest bratem, który mnie potrzebuje. Jesteśmy wezwani do wychodzenia naprzeciw każdemu ubogiemu i każdemu rodzajowi ubóstwa, otrząsając się z obojętności i sloganów, którymi osłaniamy iluzoryczny dobrobyt.

4. Przeżywamy moment dziejowy, który nie sprzyja zwracaniu uwagi na najuboższych. Wołanie o dostatek staje się coraz głośniejsze, podczas gdy głosy osób żyjących w ubóstwie są uciszane. Istnieje skłonność do pomijania wszystkiego, co nie pasuje do modeli życia przeznaczonych szczególnie dla młodszych pokoleń, które są najbardziej wrażliwe w obliczu mających miejsce przemian kulturowych. To, co nieprzyjemne i powodujące cierpienie, jest odsuwane na bok, podczas gdy cechy fizyczne są wywyższane, jakby były głównym celem do osiągnięcia. Rzeczywistość wirtualna zastępuje prawdziwe życie i coraz łatwiej pomylić te dwa światy. Ubodzy stają się obrazami, które mogą poruszyć na kilka chwil, ale kiedy ich napotykamy konkretnie na ulicy, to wówczas następują irytacja i marginalizacja. Pośpiech, codzienny towarzysz życia, uniemożliwia zatrzymanie się, pomoc i troskę o drugiego człowieka. Przypowieść o dobrym Samarytaninie (por. Łk 10, 25-37) nie jest opowieścią o przeszłości, ale pytaniem o teraźniejszość każdego z nas. Łatwo przekazywać zadania innym; ofiarowanie pieniędzy, aby inni prowadzili działalność charytatywną jest wielkodusznym gestem; osobiste zaangażowanie jest powołaniem każdego chrześcijanina.

5. Dziękujmy Panu, że jest tak wielu mężczyzn i kobiet żyjących poświęceniem dla ubogich i wykluczonych, dzieląc się z nimi; osób w każdym wieku i różnego statusu społecznego, którzy oddają się gościnności i angażują u boku tych, którzy są w sytuacjach marginalizacji i cierpienia. Nie są to nadludzie, ale „sąsiedzi”, których spotykamy każdego dnia i którzy w milczeniu stają się ubogimi wraz z ubogimi. Nie tylko coś dają: słuchają, prowadzą dialog, starają się zrozumieć sytuację i jej przyczyny, aby udzielić odpowiednich rad i właściwych odniesień. Zwracają uwagę na potrzeby materialne, ale także duchowe, na integralną promocję osoby. Królestwo Boże staje się obecne i widoczne w tej wielkodusznej i bezinteresownej służbie. Jest naprawdę jak ziarno, które pada na dobrą glebę życia tych ludzi i przynosi owoce (por. Łk 8, 4-15). Wdzięczność dla jakże wielu wolontariuszy winna stać się modlitwą, aby ich świadectwo mogło być owocne.

6. W 60. rocznicę Encykliki Pacem in terris należy pilnie podjąć słowa świętego papieża Jana XXIII, który pisał, że każda istota ludzka ma „prawo do życia, do nienaruszalności ciała, do posiadania środków potrzebnych do zapewnienia sobie odpowiedniego poziomu życia, do których należy zaliczyć przede wszystkim żywność, odzież, mieszkanie, wypoczynek, opiekę zdrowotną oraz niezbędne świadczenia ze strony władz na rzecz jednostek. Z tego wynika, że człowiekowi przysługuje również prawo zabezpieczenia społecznego w wypadku choroby, niezdolności do pracy, owdowienia, starości, bezrobocia oraz niezawinionego pozbawienia środków niezbędnych do życia” (Enc. Pacem in terris, 11, w: Dokumenty nauki społecznej Kościoła,
cz. 1, red. nauk. ks. Marian Radwan, Rzym-Lublin 1987, s. 273).

Jakże przed nami jeszcze wiele pracy, aby te słowa stały się rzeczywistością, także poprzez poważne i skuteczne wysiłki polityczne i legislacyjne! Pomimo ograniczeń, a niekiedy niezgodności polityki w dostrzeganiu i służeniu dobru wspólnemu, oby rozwijała się solidarność i pomocniczość tak wielu obywateli, którzy wierzą w wartość dobrowolnego zaangażowania i poświęcenia na rzecz ubogich. Z pewnością jest to kwestia pobudzania i wywierania presji na instytucje publiczne, aby dobrze wypełniały swoje obowiązki. Ale nie ma sensu pozostawać biernym, czekając na wszystko „z góry”: te, który żyje w warunkach ubóstwa, również musi być zaangażowany i wspierany na drodze przemiany i odpowiedzialności.

7. Musimy niestety po raz kolejny zwrócić uwagę na nowe formy ubóstwa, które dołączają do tych opisanych już powyżej. Myślę w szczególności o ludziach żyjących w strefach wojennych, zwłaszcza o dzieciach pozbawionych spokojnej teraźniejszości i godnej przyszłości. Nikt nigdy nie może przyzwyczaić się do tej sytuacji. Nie ustawajmy w wysiłkach, aby pokój umacniał się jako dar Zmartwychwstałego Pana i owoc zaangażowania na rzecz sprawiedliwości i dialogu.

Nie mogę zapomnieć o spekulacjach, które w różnych sektorach prowadzą do dramatycznego wzrostu kosztów, co czyni wiele rodzin jeszcze bardziej biednymi. Płace szybko się wyczerpują, zmuszając do niedostatku, uwłaczającego godności każdej osoby. Jeśli rodzina musi wybierać między pożywieniem a lekarstwami, to głos tych, którzy domagają się prawa do obu tych dóbr, musi zostać wysłuchany w imię godności osoby ludzkiej.

Jak możemy nie zauważyć etycznego nieładu, który cechuje świat pracy? Nieludzkie traktowanie jakże wielu pracowników i pracownic; nieadekwatne wynagrodzenie za wykonaną pracę; plaga niepewności; zbyt wiele ofiar wypadków, często z powodu mentalności, która preferuje doraźny zysk ze szkodą dla bezpieczeństwa... Przychodzą na myśl słowa św. Jana Pawła II: „pierwszą podstawą wartości pracy jest sam człowiek. […] O ile prawdą jest, że człowiek jest przeznaczony i powołany do pracy, to jednak nade wszystko praca jest «dla człowieka», a nie człowiek «dla pracy»” (Enc. Laborem exercens, 6).

8. Ta lista, już sama w sobie dramatyczna, daje tylko częściowy obraz sytuacji ubóstwa, które są częścią naszego codziennego życia. Nie mogę pominąć w szczególności formy niedogodności, która z każdym dniem staje się coraz bardziej widoczna i dotyka świata młodzieży. Ileż jest sfrustrowanych istnień, a nawet samobójstw ludzi młodych, oszukanych przez kulturę, która prowadzi ich do poczucia „braku realizacji” i „porażki”. Pomóżmy im zareagować w obliczu tych nikczemnych podżegań, żeby każdy mógł znaleźć drogę, którą powinien podążać, aby zdobyć silną i szczodrą tożsamość.

Mówiąc o ubogich, łatwo jest popaść w retorykę. Jest to również podstępna pokusa, aby zatrzymać się na statystykach i liczbach. Ubodzy są ludźmi, mają twarze, historie, serca i dusze. Są braćmi i siostrami ze swoimi zaletami i wadami, jak wszyscy inni, i ważne, aby wejść w osobistą relację z każdym z nich.

Księga Tobiasza uczy nas konkretności naszego działania z ubogimi i dla ubogich. Jest to kwestia sprawiedliwości, która zobowiązuje nas wszystkich do szukania i spotykania się nawzajem, aby wspierać harmonię niezbędną do tego, by wspólnota mogła się określać jako taka. Zainteresowanie się ubogimi nie kończy się więc na pochopnym dawaniu jałmużny. Wymaga przywrócenia właściwych relacji międzyludzkich, które zostały zniszczone przez ubóstwo. W ten sposób „nieodwracanie wzroku od biednych” prowadzi do zyskania pożytku z miłosierdzia, miłości, która nadaje sens i wartość całemu życiu chrześcijańskiemu.

9. Niech nasza troska o ubogich będzie zawsze nacechowana ewangelicznym realizmem. Dzielenie się musi odpowiadać konkretnym potrzebom drugiego, a nie uwolnieniu się od tego, co zbędne. Również w tym przypadku potrzeba rozeznania, pod przewodnictwem Ducha Świętego, aby rozpoznać prawdziwe potrzeby naszych braci, a nie nasze własne aspiracje. To, czego z pewnością pilnie potrzebują, to nasze człowieczeństwo, nasze serce otwarte na miłość. Nie zapominajmy: „Jesteśmy wezwani do odkrycia w nich Chrystusa, do użyczenia im naszego głosu w ich sprawach, ale także do bycia ich przyjaciółmi, słuchania ich, zrozumienia ich i przyjęcia tajemniczej mądrości, którą Bóg chce nam przekazać przez nich” (Adhort. apost. Evangelii gaudium, 198). Wiara uczy nas, że każdy ubogi jest dzieckiem Boga, i że jest w nim obecny Chrystus: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).

10. W tym roku przypada 150. rocznica urodzin św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na jednej ze stron swoich Dziejów duszy pisze ona: „Ach! Teraz pojmuję, że doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się wcale ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót, które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. «Nikt, powiedział Jezus, nie zapala pochodni, by ją wsadzić pod korzec, ale stawia ją na świeczniku, aby oświecała WSZYSTKICH, którzy są w domu». Zdaje mi się, że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale WSZYSTKICH, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo” (Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 215).

W tym domu, jakim jest świat, każdy ma prawo być oświecony miłosierdziem, nikt nie może być go pozbawiony. Niech nieugiętość miłości św. Tereski, inspiruje nasze serca w tym Światowym Dniu, niech pomaga nam „nie odwracać twarzy od biedaka” i zawsze wpatrywać się w ludzkie i Boskie oblicze Pana Jezusa Chrystusa.

Rzym, u św. Jana na Lateranie, dnia 13 czerwca 2023 r., we wspomnienie św. Antoniego z Padwy, patrona ubogich.

 

FRANCISZEK

 

Copyright © Dicastero per la Comunicazione - Libreria Editrice Vaticana

LOADING...

Pliki do pobrania

Nowy rok ... liturgiczny? 2023/2024 Nowy rok duszpasterski Kościoła katolickiego w Polsce pod hasłem „Uczestniczę we wspólnocie Kościoła"

Nowy rok ... liturgiczny?

Dlaczego rok liturgiczny zaczyna się od Adwentu

Początek roku zawsze zmusza nas do spojrzenia w przeszłość - ale i jeszcze intensywniej - w przyszłość. Rodzą się pytania: co wniesie nowy rok, co nam da, co zabierze, czy będzie dla nas szczęśliwy, czy tragiczny, spokojny, czy pełen burz i niepokojów?

Dla każdego chrześcijanina jest jeszcze gama innych pytań: jakie miejsce w nadchodzącym roku w moim życiu zajmie Bóg, co mam robić, aby być jeszcze lepszym, aby swoimi czynami, myślami dać Bogu wyraz mojej miłości?

Może zdziwi to niektórych, a część młodych czytelników zacznie wręcz kiwać wątpiąco głowami i pytać: jak to możliwe - wtedy, kiedy wszyscy się bawią, tańczą, śpiewają, hulają - jak to możliwe, żeby w naszych umysłach rodziły się wtedy tak poważne pytania, problemy związane z moim stosunkiem do Boga. A tymczasem jest taki Nowy Rok - jedyny i niepowtarzalny, który wręcz z samego założenia prowokuje nas do głębszej refleksji... Z pewnością domyśla się wielu z Was, że nie chodzi tu o rok kalendarzowy - chociaż... znam wielu młodych ludzi, którzy Nowy Rok witają modlitwą, refleksją; którzy czas radości sylwestrowej nocy spędzają na wspólnej adoracji, na też radosnej - choć inaczej wyglądającej - rozmowie z Panem. Ale, przyznaję, są to rzeczywiście wyjątki. Większość - przypuszczam - nie o tych sprawach wtedy myśli...

To samo, ale inaczej

Nowy rok kościelny, liturgiczny rozpoczyna się dokładnie od pierwszej niedzieli Adwentu, a kończy na sobocie 34. tygodnia zwykłego. Po drodze mamy w nim okazję przeżyć okres Bożego Narodzenia, czas Wielkiego Postu i Wielkanocy i najdłużej trwający, równie obfity w przeżycia - okres zwykły. Już na pierwszy rzut oka widać, że choć rok kalendarzowy ma tyle samo dni i tygodni, co rok liturgiczny - to różnią się wieloma elementami (początek roku liturgicznego przypada na koniec listopada i początek grudnia). Podstawową różnicą jest jakby zupełnie inna filozofia: rok liturgiczny ma na celu głosić chwałę Bożą i uświęcać wiernych. Stąd też cała historia zbawienia, przekazana nam na kartach Biblii, wtłoczona zostaje w ramy jednego roku, byśmy mogli stopniowo odsłaniać całe Misterium Chrystusa: oczekiwanie, zwiastowanie, nadejście, działalność, śmierć, powrót, nowe życie. Co więcej: na kontemplację tych Bożych tajemnic mamy nie jeden rok, ale tyle lat, ile Pan Bóg da nam żyć. Bo każdy rok jest okazją, byśmy na te wydarzenia spojrzeli inaczej, nieco dojrzalej. Co roku jesteśmy w jakimś sensie inni - inaczej przeżywamy Adwent czy Boże Narodzenie, mając lat 5, 18, 35 czy 80. Nasz udział w roku liturgicznym porównuje się czasem do spirali: kręcimy się w kółko - ale każdy dzień jest na innym miejscu tego koła. Cała chrześcijańska mądrość polega na tym, by ten ruch w koło postępował ciągle w górę - jak w spirali, to znaczy: by przeżycia roku liturgicznego z roku na rok były coraz głębsze, bardziej zrozumiałe, wnoszące w nasze życie kolejne, nowe wartości duchowe, dające nam szansę weryfikowania naszego postępowania.

Odsłona pierwsza - Adwent

Już na samym początku Adwentu słyszymy słowa Chrystusa: "Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pan domu nadejdzie". Jest to pierwsza prawda: musimy być nieustannie przygotowani na przyjście Pana. Bo Adwent - to czynne, aktywne przygotowanie się na radość Bożego Narodzenia.

W ciągu tego czasu radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela nie raz w liturgii mszalnej usłyszymy słowo: "czuwajcie". Niejednokrotnie spojrzy na nas surowo św. Jan Chrzciciel i przypomni głosem wołającego na pustyni o potrzebie naprawy życia i przemiany.

Dlaczego? Czyżby Bóg bał się, że prześpimy to wielkie wydarzenie?

Czy nawoływania: miejcie się na baczności, czuwajcie, uważajcie, prostujcie drogę Panu nie są swego rodzaju zgrzytem w naszej radości oczekiwania? ... Pozornie tak, ale kiedy się bliżej temu przyjrzymy, dostrzeżemy, że każde wielkie wydarzenie musi być poprzedzone solidnym przygotowaniem. Weźmy chociażby dla przykładu matkę oczekującą dziecka. Kiedy się o tym dowiaduje, wszystkie jej myśli, cała jej uwaga kieruje się w stronę dziecka. Jest gotowa dla niego wyrzec się, przynajmniej do chwili urodzenia: alkoholu, nikotyny, tych pokarmów, które by mogły dziecku zaszkodzić. Zabiega o to, by miało ono gotową wyprawkę, by wtedy, gdy się narodzi ,miało wszystko, co potrzebne. I chociaż jest jej coraz trudniej, chociaż dochodzą coraz to nowe dolegliwości, bóle, to jednak nie narzeka, ale cieszy się, gotowa znieść wszystko, byleby usłyszeć radosne kwilenie swojego dziecka.

Podobna postawa powinna wytworzyć się i u nas, którzy przeżywamy czas przygotowania się na przyjęcie do naszych serc narodzonego Chrystusa, a w dalszej perspektywie do przygotowania się na powtórne przyjście Chrystusa, na Sąd Ostateczny.

Radość i wyrzeczenia

Tak jak u przyszłej matki, tak i u nas, swoje miejsce musi znaleźć chrześcijańska radość, ale także umiejętność wyrzeczenia. Stąd też Kościół nie bez podstawy jeszcze do niedawna uczył: w czasach zakazanych, a więc i w Adwencie, zabaw hucznych nie urządzać. Dlatego zbieramy się codziennie na Mszy roratniej, odmawiamy sobie różnych przyjemności, by w ten sposób dać wyraz swojej gotowości. Na pewno każdy z nas pamięta, kiedy będąc dzieckiem, nie jadł słodyczy, kiedy przynosił na roraty zapisywane na kartkach dobre uczynki. Potem stwierdziliśmy, że już jesteśmy dorośli, że już nas te formy nie obowiązują. Może słusznie, ale problem nie polegał na zarzuceniu tych praktyk, ile na obraniu innej, bardziej dojrzałej formy. Rozważmy, najmilsi tę sprawę i pomyślmy, jak najlepiej przygotujemy się do spotkania z Chrystusem. Ale już na początku adwentowego przygotowania musimy zdać sobie sprawę, że całe to przygotowanie jest tylko początkiem, wstępem do tego, co po nim nastąpi, bo jaki miałoby sens oczekiwanie przez matkę na zrodzenie się dziecka, skoro po jego urodzeniu, zupełnie by ją ono nie zainteresowało, nie poczuwałaby się do obowiązku troszczenia się o nie, wychowywania, karmienia, ubierania? To przecież dla niego, a nie dla siebie przeżywała wszystkie te trudy przygotowania.

Na cóż byłyby nasze adwentowe dni przygotowania na przyjście Chrystusa, skoro byśmy o nim mieli potem zapomnieć? Po co nasz trud, nasze wyrzeczenia, kiedy w niczym nasza miłość do Boga i ludzi nie uległaby polepszeniu, nasza wiara w Boga nie stałaby się bardziej dojrzała?

Jeśli nasze pragnienie przygotowania się na przyjście Pana będzie odpowiednio silne, wtedy Bóg z pewnością, obdarzywszy nas swoimi łaskami, przyjdzie do nas, by z nami pozostać aż do czasów, kiedy będziemy mogli widzieć się z Nim twarzą w twarz, kiedy będziemy mogli trwać w wiecznej radości.

"Tak więc czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy przyjdzie ten czas".

"Weselcie się nadzieją '" Rzym 12,12

NA XXXVIII ŚWIATOWY DZIEŃ MŁODZIEŻY 26 listopada 2023

Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12)

Drodzy Młodzi!

W sierpniu spotkałem się z setkami tysięcy waszych rówieśników z całego świata, zgromadzonych w Lizbonie na Światowych Dniach Młodzieży9. W czasie pandemii, pośród tak wielu niepewności, żywiliśmy nadzieję, że to wielkie święto spotkania z Chrystusem i młodymi ludźmi będzie mogło dojść do skutku. Ta nadzieja spełniła się i przerosła wszelkie oczekiwania wielu z nas tam obecnych – w tym także moje! Jakże piękne było nasze spotkanie w Lizbonie! Było ono prawdziwym doświadczeniem przemienienia, eksplozją światła i radości!

Na zakończenie Mszy św. na „Polu Łaski” wskazałem kolejny etap naszej międzykontynentalnej pielgrzymki: Seul w Korei w 2027 r. Ale wcześniej wyznaczyłem wam spotkanie w Rzymie, w 2025 r., z okazji Jubileuszu Młodzieży, gdzie również będziecie „pielgrzymami nadziei”.

Wy, młodzi, jesteście bowiem radosną nadzieją Kościoła i ludzkości, będącej nieustannie w drodze. Chciałbym wziąć was za rękę, żeby wraz z wami wędrować drogą nadziei. Chciałbym rozmawiać z wami o naszych radościach i nadziejach, ale także o smutku i lęku naszych serc i o cierpiącej ludzkości (por. Konst. duszp. Gaudium et spes, 1). W ciągu tych dwóch lat przygotowań do Jubileuszu będziemy najpierw rozważać Pawłowe wezwanie „Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12), a następnie pogłębimy słowa proroka Izajasza: „Ci, co zaufali Panu, biegną bez zmęczenia” (por. Iz 40, 31).

Skąd bierze się ta radość?

„Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12) jest wezwaniem św. Pawła skierowanym do wspólnoty w Rzymie, w czasie gdy stawiała ona czoła poważnym prześladowaniom. Istotnie, głoszona przez Apostoła „radość w nadziei” wypływa z tajemnicy paschalnej Chrystusa, z mocy Jego zmartwychwstania. Nie jest owocem ludzkiego wysiłku, talentu czy sztuki. Jest to radość płynąca ze spotkania z Chrystusem. Chrześcijańska radość pochodzi od samego Boga, ze świadomości, że jesteśmy przez Niego miłowani.

Benedykt XVI, zastanawiając się nad swoim doświadczeniem, podczas Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w 2011 r., pytał: radość, „Skąd się bierze? Jak ją wytłumaczyć? Z pewnością istnieje wiele czynników, które oddziałują razem. Ale tym decydującym jest […] pewność wypływająca z wiary: jestem chciany. Mam zadanie w historii. Jestem akceptowany, jestem miłowany”. I uściślał: „w ostateczności potrzebujemy bezwarunkowej akceptacji. Jedynie jeśli Bóg mnie akceptuje, a ja nabieram co do tego pewności, wiem definitywnie: dobrze, że jestem. [...] Dobrze jest żyć jako osoba ludzka, także w trudnych czasach. Wiara czyni nas od wewnątrz radosnymi” (Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2011 r.).

Gdzie jest moja nadzieja?

Młodość to czas pełen nadziei i marzeń, karmiących się pięknem, które wzbogaca nasze życie: wspaniałością stworzenia, relacjami z naszymi bliskimi i przyjaciółmi, przeżyciami artystycznymi i kulturalnymi, wiedzą naukową i techniczną, inicjatywami promującymi pokój, sprawiedliwość i braterstwo, i tak dalej. Jednak w dzisiejszych czasach, w życiu wielu osób, w tym także ludzi młodych, nadzieja zdaje się być wielką nieobecną. Niestety, wielu waszych rówieśników, którzy doświadczają wojny, przemocy, zastraszania i różnych niedogodności, są nękani przez rozpacz, lęk i depresję. Czują się jakby zamknięci w mrocznym więzieniu, nie mogąc ujrzeć promieni słońca. Dramatycznie ukazuje to wysoki wskaźnik samobójstw wśród ludzi młodych w różnych krajach. Jak w takiej sytuacji można doświadczyć radości i nadziei, o których mówi św. Paweł? Pojawia się raczej ryzyko, że zapanują rozpacz i myśl, że nie ma sensu czynić dobra, ponieważ nikt go nie rozpozna i nie doceni – tak, jak czytamy w Księdze Hioba: „Po cóż nadzieja, kto dojrzy nadziei mej przedmiot?” (Hi 17, 15).

W obliczu dramatów ludzkości, a zwłaszcza cierpienia niewinnych, także i my, na wzór niektórych Psalmów, którymi się modlimy, pytamy Pana: „Dlaczego?”. I to my możemy stawać się częścią odpowiedzi, jakiej udzieli Bóg. My, stworzeni przez Niego na Jego obraz i podobieństwo, możemy być wyrazem Jego miłości, która rodzi radość i nadzieję nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe. Przychodzi mi na myśl główny bohater filmu pt.

Życie jest piękne”.

Młody ojciec, któremu z delikatnością i wyobraźnią udaje się przekształcić surową rzeczywistość w rodzaj przygody i zabawy, w ten sposób daje swojemu synowi „spojrzenie nadziei”, chroniąc go przed horrorem obozu koncentracyjnego, ocalając jego niewinność i nie dopuszczając do tego, aby ludzka niegodziwość skradła jego przyszłość. Ale nie chodzi tu jedynie o fikcyjne historie! Tę samą postawę widzimy bowiem w życiu wielu świętych, którzy byli świadkami nadziei nawet pośród najokrutniejszej ludzkiej niegodziwości.

Myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, św. Józefinie Bakhicie czy błogosławionych małżonkach Józefie i Wiktorii Ulmach z siedmiorgiem ich dzieci.

Możliwość rozpalania nadziei w ludzkich sercach za sprawą chrześcijańskiego świadectwa, w mistrzowski sposób została ukazana w nauczaniu św. Pawła VI, kiedy przypomniał nam: „chrześcijanin albo grupa chrześcijan, którzy wpośród społeczności ludzkiej, w której żyją, [...] z własnej woli szerzą wiarę w pewne dobra duchowe, stojące wyżej ponad wartościami pospolitymi, oraz nadzieję w rzeczywistość niewidzialną, jakiej nawet odważna myśl wytworzyć nie może” (Adhort. apost. Evangelii nuntiandi, 21).

Mała” nadzieja

Francuski poeta Charles Péguy, na początku swojego wiersza o nadziei mówi o trzech cnotach teologalnych – wierze, nadziei i miłości – jako o trzech wspólnie wędrujących siostrach:

Malutka nadzieja kroczy między dwiema dorosłymi siostrami i nikt na nią nawet nie zwraca uwagi.
[...]
To ona, ta malutka wprawia wszystko w ruch. Bo wiara widzi tylko to, co jest.
A ona widzi to, co będzie.Miłość miłuje tylko to, co jest.
A ona kocha to, co będzie. [...]A w istocie to ona prowadzi tamte.
I je ciągnie.
I dzięki niej wszystko się porusza”.

(Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty, przeł. Leon Zaręba, Kraków 2007, s. 40-43).

Ja również jestem przekonany o tym pokornym, „mniejszym”, ale fundamentalnym charakterze nadziei. Spróbujcie pomyśleć: jak moglibyśmy żyć bez nadziei? Jak wyglądałyby nasze dni? Nadzieja jest niezbędna dla codziennego życia.

Nadzieja, światło jaśniejące w nocy

W chrześcijańskiej tradycji Triduum Paschalnego, Wielka Sobota jest dniem nadziei. Pomiędzy Wielkim Piątkiem a Niedzielą Wielkanocną, jest ona pomostem między rozpaczą uczniów a ich radością paschalną. Jest miejscem, w którym rodzi się nadzieja. Tego dnia, Kościół w milczeniu upamiętnia zstąpienie Chrystusa do piekieł. Możemy to zobaczyć przedstawione na wielu ikonach, ukazujących nam Chrystusa jaśniejącego światłem, który zstępuje w najgłębsze ciemności i je przenika. Tak właśnie jest: Bóg nie tylko spogląda ze współczuciem na nasze obszary śmierci, nie tylko woła z oddali, lecz wkracza w nasze doświadczenia piekieł jako światło, które świeci w ciemności i je pokonuje (por. J 1, 5). Dobrze to wyraża wiersz w południowoafrykańskim języku xhosa:

„Nawet jeśli nadzieje się wyczerpały, tym wierszem rozbudzam nadzieję. Moja nadzieja się budzi, ponieważ pokładam nadzieję w Panu. Mam nadzieję, że się zjednoczymy! Trwajcie mocni w nadziei, bo pomyślny kres jest bliski”.

 

Jeśli się dobrze zastanowić, taka była nadzieja Dziewicy Maryi, trwającej mocno pod krzyżem Jezusa, pewnej, że „pomyślny kres” jest bliski. Maryja jest niewiastą nadziei, Matką nadziei. Na Kalwarii, „wbrew nadziei uwierzyła nadziei” (Rz 4, 18), nie pozwoliła, aby zgasła w Jej sercu pewność zmartwychwstania zapowiedzianego przez Jej Syna. To Ona wypełnia milczenie Wielkiej Soboty miłosnym oczekiwaniem pełnym nadziei, zaszczepiając w uczniach pewność, że Jezus zwycięży śmierć i że zło nie będzie miało ostatniego słowa.

Chrześcijańska nadzieja nie jest łatwym optymizmem ani jakimś placebo dla naiwnych: to pewność, zakorzeniona w miłości i

wierze, że Bóg nigdy nie zostawia nas samych i dotrzymuje obietnicy: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23, 4).

 

Chrześcijańska nadzieja nie jest zaprzeczeniem cierpienia i śmierci, ale jest celebracją miłości Chrystusa Zmartwychwstałego, który jest zawsze z nami, nawet gdy zdaje się być daleko. „Sam Chrystus jest dla nas wspaniałym światłem nadziei i przewodnictwa w naszej nocy, ponieważ On jest «Gwiazdą świecącą, poranną»” (Adhort. apost. Christus vivit, 33).

Podsycanie nadziei

Odkąd została w nas rozpalona iskra nadziei, od czasu do czasu pojawia się zagrożenie, że zostanie ona stłumiona zmartwieniami, lękami i ciężarami codziennego życia. Tymczasem iskra potrzebuje powietrza, aby nadal świecić i odradzać się w wielkim ogniu nadziei. To właśnie delikatny powiew Ducha Świętego podsyca nadzieję. A my na różne sposoby możemy pomóc w jej podsycaniu.

Nadzieja jest podsycana przez modlitwę. Modląc się, zachowujemy i odnawiamy nadzieję. Modląc się, podtrzymujemy iskrę nadziei. „Modlitwa jest pierwszą siłą nadziei. Modlisz się, a nadzieja rośnie, trwa” (Katecheza, 20 maja 2020: L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 6 (423)/2020, s. 13).

Modlitwa jest jak wspinaczka wysokogórska: kiedy jesteśmy na ziemi, często nie widzimy słońca, ponieważ niebo jest pokryte chmurami. Ale jeśli wzniesiemy się ponad chmury, ogarnie nas światło i ciepło słońca; i w tym doświadczeniu odnajdujemy pewność, że słońce jest zawsze obecne, nawet gdy wszystko wydaje się szare.

Drodzy młodzi, kiedy otaczają was gęste mgły strachu, zwątpienia i ucisku, i nie widzicie już słońca, wybierajcie drogę modlitwy. Ponieważ

„jeśli nikt mnie już więcej nie słucha, Bóg mnie jeszcze słucha” (Benedykt XVI, Enc. Spe salvi, 32).

Każdego dnia, w obliczu niepokojów, które nas atakują, poświęćmy czas na odpoczynek w Bogu: „Odpocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja” (Ps 62, 6).

Nadzieja jest podsycana naszymi codziennymi wyborami. Zaproszenie do radowania się nadzieją, które św. Paweł kieruje do chrześcijan w Rzymie (por. Rz 12, 12), wymaga bardzo konkretnych wyborów w codziennym życiu. Dlatego zachęcam was do wyboru stylu życia opartego na nadziei. Podam przykład: w mediach społecznościowych wydaje się, że łatwiej dzielić się złymi wiadomościami niż tymi, które niosą nadzieję. Dlatego składam wam konkretną propozycję: spróbujcie dzielić się słowem nadziei każdego dnia. Stańcie się siewcami nadziei w życiu waszych przyjaciół i wszystkich, którzy was otaczają. Bo rzeczywiście,

nadzieja jest pokorna i jest ona cnotą, którą się wypracowuje – powiedzmy to tak – każdego dnia; [...] każdego dnia trzeba sobie przypominać, że mamy zadatek, że to Duch, pracuje w nas w drobnych rzeczach" (Homilia poranna, 29 października 2019: L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 12 (418)/2019, s. 34).

Zapalić pochodnię nadziei

Czasami wieczorem wychodzicie z przyjaciółmi i, jeśli jest ciemno, bierzecie smartfon i włączacie latarkę, żeby zapewnić światło. Na dużych koncertach tysiące z was porusza tymi nowoczesnymi latarkami w rytm muzyki, tworząc wspaniałą scenerię. W nocy światło sprawia, że widzimy rzeczy na nowo, że nawet z ciemności wyłania się oblicze piękna.

Podobnie jest ze światłem nadziei, którym jest Chrystus. Dzięki Niemu, dzięki Jego zmartwychwstaniu zostaje rozświetlone nasze życie. Z Nim widzimy wszystko w nowym świetle.

Podobno, kiedy ludzie zwracali się do św. Jana Pawła II, aby porozmawiać z nim o jakimś problemie, jego pierwsze pytanie brzmiało: „A jak to wygląda w świetle wiary?”. Spojrzenie oświetlone nadzieją sprawia również, że rzeczy ukazują się w innym świetle. Zachęcam was zatem do przyjęcia tego spojrzenia w waszym codziennym życiu. Chrześcijanin ożywiony Bożą nadzieją jest wypełniony inną radością; radością, która pochodzi z jego wnętrza. Wyzwania i trudności są i zawsze będą, ale jeśli jesteśmy obdarzeni nadzieją „pełną wiary”, stawiamy im czoła, wiedząc, że nie mają one ostatniego słowa, a my sami stajemy się, tym samym, małą pochodnią nadziei dla innych.

Również każdy z was może nią być, w takim stopniu, w jakim wasza wiara staje się konkretna, spójna z rzeczywistością i losami waszych braci i sióstr. Pomyślmy o uczniach Jezusa, którzy pewnego dnia na wysokiej górze ujrzeli Go jaśniejącego chwalebnym światłem. Gdyby pozostali na górze, tylko oni przeżyliby ten piękny moment, ale inni pozostaliby z niego wykluczeni. Trzeba było, żeby zeszli na dół. Nie możemy uciekać od świata, ale musimy ukochać ten czas, w którym Bóg umieścił nas nie bez powodu.

Możemy być szczęśliwi tylko wtedy, gdy będziemy dzielić się otrzymaną łaską z naszymi braćmi i siostrami, których Pan daje nam dzień po dniu.

Drodzy młodzi, nie bójcie się dzielić ze wszystkimi nadzieją i radością Chrystusa Zmartwychwstałego! Strzeżcie iskry, która została w was zapalona, ale jednocześnie nieście ją naprzód. Zobaczycie, że będzie wzrastała! Nie możemy zatrzymać chrześcijańskiej nadziei dla siebie, jako pięknego uczucia, ponieważ ona jest przeznaczona dla wszystkich. Bądźcie blisko zwłaszcza tych waszych przyjaciół, którzy na pozór się uśmiechają, ale w swoim wnętrzu płaczą, będąc ubogimi w nadzieję. Nie dajcie się zarazić obojętnością i indywidualizmem: pozostańcie otwarci, jako nurty, którymi może płynąć nadzieja Jezusa i rozprzestrzeniać się w środowiskach, w których żyjecie.

Chrystus żyje. On jest naszą nadzieją, jest najpiękniejszą młodością tego świata!”

(Adhort. apost. Christus vivit, 1). Tak pisałem do was prawie pięć lat temu, po Synodzie poświęconym młodzieży. Zachęcam was wszystkich, zwłaszcza osoby zaangażowane w duszpasterstwo młodzieży, do wzięcia do ręki Dokumentu Końcowego z 2018 r. i adhortacji apostolskiej Christus vivit. Nadszedł czas, aby wspólnie określić, w jakim miejscu się znajdujemy i z nadzieją zaangażować się na rzecz całkowitego przełożenia na praktykę tego niezapomnianego Synodu.

Zawierzmy całe nasze życie Maryi, Matce Nadziei. Ona uczy nas nosić w naszym wnętrzu Jezusa, naszą radość i nadzieję, i dawać Go innym. Dobrej drogi, drodzy młodzi! Błogosławię was i towarzyszę wam w modlitwie. Wy także módlcie się za mnie!

 

W Rzymie, u św. Jana na Lateranie, dnia 9 listopada 2023 roku, w święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej

O SYNODZIE ... 2O23 r

„Niedopuszczalne i niekatolickie tezy”. Przewodniczący KEP napisał do papieża ws. niemieckiej „drogi synodalnej”

„Z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg” – napisał abp Stanisław Gądecki.

KAI

DODANE 14.11.2023 18:07

„Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego” – napisał arcybiskup poznański Stanisław Gądecki w liście do papieża Franciszka.

Zdaniem przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski  autorzy dokumentu roboczego Synodu Biskupów „Instrumentum Laboris” „wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg (droga synodalna) są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu”.

List przewodniczącego KEP, arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego do Papieża Franciszka

Rzym, 9 października 2023 roku

Wasza Świątobliwość,

W dzień rozpoczęcia Synodu otrzymałem mailem dokument zatytułowany „Decyzja Drogi Synodalnej Kościoła Katolickiego w Niemczech”. Punktem wyjścia do analizy sytuacji Kościoła katolickiego w tym kraju jest kryzys nadużyć seksualnych w niemieckim Kościele. Autorzy wydają się tak zawstydzeni sposobem reakcji niemieckich biskupów na doniesienia o nadużyciach seksualnych ze strony duchownych, że postanawiają dokonać rewolucji obyczajowej i prawnej w Kościele powszechnym. Jednak wydaje się, że nie byłaby to rewolucja ewangeliczna, lecz raczej inspirowana ideologiami lewicowo-liberalnymi.

W Instrumentum laboris (B 3.4) postawiono pytanie o stopień autorytetu doktrynalnego jaki można przypisać rozeznaniu dokonywanemu przez pojedynczą konferencję episkopatu oraz przez zgromadzenie kontynentalne. Chodzi o to, czy mogą one być „pojmowane jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym”? Wydaje się, że poszukując odpowiedzi nie można abstrahować od tego, co działo się w związku z ogłoszonym przez Waszą  Świątobliwość procesem synodalnym, i co może mieć jawny lub ukryty wpływ na przebieg rzymskich sesji Synodu.

Trzy główne tematy, to zmiana ustroju Kościoła, zmiana nauczania na temat moralności seksualnej oraz udzielanie kobietom święceń diakonatu i prezbiteratu. Pierwsze jest warunkiem sine qua non realizacji kolejnych celów. W punkcie wyjścia przyjmuje się zasadę inkulturacji. Kościół powinien jak najbardziej upodobnić się do świata, który w swojej liberalno-demokratycznej wersji stanowi wzorzec humanizmu. Kościół rzeczywiście „docenia demokrację”, ale tylko wówczas, gdy ufundowana jest ona na gruncie poprawnej koncepcji osoby. Przypomina także, że „łatwo przemienia się [ona] w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (CA 46). Pojawia się pytanie, gdzie faktycznie demokracja funkcjonuje w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej, tzn. np. szanując prawo do życia każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci? Ponadto przy wszystkich swoich dobrych cechach, liberalna demokracja nie jest w pewnością jedynym dobrym ustrojem. Wystarczy przypomnieć sobie klasyfikację ustrojów politycznych dokonaną przez Arystotele

Synodale Weg domaga się, aby Kościół przyjął za swój ustrój polityczny dominujący dzisiaj na Zachodzie, wraz ze wszystkimi zasadami działania demokratycznej biurokracji, poczynając od nadzoru świeckich nad duchowieństwem, transparentnością procesów podejmowania decyzji, uczestnictwem świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych czy kadencyjnością sprawowania urzędów. Władza papieża i biskupów powinna być ograniczona i podlegać nadzorowi świeckich zorganizowanych w równoległą do hierarchicznej strukturę władzy.

Drugim tematem jest błogosławienie różnego typu związków niesakramentalnych, w tym związków osób jednej płci. Można postawić pytanie, po co błogosławieństwo ludziom żyjącym w grzechu? Udzielona odpowiedź jest stosunkowo prosta: ludzie ci sami zgłaszają się po błogosławieństwo, a poza tym – jak twierdzą autorzy dokumentu – ludzie ci nie żyją w grzechu śmiertelnym i nie są pozbawieni łaski. Grzechem natomiast jest nauczanie Kościoła, które jest odbierane nie tylko jako niemiłosierne i dyskryminujące, ale wręcz – zdaniem autorów – czyni Kościół odpowiedzianym za prześladowania i samobójstwa osób transgender. Kościołowi bowiem nie wolno negatywnie oceniać żadnego ludzkiego zachowania, które podejmowane jest w imię miłości. Miłość usprawiedliwia wszystko i czyni wszystko dobrym. Wszystko, co jest wyrazem auto-determinacji z zasady jest dobre i za takie powinno być uznane przez Kościół. Uznanie zaś oznacza tu udzielenie błogosławieństwa. Za sprawą uzyskanego benedictio (a nie przez nawrócenie) ludzie chcą ustawić swoje życie w kierunku Boga, mimo iż ich działanie pozostaje sprzeczne z prawem Bożym.

Tradycyjnie w nauczaniu Kościoła relacje między ludźmi, włączając w to relacje seksualne, podlegają moralnemu wartościowaniu. Św. Augustyna wprawiało w zdumienie, że nie tylko święci i oddani całym sercem Bogu kierują się w życiu miłością, ale czynią tak również zatwardziali grzesznicy. Wystarczy pomyśleć o rabusiach grasujących na drogach, którzy raczej zniosą najcięższe tortury, niż wyjawią imiona swoich towarzyszy. „Nie byliby do tego zdolni, gdy nie było w nich wielkiego uzdolnienia do miłości” (Facere tamen ista sine magno amore non poterunt)[1]. Istnieją jednak dwa rodzaje miłości: „miłość Boża aż do pogardy siebie samego posunięta” i „miłość własna aż do pogardy Boga posunięta”[2]. Miłość zatem nie wszystko usprawiedliwia i nie wszystko czyni dobrym. Zgodnie zaś z podejściem katolickim traktujemy z szacunkiem każdego człowieka, ale nie każdy ludzki wybór.

Autorzy dokumentu oczekują, że Kościół uzna za dobre i prowadzące do uświęcenia, obok małżeństwa sakramentalnego, także „wolne związki”, związki cywilne, związki partnerskie, związki osób jednej płci itp. Społeczna ich akceptacja – ich zdaniem – musi znaleźć wyraz w liturgii Kościoła. Słuchając tego trzeba pamiętać, że, z godnie z dynamiką tego procesu dostrzeganą w świeckim świecie, legalizacja związków partnerskich jest tylko pierwszym krokiem na drodze do „małżeństwa dla wszystkich”. Proponowane vacatio legis tzn. podjęcie decyzji dziś, a wprowadzenie jej w życie „dopiero” w marcu 2026 r. ma na celu osłabienie sprzeciwu ze strony wiernych. Zdaniem Synodale Weg całe nauczanie Kościoła na temat gender powinno być gruntownie zmienione, gdyż nie odpowiada samorozumieniu osób transgender. Zawiera jedynie – jak mówią – kościelne „insynuacje”. Żądanie obejmuje także reinterpretację Biblii, w tym Księgi Rodzaju 1,27.

Autorzy dokumentu wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu.

Gdyby konferencjom episkopatów bądź też zgromadzeniom kontynentalnym została udzielona kompetencja doktrynalna, powyższe tezy zostałyby uznane za katolickie i – być może – zostałyby narzucone innym konferencjom kontynentalnego zgromadzenia, pomimo ich ewidentnie niekatolickiego charakteru.

Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na te skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg, ufając że depozyt apostolski, którego Stróżem i Powiernikiem jest Wasza Świątobliwość pozostanie nienaruszony.

Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego.

Matce Kościoła życie i posługę Waszej Świątobliwości powierzam, zapewniając o modlitwie wiernych i pasterzy Kościoła, który jest w Polsce oraz proszę o apostolskie błogosławieństwo.

Z synowskim oddaniem,

WWW.GOSC.PL → SYNOD CHRONI NAS PRZED „SEKCIARSTWEM”

Synod chroni nas przed „sekciarstwem”

Papież Franciszek aktywnie uczestniczy w obradach.
VATICAN MEDIA/ABACA/EAST NEWS

Synod jest już za półmetkiem. Co mogę o tym czasie powiedzieć?

Bałbym się Kościoła, który jest zwartym monolitem wykluczającym przestrzeń na rozmaite poglądy, różnice zdań, odmienne podejścia, w którym się nie rozmawia, nie słucha siebie nawzajem, nie rozeznaje. Jeśli taki byłby Kościół – przy całej złożoności tworzących go lokalnych społeczności i specyfice ludzi wywodzących się z odmiennych kręgów kulturowych, różnych kontynentów, tradycji, doświadczeń historycznych oraz innych procesów dziejowych – przypominałby raczej sektę niż wspólnotę ludzi wolnych, zjednoczonych we wspólnej wierze i miłości. Prawda jest taka, że Kościół nigdy w swej historii monolitem nie był i nigdy nim nie będzie. Tęsknota za taką wizją i próba jej realizacji to w gruncie rzeczy dążenie do wyeliminowania z tej wspólnoty tych, którzy naszej wizji nie chcą się podporządkować. Nie znaczy to, że nie powinniśmy wierzyć w słuszność naszych racji. Wyjeżdżając na synod do Rzymu, byłem przekonany, że istotą czasu synodalnych spotkań nie będzie wprowadzanie zmian doktrynalnych, ale poszukiwanie nowych duszpasterskich rozwiązań dla Kościoła, po to, aby skuteczniej ewangelizować i lepiej odpowiedzieć na wyzwania, które przed eklezjalną wspólnotą stawia współczesny świat. Również teraz właśnie na to kładę akcent, gdy w takiej czy innej formie mam okazję przedstawiać moje stanowisko.

Dziękujemy

Kard. Grzegorz Ryś dla GN: Papież nie boi się pytań

GRZEGORZ MICHAŁOWSKI /PAP

O granicach dialogu, wypowiedziach Franciszka o Rosji i niemedialnym pokoju mówi kard. Grzegorz Ryś.

Jacek Dziedzina: Z kardynałem Grzegorzem Rysiem będzie trudniej umówić się na wywiad niż dotąd z arcybiskupem Grzegorzem?

Kard. Grzegorz Ryś: Nie sądzę. Obowiązków rzymskich na razie mi nie przybywa. Kardynałowie muszą oczywiście stawić się na konsystorz zwyczajny, są też konsystorze nadzwyczajne, ale to nie zdarza się często. Nie wiem, czy Ojciec Święty będzie chciał mnie powołać do jeszcze jakiejś dykasterii, ale nawet jeśli, to nie każda z nich zbiera się co dwa tygodnie, jak w przypadku Dykasterii ds. Biskupów, której jestem członkiem. Zresztą jeśli chodzi o media, to nie jest chyba kwestia czasu, tylko woli po obu stronach.

A jest po obu stronach? Nie ma zmęczenia dociekliwymi lub naiwnymi pytaniami dziennikarzy?

Nie, ja osobiście nie mam takiego doświadczenia. Jeśli już się umawiam na rozmowę, bo ktoś o nią poprosił, to z reguły są to wartościowe spotkania. W całym kapłańskim życiu może cztery razy czułem się zmanipulowany przez media.

Nie pojawiła się myśl, by odtąd trzymać dziennikarzy na dystans?

Nie. Ale kiedyś zapytałem papieża, gdzie jest granica dialogu. Z kim nie powinienem rozmawiać. Franciszek zastanawiał się przez chwilę i odpowiedział: „Nie rozmawiaj z kimś, kto chce tobą manipulować”. Nie rozmawia się z człowiekiem, który potrzebuje rozmowy nie ze względu na treść, tylko żeby siebie uwiarygodnić. W mediach martwią mnie też inne rzeczy, na przykład dominująca przewaga komentarza nad opisem rzeczywistości. Mam nieraz poczucie, że nikt mi nie chce pokazać rzeczywistości jako takiej, tylko wszyscy muszą ją skomentować. A ja nie mam do końca pewności, czy zawsze jestem tego komentarza ciekaw.

Dziękujemy, że jesteś z 

KOŚCIÓŁ

Moje dotychczasowe doświadczenie na Synodzie

Przed rozpoczęciem XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego s. Marie Solange Randrianirina opowiedziała o tym, jak proces synodalny w Afryce „wzmocnił zaangażowanie wszystkich ochrzczonych w życie Kościoła” i wyraziła marzenie: „aby synodalność stała się namacalna w Kościele na wszystkich poziomach”.

Siostra Marie Solange Randrianirina

Moje doświadczenie dotyczące Synodu „Ku Kościołowi synodalnemu - komunia, uczestnictwo, misja” rozpoczęło się, gdy Konferencja Episkopatu Madagaskaru mianowała mnie uczestniczką krajowej grupy odpowiedzialnej za animację i przygotowanie Kościoła na całej wyspie do przeżywania tego wydarzenia. W grupie było nas siedmioro - trzech księży diecezjalnych, kapłan - zakonnik, świecka kobieta i świecki mężczyzna oraz ja - siostra zakonna, oczywiście wraz z biskupem powołanym do udziału w Synodzie. To właśnie w tej grupie rozpoczęło się nasze doświadczenie „podążania razem” poprzez sposób życia naznaczony komunią, misją i uczestnictwem, do którego zaprasza nas Papież Franciszek jako synów i córki Boga.

Zdjęcie grupowe uczestników Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce, 1-6 marca 2023 r., Addis Abeba, Etiopia

W naszej grupie różnimy się wzajemnie pod wieloma względami, takimi jak stan życia, wiedza, talenty, społeczność, z której pochodzimy, wiek, a także charakter każdego z nas... Jednak łącząca nas miłość do Kościoła i zaakceptowanie różnic, które okazywały się różnorodnością. To stało się moim pierwszym krokiem w kierunku synodalności. Od takiej postawy zależy bowiem gotowość do słuchania, także słuchania Ducha Świętego, Protagonisty Synodu, słuchania innych, a także budowania „wspólnego domu” oraz zdolność do rozeznawania. Następnie słuchanie i przyjmowanie innych stawały się coraz ważniejsze, gdy nawiązywałam relacje ze wszystkimi uczestnikami Synodu na poziomie diecezjalnym, następnie na poziomie krajowym i wreszcie na poziomie kontynentalnym - podczas spotkania, które odbyło się w Addis Abebie (w Etiopii), na początku marca. Słuchanie jest ważne szczególnie teraz, gdy Kościół na całym świecie przeżywa doświadczenie „podążania razem”. W ten sposób powoli poszerzałam przestrzeń mojego „namiotu”, aby nawiązać komunię z wszystkimi, którzy stawali się członkami mojej rodziny, sąsiadami i przyjaciółmi.

Celebracja Eucharystii podczas Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce

Czego niecierpliwie oczekuję

W modlitwie za Synod bardzo podoba mi się fragment, który mówi: „Jesteśmy słabi i grzeszni, nie dozwól, abyśmy wprowadzali nieład. Nie pozwól, by niewiedza sprowadziła nas na niewłaściwą drogę albo stronniczość wpływała na nasze działania”. Przede wszystkim oczekuję, że ta modlitwa stanie się rzeczywistością w naszym Kościele. Jeśli Kościół, poprzez swoich synów i córki, będzie żył swoimi postanowieniami, to dobrze będzie w nim przebywać i w ten sposób, podążając razem ze społeczeństwem, rozleje się szeroko jak oliwa.

Synod jeszcze bardziej pomógł zbliżyć się do siebie ludziom z różnych grup społecznych. Sprzyja duchowi komunii i wzajemnemu słuchaniu oraz dzieleniu. Wszyscy, zwłaszcza świeccy, byli entuzjastycznie nastawieni do możliwości wypowiedzenia się na temat istotnych kwestii, kształtujących ich relacje z Kościołem. Synod wzmocnił zaangażowanie wszystkich ochrzczonych w życie Kościoła. Oczekuję zatem niecierpliwie, że synodalność stanie się widoczna w Kościele na wszystkich poziomach.

Delegatka na Kontynentalnego Zgromadzenia Synodu w Afryce zabiera głos podczas Zgromadzenia

Czym Synod jest dla mnie i dla sióstr zakonnych w Afryce

Synod o „synodalności”, zwłaszcza sposób, w jaki jest przeprowadzany, stanowi wspaniałą okazję do podkreślenia, że wszyscy, bez wyjątku, są użyteczni w Kościele. Tak więc każdy i każda, zgodnie z otrzymanym darem (1 Kor 12, 4-7), umiejętnościami i powołaniem, uczestniczy w misji Kościoła. Synod otwiera nas na łaskę zrozumienia, że nie możemy sami iść do Boga i że Kościół potrzebuje swoich dzieci, aby wypełniać misję ewangelizacyjną w dzisiejszym świecie. Dlatego nie chodzi o to, aby ingerować w pełnione przez innych obowiązki czy walczyć o urząd, ale raczej o komplementarność i wzajemny szacunek. Siostry zakonne w Afryce są jak ewangeliczne kobiety, które szły za Jezusem, angażując się w głoszenie Dobrej Nowiny właśnie jako kobiety i zgodnie ze swoimi charyzmatami. Synod wzywa nas przede wszystkim, abyśmy przyjrzały się naszemu sposobowi „podążania razem” w naszym Zgromadzeniu, a następnie sposobowi „podążania razem” z Kościołem i społeczeństwem afrykańskim, w którym żyjemy. Daje nam również okazję, aby inni nas usłyszeli i byśmy razem tworzyli rodzinę Bożą.

Siostra Solange (po lewej) z innymi uczestnikami Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce wraz z kardynałem Berhaneyesus Demerew, C.M, arcybiskupem metropolitą Addis Abeby

Droga synodalna nie zawsze przypomina długą, spokojną rzekę, nie jest pozbawiona problemów, ale jestem przekonana, że pragnąc wspólnie podążać i znosić trudności, osiągniemy wymierne owoce, ponieważ „w pojedynkę idzie się szybciej, ale razem dochodzi się dalej” (przysłowie afrykańskie). Tak więc uległość Duchowi Świętemu popycha nas do otwarcia się na innych, daje nam pewność słuchania siebie nawzajem i pomaga uczyć się od siebie nawzajem, ponieważ różnorodność jest bogactwem i gwarancją, która pozwala nam skutecznie przeżywać naszą tożsamość w drodze „ku Kościołowi synodalnemu - komunii, uczestnictwu i misji”.

TWÓJ WKŁAD W WIELKĄ MISJĘ: WSPOMÓŻ NAS W NIESIENIU SŁOWA PAPIEŻA

///////////////////////

Abp Adrian Galbas dla „Gościa Niedzielnego” o Synodzie: Wystraszeni mogą się uspokoić

ANGELO CARCONI /EPA/PAP

O swoim doświadczeniu spotkania synodalnego w Rzymie mówi jego uczestnik, abp Adrian Galbas.

Franciszek Kucharczak: Skończyła się pierwsza część rzymskiego etapu Synodu o synodalności. Jego członkowie, w tym Ksiądz Arcybiskup, siedzieli w auli przy okrągłych stołach. W dokumencie podsumowującym przeczytałem, że było to nawiązanie do biblijnego obrazu uczty weselnej. Było się z czego weselić?

Abp Adrian Galbas: To porównanie do godów Baranka jest chyba przesadzone, ale uczciwe pogadanie, także o trudnych sprawach, zawsze jest czymś pożytecznym i wzbogacającym. Stoliki stolikami, ale ważniejsze, że nie było w tym nerwowej szarpaniny, jakiegoś przepychania swoich poglądów czy stanowisk. Była bardzo spokojna rozmowa, w której duże znaczenie miało świadectwo swojego przeżywania Kościoła. Było to przeplatane dużą dawką wspólnej modlitwy i zachętą do osobistej refleksji. Wszystko to razem sprawiło, że spotkanie w Rzymie było dużo spokojniejsze niż to kontynentalne w Pradze. Tam raczej dominowała chęć przewalczenia swojego stanowiska – przynajmniej takie miałem wrażenie.

Może pomogła w tym formuła, w jakiej się odbywało spotkanie rzymskie? Bo na przykład nie było możliwości prowadzenia polemik.

O tym, jak to będzie wyglądało, zostaliśmy poinformowani dopiero w dniu rozpoczęcia spotkania. Chyba było to spore zaskoczenie dla tych, którzy przyjechali z przygotowanym stanowiskiem i zamiarem, żeby innych przekonać. Tu raczej nie było możliwości prowadzenia bujnych polemik. Nie było też wielkich awantur…

Czy spokojowi służyło też to, że nie zostali tam dopuszczeni dziennikarze? Niektórzy podejrzewali, że to z chęci ukrycia prawdy.

Nie każda dyskusja musi być publiczna. Na posiedzenia rządu też nie są wpuszczani dziennikarze. Papież na początku powiedział: „Dziennikarze robią dobrą robotę. Nie lekceważymy ich oraz ich pracy, ale teraz dajmy światu przede wszystkim jeden komunikat: że Kościół się tutaj, na tym synodzie, trochę zatrzymał, przede wszystkim po to, żeby posłuchać”. I zachęcił nas, żebyśmy nie biegali od redakcji do redakcji i od studia do studia, tylko skupili się na tym, co się dzieje na synodzie. Opinia, że tu przy czymś majstrujemy, czymś manipulujemy i dlatego nie można tego powiedzieć publicznie, jest kompletnie nieprawdziwa.

Dziękujemy, że jesteś z namiTo dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

NIE PIJE !Naprawdę ludzie giną przez ALKOHOL.PRACA PRZEZ CAŁY ROK AA KAŻDA NIEDZIELA GODZ 19.00 ZAPRASZAMY też Panie. par JAZGARZEW STARA PLEBANIA

"SPOTKAŁEM CZŁOWIEKA PIJANEGO..."

Święty Maksymilianie, który tyle razy przypominałeś, że szatan przy pomocy alkoholu zabiera Chrystusowi wiele dusz nieśmiertelnych, miej nas w swojej opiece. Poświęcając się dla drugiego człowieka, pokazałeś jak wielką wartość ma życie ludzkie. Ciebie więc Kościół w Polsce chce uznawać za Patrona Trzeźwości. Wyjednaj, prosimy, moc naszemu katolickiemu narodowi, który Maryi Jasnogórskiej uroczyście ślubował walkę z pijaństwem. Pomóż nam skutecznie zachęcać bliźnich do życia w trzeźwości. Amen.  *   *  

*    Św. Maksymilian Maria Kolbe trzeźwość propagował przez różne dzieła, szczególnie na łamach “Rycerza Niepokalanej”. Jego stosunek do ludzi pijących alkohol dobrze charakteryzuje  notatka z jego pamiętnika z czasu podróży do Rzymu w 1930 r: “Pijak w rowie; zbawić duszę pijaka, który wstał z łóżka i poszedł do rowu, gdzie jest ta dusza do zbawienia ” (por. http://www.mi.franciszkanie.pl/pisma/body.php?id=5&pomk=982&pamietnik=all )

Jako człowiek światły wiedział, że walka z piciem alkoholu to nie zmaganie się z jakąś substancją materialną, lecz że jest to walka w wymiarze duchowym. Dlatego dążenie do całkowitej wolności od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu – na wzór Maryi – uważał za fundament pracy nad otrzeźwieniem Narodu. “Niepokalana – uczył więc św. Maksymilian – oto nasz ideał. … Nieście wszędzie miłość i ufność ku Maryi Niepokalanej, a ujrzycie, że nawet z oczu najzatwardzialszych grzeszników popłyną łzy, opróżnią się więzienia, zwiększy się zastęp trzeźwych pracowników, a ogniska domowe zawonieją cnotą, pokój i szczęście wyniszczy niezgodę i ból.” (por. Ramowy Regulamin Ruchu Trzeźwości im. Św. Maksymiliana Kolbego, Zakroczym 1986, str.5).

14 sierpnia, w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, będziemy obchodzić 73. rocznicę śmierci św. Maksymiliana Kolbego w bloku śmierci w Auschwitz. O. Kolbe zgłosił się dobrowolnie za przeznaczonego na śmierć Franciszka Gajowniczka, który osierociłby żonę i dzieci.

oprac. Jaromir Kwiatkowski

ks. Paweł Siedlanowski Złoty strzał? Proszę bardzo! -Mocniej, szybciej! Czym różnią się tradycyjne narkotyki od dopalaczy?

Żyjemy w czasach, kiedy to na niespotykaną dotąd skalę wzrasta ilość dostępnych na rynku substancji psychoaktywnych - supernowoczesnych narkotyków. Coraz mocniejsze stanowią atrakcyjną alternatywę dla duchowej pustki. Niestety, coraz częściej też zabijają.

Według prof. Mariusza Jędrzejki z Centrum Profilaktyki Społecznej obecnie w Polsce ćwierć miliona osób sięga po narkotyki i dopalacze. Liczba ta stale rośnie. - Bywa, że po substancje psychoaktywne sięgają już nastolatkowie! Tego dotąd nie notowaliśmy! Ośrodki terapeutyczne są przepełnione. Mój najmłodszy pacjent miał 12 lat, pacjentka -13 lat! - tłumaczył profesor podczas konferencji „Widzę - rozmawiam - reaguję”, która odbyła się 29 maja w Siedlcach. Przerażające.

Mocniej, szybciej!

Czym różnią się tradycyjne narkotyki od dopalaczy? Odpowiedź jest złożona. Pierwsze (marihuana, kokaina, heroina, różnego rodzaju substancje halucynogenne pochodzenia naturalnego itp.) działają, uderzając głównie w ośrodkowy układ nerwowy, receptory bólu, zmysły. W zależności od rodzaju wolniej lub szybciej uzależniają - zazwyczaj potrzebny jest na to określony czas (amfetamina uzależnia mniej więcej po pięcio-, siedmiokrotnym seryjnym zażyciu, kokaina - po czterokrotnym, heroina po dwu-, trzykrotnym). Nowe substancje psychoaktywne (NSP) także oddziałują na ośrodkowy układ nerwowy, a dodatkowo - na układ oddechowy, motorykę, układ krążenia. Szybciej uzależniają (nawet po jednokrotnym zażyciu!). NSP powodują nieodwracalne zmiany w organizmach ludzi, którzy je biorą - wielu z nich nigdy nie będzie normalnie funkcjonować i będą wymagać stałej opieki medycznej (wg danych CPS ich liczba w Polsce wynosi obecnie ponad 28 tys.). Zapłacą za to podatnicy.

Jeszcze dziesięć lat temu przedawkowanie środków psychoaktywnych statystycznie stanowiło 21 przyczynę zgonów w Polsce - dziś jest to miejsce szóste! Powód? Dopalacze zawierające szkodliwe substancje są powszechnie dostępne na rynku. Z pomocą potencjalnym nabywcom przychodzą sklepy internetowe. Szokuje wysoki poziom organizacji dystrybucji narkotyków. Przykład: wystarczy zadzwonić pod odpowiedni numer zarejestrowany np. w Czechach czy Słowacji, wypowiedzieć określone zdanie, zapłacić wskazaną kwotę przy pomocy internetowej waluty (tzw. bitcoin) i przez wskazany (stosunkowo niedługi) czas nie rozłączać się, tak by telefon można było łatwo namierzyć. W dużym mieście w ciągu kilkunastu minut następuje dostawa...

Wewnętrzna destrukcja

Kreatywność handlarzy sprawia, że wiele z NSP jest praktycznie niewykrywalnych tradycyjnymi metodami (węch psa, specjalistyczne urządzenia). Mogą być np. zawarte w próbkach kremów, kosmetyków, także w chusteczkach, koszulkach, bieliźnie - wystarczy je tylko namoczyć w wodzie, aby „odzyskać” pożądaną substancję! I po temacie!

Nowoczesne narkotyki działają zazwyczaj bardzo intensywnie (już po kilkunastu sekundach od zażycia), całkowicie wyłączając świadomość biorcy, wyzwalając w organizmie ogromne dawki dopaminy. Niestety, często idzie to w parze z wewnętrzną destrukcją. I tak na przykład jednym ze skutków ubocznych może być przerwanie połączeń neuronów. Efekt? Zanika zdolność kojarzenia. Ktoś staje na brzegu okna i skacze - nie rozumie, co to znaczy wysokość. Nie odróżnia przedmiotów, zagrożeń: wchodzi pod koła samochodu, tarza się po ziemi, raniąc swoje ciało, kalecząc się, topi się. Nie wie, do czego służą schody, winda. Nie czuje bólu, zmęczenia.

Ta siła, paradoksalnie, kusi... Ludzie żyją dziś pod ogromną presją, w permanentnym stresie. Stawiają sobie ogromne wyzwania. Chcąc odreagować, fundują sobie „odlot”. Bywa, że ostatni. Mają pieniądze, dlatego są celem intensywnych zabiegów producentów i handlarzy. Dla nich produkuje się NSP, tworzy sieci dystrybucji. Z „pomocą” przychodzą celebryci (słynna „akcja” z Korą tłumaczącą, że narkotyki zamówiła suczka Ramona), lansując modę i określony styl życia.

Golden shot? Proszę bardzo!

Jeszcze niedawno problemem były prowizoryczne wytwórnie dopalaczy. Mieszano składniki w dużej dowolności, co sprawiało, że kiedy po ich zażyciu ktoś trafiał na oddział szpitalny - pomimo znajomości opakowania i nazwy środka - leczenie było nieskuteczne. Dlaczego? Ponieważ zawierał inny skład niż ta sama substancja, z którą lekarze już się zetknęli. Zdarza się, że producenci dodają do aktywnego proszku sproszkowane szkło - kalecząc jelita, sprawia, że następuje szybsze wchłanianie.

Dziś mamy do czynienia z nowym zjawiskiem: ponieważ rynek NSP przynosi ogromne zyski, produkcją zajęli się wysokiej klasy specjaliści. Substancje są coraz mocniejsze, generują też coraz więcej skutków ubocznych. Obecnie najsilniejszym syntetycznym narkotykiem dostępnym w Polsce jest klefedron 4CMC. Nieco starszy, choć nadal dostępny, to mefedron (4-metolometkatynon) - wygląda identycznie jak amfetamina, ale jest 100 razy od niej silniejszy. Szybko uzależnia, może występować w postaci czystej lub jako domieszka dopalaczy.

Bardzo zaawansowane są prace nad substancjami psychoaktywnymi trzeciej generacji - tzw. syntetyczną heroiną. Cel jest prosty: uzależnienie już po jednokrotnym zażyciu (tzw. golden shot - złoty strzał). Chodzi głównie o uzależnienie psychiczne, które jest znacznie trudniejsze do wyleczenia. Ewentualna terapia trwa miesiącami i jest kosztowna. Syntetyczne katynony potrafią wzmocnić działanie narkotyku od 100 do 1000 razy! W myśl różnych szacunków w Stanach Zjednoczonych tylko w minionym roku właśnie syntetyczna heroina zabiła ponad 30 tys. osób.

A co z poczciwą „marychą”? - może ktoś zapytać. Niestety, nadal jest powszechnie dostępna. Mówi się, że uzależnia po dziesięciokrotnym seryjnym zażyciu. Czasem młodzi ludzie tłumaczą, że np. w Holandii można ją w wyznaczonych miejscach nabyć legalnie. OK. Problem leży gdzie indziej: dostępna tam marihuana zawiera 3-4% THC (TetraHydroCannabinol - substancja psychoaktywna), dlatego jej szkodliwość jest znikoma. W Polsce ów współczynnik zaczyna się od 12 THC. Dlaczego? Często już na etapie produkcji „podrasowuje” się ją poprzez dodawanie syntetycznych kannabinoidów, które wzmacniają działanie środka do dziesięciu razy. Po co się to robi, inwestuje dodatkowe środki? Aby szybciej uzależnić.

Dochodowy biznes

Nowe substancje psychoaktywne są bardziej skondensowane, „wydajniejsze”, co sprawia, że ich produkcja jest bardziej opłacalna. I tak np. z jednego kilograma kokainy można wyprodukować ok. 2 tys. porcji, z jednego kilograma klefedronu robi się od 100 tys. do 1 mln „działek”! Pieniądze są z tego ogromne! Zatrudnia się ludzi posiadających wielką wiedzę, płacąc im krocie. A jako że za pieniędzmi idzie chęć władzy, coraz częściej przedstawiciele mafii, lobby narkotykowego zajmują eksponowane stanowiska w rządzie, parlamentach. Opanowali Afganistan, Maroko, część Meksyku. Spory problem z tym mieli niedawno Słowacy.

Co robi policja? Wnikliwie monitoruje rynek narkotyków i dopalaczy, ciągle uaktualniany jest indeks substancji zakazanych. Problem w tym, że prawo jest zawsze tuż za chemią. Wprowadza się nowe substancje, które do momentu zakazania dystrybucji legalnie są sprzedawane na rynku. Pojawił się mefedron - zakazano go. I zaraz włączono do obrotu jego zmodyfikowaną (legalną) wersję - befedron itd. Możliwości jest nieskończenie wiele. Zamykane sklepy z dopalaczami po kilku tygodniach otwierane są pod inną nazwą. Dużo tu z logiki błędnego koła...

Mitem jest stosowanie „leczniczej marihuany” - z konopi indyjskich wyodrębnia się co najwyżej trzy substancje z grupy kannabinoidów, które mogą być pomoce w terapii. I tylko tyle.

Co jeszcze warto wiedzieć?

Napoje energetyzujące. Ich zbyt nie jest zakazany, nie są NSP, ale trzeba pamiętać, że nie powinny po nie sięgać dzieci w wieku do 15-16 roku życia. Obecne tam substancje zaburzają krążenie, metabolizm, sen, nienaturalnie pobudzają. Zawarta w nich kofeina uzależnia, deformuje zdolność oceny możliwości organizmu. Dorośli mogą je spożywać, ale też trzeba pamiętać, że niebezpieczne jest mieszanie ich np. z alkoholem. Szok, jaki wtedy następuje, może spowodować stan śpiączki, a nawet śmierć.

Absolutnie pod kontrolą rodzicielską muszą się znaleźć legalnie dostępne substancje zawierające kodeinę czy pseudoefedrynę (obecne np. w syropach na kaszel, lekach przeciwgorączkowych). W większych dawkach działają analogicznie jak amfetamina.

Co robić? Działać! Alarmować, edukować, tłumaczyć. Uczyć asertywności i pokazywać skutki działania narkotyków, nowych środków psychoaktywnych. Demaskować kłamstwa. Nie bać się w każdej sytuacji alarmować policję.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 24/2018

OCALENI MIMO ABORCJI -z Gościa Niedzielnego

Aborcja: Ocaleńcy W  USA żyje co najmniej 200 osób, które urodziły się, przeżywszy własną aborcję. Posłuchaj niesamowitych historii kilkorga z nich.

JAROSŁAW DUDAŁA

Gianna Jessen

 

Południowa Kalifornia, 6 kwietnia 1977 r. Wcześnie rano 17-letnia Tina przyszła do kliniki aborcyjnej, prowadzonej przez Planned Parenthood – organizację, która przeprowadza najwięcej aborcji na świecie. Tina była w ósmym miesiącu ciąży. Ojciec dziecka też miał 17 lat. Tina dostała do macicy zastrzyk z roztworem, zawierającym sól i substancje powodujące skurcze. Działanie takiej mieszanki jest potworne. Sól wyżera płuca nienarodzonego dziecka i jego skórę, a kurcząca się macica w ciągu 24 godzin wyrzuca z siebie martwe ciałko. Tkanki płodu – jak mówią aborcjoniści. Tego dnia w klinice, do której przyszła Tina, zostało w taki sposób uśmierconych 30 dzieci. W jakim szoku musieli być tamtejsi aborcjoniści, gdy o szóstej rano następnego dnia powietrze rozdarł płacz dziecka, które najwyraźniej okazało się silniejsze od śmiertelnego zastrzyku.

Przeżyła aborcję 1/2
ODDYMARKOW

- Powinnam być ślepa i poparzona, powinnam być martwa, ale urodziłam się żywa. Ha! Nie wygrali! W akcie urodzenia mam napisane: „urodzona w trakcie aborcji”, a poniżej jest podpis lekarza, który tę aborcję przeprowadzał.

Lekarze w szpitalu stwierdzili, że na skutek niedotlenienia w trakcie porodu u dziewczynki nastąpiło mózgowe porażenie dziecięce. – Powiedzieli, że jedyne, co będę kiedykolwiek potrafiła, to leżeć – opowiada kobieta.

Gdy Gianna miała 12 lat, zaczęła dokładniej dopytywać się o przyczyny swej niepełnosprawności.
– Czy to z powodu aborcji? – spytała w końcu wprost.
– Tak. Skąd wiedziałaś? – spytała jej adopcyjna mama Diana.
– Po prostu wiedziałam – odparła Gianna.
Innym razem Gianna spytała przybraną matkę:
– Mamo, kiedy Bóg mnie uzdrowi?
– Być może nie jest to Jego wolą, ale On na pewno chce cię użyć w szczególny sposób – odpowiedziała Dian

Dziś, patrząc z zewnątrz, po dziecięcym porażeniu prawie nie ma śladu. Gianna wprawdzie trochę utyka, ale nie przeszkodziło jej to w ukończeniu biegów maratońskich, w tym słynnego maratonu londyńskiego. Jednak najwięcej energii pochłania jej działalność na rzecz obrony życia

Św Teresa od Dzieciątka Jezus ( TYLKO UFNOŚĆ) "Jezus jest moją jedyną miłością" tutaj jest cała Adhortacja o Św Teresce od Dzieciątka Jezus"PROSZĘ ABY TEN DOKUMENT ODCZYTALI CI KTÓRZY ZWĄTPLILI W BOGA i ....

"W sercu Kościoła, mojej matki ja będę miłością" Św Teresa od Dzieciątka Jezus. Co to znaczy dla mnie ?

Opublikowana została adhortacja Franciszka o św. Teresie z Lisieux "C’est la confiance” (Tylko ufność)

15.10.2023 18:30

Drogę duchową św. Teresy od Dzieciątka Jezus przedstawia w swojej siódmej adhortacji apostolskiej papież Franciszek. Nosi ona francuski tytuł „C’est la confiance” (Tylko ufność). Ojciec Święty podkreśla jej skoncentrowanie się na osobie Jezusa – jedynej jej miłości, a także heroiczny charakter jej wiary w to, że miłość Odkupiciela jest silniejsza od grzechu.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus / wikimedia.commons/CC0/Céline Martin - Archivos del Carmelo de Lisieux

Tylko ufność

Pierwsze słowa dokumentu nawiązują do listu skierowanego przez św. Teresę do siostry Marii od Najświętszego Serca: „Tylko ufność i nic innego jak ufność powinna nas prowadzić do Miłości”. Zdaniem papieża streszczają one geniusz duchowości św. Teresy. „Nie ma innej drogi prowadzącej ku Miłości, która daje wszystko. Za sprawą ufności łaska wlewa się obficie w nasze życie, Ewangelia staje się w nas ciałem i przeobraża nas w drogi miłosierdzia dla naszych braci” – stwierdza Ojciec Święty. 

Jedyna miłość

Franciszek podkreśla jej skoncentrowanie się na osobie Jezusa – jedynej jej miłości. Podkreśla ducha apostolskiego, misyjnego i pragnienie ratowania dusz a także wskazaną przez nią drogę dziecięctwa duchowego, otwartą przez Jezusa dla maluczkich i ubogich, dla wszystkich. Zwraca uwagę na wskazywany przez nią prymat Bożej łaski, bez czego nie sposób rozumiej jej ufności. 

Heroizm wiary

Papież przypomina, że żyła ona w czasach szerzącego się ateizmu jako systemu filozoficznego i ideologicznego. „Pisma Małej Tereski ukazują heroiczny charakter jej wiary, jej zwycięstwo w duchowej walce, wobec najpotężniejszych pokus. Czuje się siostrą ateistów, siedzącą jak Jezus przy jednym stole z grzesznikami. Wstawia się za nimi, nieustannie odnawiając swoje wyznanie wiary, zawsze w pełnej miłości komunii z Jezusem” – przypomina Ojciec Święty. Cytuje jej wstawiennictwo za skazanym na karę śmierci za potrójne zabójstwo przestępcą. Św. Teresa wierzy, że miłość Odkupiciela jest silniejsza od grzechu. 

Miłość miłosierna

Papież podkreśla też skoncentrowanie się św. Teresy na miłości miłosiernej, przeżywanej w największej prostocie, w sercu Kościoła kochającego, pokornego i miłosiernego. „Takie odkrycie serca Kościoła jest wielkim światłem także dla nas dzisiaj, abyśmy nie gorszyli się ograniczeniami i słabościami instytucji kościelnej, naznaczonej ciemnością i grzechami, i abyśmy weszli w serce płonące miłością, które zostało rozpalone w dniu Pięćdziesiątnicy przez dar Ducha Świętego. Jest to serce, którego ogień jest nadal rozpalany przez każdy nasz akt miłosierdzia” – pisze Franciszek. 

Analizując drogę duchową św. Teresy Ojciec Święty stwierdza, że to „ufność prowadzi nas do Miłości, a tym samym uwalnia nas od lęku, to ufność pomaga nam oderwać wzrok od samych siebie, to ufność pozwala nam powierzyć w ręce Boga to, co tylko On może uczynić”. „Prośmy o nią jako dar darmo dany, jako cenny dar łaski, aby w naszym życiu otworzyły się drogi Ewangelii” - zachęca papież.

Mistrzyni syntezy

Podkreśla, że wkład św. Teresy jest wybitnie syntetyczny: „jej geniusz polega na doprowadzeniu nas do centrum, do tego, co istotne, do tego, co niezbędne. Swoimi słowami i osobistą drogą życia pokazuje, że chociaż wszystkie nauki i normy Kościoła mają swoje znaczenie, swoją wartość, swoje światło, niektóre z nich są pilniejsze i bardziej konstytutywne dla życia chrześcijańskiego. To właśnie tam Teresa skoncentrowała swoje spojrzenie i serce” – pisze Franciszek. Zachęca do przyswajania sobie jej „genialnej intuicji” i wyciągania z niej „konsekwencji teoretycznych i praktycznych, doktrynalnych i duszpasterskich, osobistych i wspólnotowych. Potrzebujemy śmiałości i wewnętrznej wolności, aby móc to uczynić” - zaznacza. 

Przypominając aktualność przesłania św. Teresy od Dzieciątka Jezus, będącej „Doktorem syntezy” Ojciec Święty podkreśla, że „pielgrzymuje ona z nami czyniąc dobro na ziemi, tak jak tego pragnęła. Najpiękniejszym znakiem jej duchowej żywotności są niezliczone «róże», które rozsiewa, to znaczy łaski, które Bóg daje nam za jej pełnym miłości wstawiennictwem, aby wesprzeć nas na ścieżce życia”. Papież kończy swą adhortację krótką modlitwą, „abyśmy mogli naśladować każdego dnia [jej] małą drogę świętości”

//////////////

Franciscus Apostolic Exhortations

ADHORTACJA APOSTOLSK C’EST LA CONFIANCE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA O UFNOŚCI W MIŁOSIERNĄ MIŁOŚĆ BOGA
Z OKAZJI 150. ROCZNICY URODZIN ŚW. TERESY OD DZIECIĄTKA JEZUS I NAJŚWIĘTSZEGO OBLICZA

1. « C’est la confiance et rien que la confiance qui doit nous conduire à l'Amour»: „Tylko ufność i nic innego jak ufność powinna nas prowadzić do Miłości” [1].

2. Te jakże stanowcze słowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza mówią wszystko, streszczają geniusz jej duchowości i mogłyby wystarczyć za uzasadnienie dlaczego została ona ogłoszona Doktorem Kościoła. Jedynie ufność, „nic innego”, nie ma innej drogi prowadzącej ku Miłości, która daje wszystko. Za sprawą ufności łaska wlewa się obficie w nasze życie, Ewangelia staje się w nas ciałem i przeobraża nas w drogi miłosierdzia dla naszych braci.

3. To właśnie ufność umacnia nas każdego dnia i wspomoże nas, byśmy mogli stanąć przed obliczem Pana, kiedy On wezwie nas: „Pod wieczór życia stanę przed Tobą z pustymi rękoma, bo nie proszę Cię, Panie, byś liczył moje uczynki. Wszelka sprawiedliwość nasza jest skażona w Twych oczach. Pragnę więc przyodziać się Twoją własną Sprawiedliwością i jako dar Twojej Miłości otrzymać wieczne posiadanie Ciebie samego” [2].

4. Mała Tereska jest jedną z najbardziej znanych i kochanych świętych na całym świecie. Tak, jak św. Franciszka z Asyżu, kochają ją zarówno chrześcijanie, jak i niewierzący. Także UNESCO uznała ją za jedną z najbardziej znaczących postaci współczesnej ludzkości [3]. Dobrze jest pogłębić znajomość jej przesłania, upamiętniając w ten sposób 150. rocznicę jej urodzin, które miały miejsce 2 stycznia 1873 r. w Alençon,oraz stulecie jej beatyfikacji [4]. Niemniej jednak, nie chciałem publikować tej Adhortacji w którąkolwiek z tych rocznic, ani też w dniu jej liturgicznego wspomnienia, aby przesłanie wykroczyło poza te uroczystości i zostało przyjęte jako część duchowego dziedzictwa Kościoła. Data publikacji, przypadająca na dzień wspomnienia liturgicznego św. Teresy z Avila, ukazuje św. Teresę od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza jako dojrzały owoc reformy Karmelu i duchowości wielkiej hiszpańskiej Świętej.

5. Jej ziemskie życie było krótkie, zaledwie dwudziestoczteroletnie, i proste jak każde inne: przeżywane najpierw w rodzinie, a następnie w Karmelu w Lisieux. Niezwykła moc światła i miłości, która biła od jej osoby, objawiła się zaraz po jej śmierci, wraz z publikacją jej pism i z niezliczonymi łaskami, otrzymanymi przez wiernych, którzy wzywali jej wstawiennictwa.

6. Kościół szybko uznał nadzwyczajną wartość jej świadectwa i autentyczność jej ewangelicznej duchowości. Teresa spotkała się z papieżem Leonem XIII przy okazji pielgrzymki do Rzymu w 1887 r., i poprosiła go o zezwolenie na wstąpienie do Karmelu w wieku 15 lat. Wkrótce po jej śmierci, św. Pius X zdał sobie sprawę z jej niezwykłej duchowej siły, do tego stopnia, iż stwierdził, że zostanie ona największą Świętą czasów współczesnych. Została ogłoszona czcigodną służebnicą Bożą w 1921 r. przez papieża Benedykta XV, który wychwalał jej cnoty, ukazując je jako „małą drogę” dziecięctwa duchowego [5]; następnie beatyfikowana sto lat temu i kanonizowana 17 maja 1925 r. przez Piusa XI, który dziękował Bogu za to, że pozwolił mu, aby Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza stała się „pierwszą błogosławioną, wyniesioną przez niego do chwały ołtarzy i pierwszą świętą, przez niego kanonizowaną” [6]. Ten sam papież w 1927 r. ogłosił ją patronką misji [7]. W 1944 r. została ustanowiona patronką Francji przez czcigodnego sługę Bożego Piusa XII [8], który przy wielu okazjach pogłębiał temat jej duchowego dziecięctwa [9]. Św. Paweł VI chętnie wspominał własny chrzest, przyjęty 30 września 1897 r., w dniu śmierci św. Małej Tereski. Z okazji stulecia jej urodzin, skierował on do biskupa diecezji Bayeux i Lisieux pismo poświęcone jej nauczaniu [10]. Podczas swej pierwszej podróży apostolskiej do Francji, w czerwcu 1980 r., św. Jan Paweł II udał się do bazyliki jej poświęconej, a w 1997 r. ogłosił ją Doktorem Kościoła [11], uznając jej „głęboką znajomość scientia amoris” [12]. Benedykt XVI na nowo podjął temat jej „nauki miłości”, proponując by stała się ona „przewodnikiem dla wszystkich, zwłaszcza dla tych, którzy w Ludzie Bożym pełnią posługę teologów” [13]. Wreszcie, moją radością stało się kanonizowanie jej rodziców Ludwika i Zelii w 2015 r., podczas Synodu na temat rodziny, a ostatnio poświęciłem jej katechezę w ramach cyklu o gorliwości apostolskiej [14].

1. Jezus dla innych

7. Imię, które wybrała sobie jako siostra zakonna, ukierunkowuje na Jezusa: „Dzieciątko”, ukazujące tajemnicę Wcielenia oraz „Święte Oblicze”, czyli oblicze Chrystusa, który ofiaruje się aż do końca na Krzyżu. Jest ona „Św. Teresą od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza”.

8. Nieustannie, aż do ostatniego tchnienia, Teresa „oddycha” Imieniem Jezusa, niczym w geście miłości. W swojej celi wyryła też słowa: „Jezus jest moją jedyną miłością”. Była to jej interpretacja najważniejszych słów Nowego Testamentu: „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8.16).

Misyjna dusza

9. To doświadczenie wiary, tak, jak dzieje się to w przypadku każdego autentycznego spotkania z Chrystusem, wzywało Teresę do misji. I zdefiniowała tę swoją misję następującymi słowami: „w Niebie także będę pragnęła tego samego, co na ziemi: miłować Jezusa i pociągać dusze, aby był miłowany” [15]. Pisała też, że wstąpiła do Karmelu „by ratować dusze” [16]. Innymi słowy, nie wyobrażała sobie swojego poświęcenia się Bogu bez poszukiwania dobra dla braci. Dzieli się z innymi miłością miłosierną Ojca względem grzesznego syna i tą, jaką Dobry Pasterz umiłował zagubione, oddalone i zranione owce. Dlatego też została patronką misji, mistrzynią ewangelizacji.

10. Ostatnie strony Dziejów duszy [17] stanowią jej misyjny testament, wyrażają jej sposób rozumienia ewangelizacji poprzez zachętę [18], a nie wywieranie presji, czy prozelityzm. Warto przytoczyć tu słowa, jakimi sama to streszcza: „ Pociągnij mnie! pobiegniemy do wonności olejków twoich ( Pnp 1, 3). O Jezu, nie ma zatem potrzeby mówić: Pociągając mnie, pociągnij także te dusze, które kocham! Wystarczy to proste słowo: Pociągnij mnie. Panie, pojmuję, że skoro dusza da się zniewolić upajającą wonnością Twoich olejków, nie pobiegnie sama, ale pociągnie za sobą wszystkie dusze, które kocha; dzieje się to bez przymusu, bez wysiłku, jest naturalną konsekwencją jej dążenia do Ciebie. Jak strumień wpadający gwałtownie do oceanu unosi ze sobą wszystko, co spotyka na swej drodze, podobnie, o mój Jezu, i dusza, która zanurza się w bezbrzeżnym oceanie Twej miłości, pociąga za sobą swoje skarby” [19].

11. We fragmencie tym cytuje ona słowa, które w Pieśni nad pieśniami oblubienica wypowiada do oblubieńca, jak objaśniają to pogłębione interpretacje dwóch Doktorów Kościoła, św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża. Oblubieńcem jest Jezus, Syn Boży, który poprzez Wcielenie zjednoczył się z ludzkością i odkupił ją na Krzyżu. To tam ze Swego przebitego boku zrodził Kościół, Swą umiłowaną Oblubienicę, za którą oddał życie (por. Ef 5, 25). Uderza fakt, jak bardzo Mała Tereska, świadoma zbliżającej się śmierci, nie przeżywała tej tajemnicy zamknięta w sobie, szukając jedynie pocieszenia, ale z żarliwym duchem apostolskim.

Łaska, która uwalnia od stawiania siebie w centrum

12. Coś podobnego następuje, kiedy odwołuje się ona do działania Ducha Świętego, które natychmiast zyskuje dla niej wymiar misyjny: „Oto moja modlitwa: proszę Jezusa, by mnie pociągnął w płomienie swej miłości; aby mnie tak ściśle zjednoczył z Sobą, by On sam żył i działał we mnie. Czuję, że im więcej ogień miłości ogarnie moje serce, tym mocniej wołać będę: Pociągnij mnie, tym szybciej dusze złączone ze mną (biedną małą okruszyną niepotrzebnego żelaza, gdybym się tylko oddaliła od boskiego ogniska) pobiegną do wonności olejków Umiłowanego; bo dusza ogarnięta miłością nie może być bezczynna” [20].

13. W sercu Małej Tereski łaska chrztu świętego stała się rwącym potokiem, który wpada do oceanu miłości Chrystusowej, porywając w swoim nurcie wiele sióstr i wielu braci – co w szczególny sposób zaczęło się dziać dopiero po jej śmierci. Na tym polegała jej obietnica «deszczu róż» [21].

2. Mała droga ufności i miłości

14. Jednym z najważniejszych odkryć Małej Tereski dla dobra całego Ludu Bożego, jest jej „mała droga”, droga zaufania i miłości, znana też jako droga dziecięctwa duchowego. Każdy, w jakimkolwiek stanie i na jakimkolwiek etapie swojego życia, może nią podążać. Jest to droga, którą Ojciec Niebieski objawia maluczkim (por. Mt 11, 25).

15. Na kartach Dziejów duszy [22], Mała Tereska opowiada o odkryciu małej drogi: „pomimo że jestem tak małą, mogę dążyć do świętości. Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaką jestem, ze wszystkimi swymi niedoskonałościami; chcę jednak znaleźć sposób dostania się do Nieba, jakąś małą drogę, bardzo prostą i bardzo krótką, małą drogę zupełnie nową” [23].

16. Aby opisać tę drogę, używa obrazu windy: „Windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! A do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą” [24]. Mała, niezdolna do wiary we własne siły, choć zarazem głęboko przekonana o sile pełnych miłości Jezusowych ramion.

17. Jest to „słodka droga Miłości” [25], otwarta przez Jezusa dla maluczkich i ubogich, dla wszystkich. I jest to droga prawdziwej radości. Wobec pelagiańskiej wizji świętości [26], indywidualistycznej i elitarnej, bardziej ascetycznej, niż mistycznej, i kładącej nacisk przede wszystkim na ludzkie wysiłki, Mała Tereska podkreśla zawsze pierwszeństwo Bożego działania, Jego łaski. I tak dojrzewa, aby powiedzieć: „czuję zawsze tę samą zuchwałą ufność, że stanę się wielką Świętą, ponieważ nie posiadając żadnych zasług, nie liczę na nie, ale ufam Temu, który jest samą Mocą i Świętością. Zadowalając się mymi słabymi wysiłkami, On sam podniesie mnie aż do Siebie i okrywszy swymi nieskończonymi zasługami uczyni Świętą” [27].

Ponad wszelką zasługę

18. Ten sposób myślenia nie jest sprzeczny z tradycyjnym nauczaniem katolickim dotyczącym wzrastania w łasce, czyli tego, że darmo usprawiedliwieni poprzez uświęcającą łaskę, jesteśmy przemienieni i uzdolnieni do współpracy w naszych dobrych dziełach na drodze wzrostu w świętości. W taki sposób zostajemy wyniesieni, aż do pozyskania prawdziwych zasług dla rozwoju otrzymanej łaski.

19. Mała Tereska woli jednak podkreślać pierwszeństwo Bożej łaski i zachęcać do spoglądania z pełną ufnością na miłość Chrystusa, który ofiarował się nam aż do końca. W istocie, jej nauczanie mówi, że odkąd nie możemy mieć jakiekolwiek pewności, przyglądając się sobie samym [28], nie możemy również być pewni posiadania własnych zasług. Toteż nie jest możliwe pokładanie ufności w tych wysiłkach i próbach. Katechizm cytuje słowa św. Małej Tereski, kiedy mówi ona do Pana: „stanę przed Tobą z pustymi rękoma” [29], by wyjaśnić, że „święci zawsze mieli żywą świadomość, że ich zasługi są czystą łaską” [30]. To przekonanie wzbudza w niej radosną i pełną czułości wdzięczność.

20. Toteż najwłaściwszą postawą jest pokładanie ufności serca poza nami samymi: w nieskończonej miłości tego Boga, który kocha bez granic i który wszystko ofiarował w Krzyżu Jezusa [31]. Z tego względu Teresa nigdy nie posłuży się często używanym w jej czasach wyrażeniem: „uczynię siebie świętą”.

21. Niemniej jednak, jej bezgraniczne zaufanie dodaje odwagi tym, którzy czują się krusi, ograniczeni, grzeszni, by pozwolili się poprowadzić i przemieniać, aby mogli osiągnąć wyżyny: „O! gdyby wszystkie dusze słabe i niedoskonałe czuły to, co czuje najmniejsza z nich wszystkich, dusza twej Małej Tereski, ani jedna nie straciłaby nadziei, że zdobędzie szczyt góry miłości, ponieważ Jezus nie żąda wielkich czynów, ale jedynie zdania się na Niego i wdzięczności” [32].

22. Ten sam upór Małej Tereski w kwestii Bożej inicjatywy sprawia, że kiedy mówi ona o Eucharystii, nie stawia na pierwszym planie własnego pragnienia przyjęcia Jezusa w Komunii świętej, ale pragnienie Jezusa, który chce się z nami zjednoczyć i zamieszkać w naszych sercach [33]. W Akcie ofiarowania się Miłości miłosiernej, cierpiąc z powodu niemożności codziennego przyjmowania Komunii świętej, zwraca się do Jezusa: „Pozostań we mnie, jak w tabernakulum” [34]. Centrum i przedmiotem jej spojrzenia nie jest ona sama, ale Chrystus, który kocha, szuka, pragnie i zamieszkuje w duszy.

Codzienne zatracanie

23. Ufność, jaką promuje Mała Tereska, nie powinna jedynie odnosić się do osobistego uświęcenia i zbawienia. Ma ona bowiem sens złożony, obejmujący całe istnienie konkretnego człowieka i odnoszący się do całego naszego życia, w którym wielokrotnie przytłaczają nas lęki, pragnienie po ludzku rozumianego poczucia bezpieczeństwa, potrzeba posiadania wszystkiego pod kontrolą. I w tym wszystkim pojawia się zaproszenie do świętego „zatracenia się”.

24. Pełna ufność, która staje się zatraceniem w Miłości, wyzwala nas z obsesyjnych kalkulacji, z ciągłych obaw o przyszłość, z lęków, które odbierają pokój. W ostatnich dniach swego życia Mała Tereska nalegała na to: „Sądzę, że my, które biegniemy drogą Miłości, nie powinnyśmy myśleć o tym, co bolesnego może nas spotkać w przyszłości, gdyż jest to brak ufności” [35]. Jeśli znajdujemy się w rękach Ojca, który bezgranicznie nas kocha, pozostanie to prawdą, bez względu na okoliczności; będziemy mogli podążać naprzód niezależnie od tego, co się zdarzy i, w taki czy inny sposób, w naszym życiu wypełni się projekt miłości i spełnienia.

Ogień pośród nocy

25. Mała Tereska najsilniej i z największą pewnością przeżywała swoją wiarę w ciemnościach nocy, a wręcz w ciemności Kalwarii. Jej świadectwo osiągnęło punkt kulminacyjny w ostatnim okresie życia, podczas wielkiej próby „pokus przeciw wierze” [36], która rozpoczęła się w Wielkanoc 1896 r. W swoich pismach [37] ukazuje ona bezpośredni związek między tą próbą a bolesną rzeczywistością ateizmu tamtych czasów. Bowiem żyła ona pod koniec XIX wieku, a wiec w „złotych latach” współczesnego ateizmu, jako systemu filozoficznego i ideologicznego. Kiedy pisała, że Jezus pozwolił, aby jej duszę „spowiły najgęstsze ciemności” [38], wskazywała na ciemności ateizmu i na odrzucenie wiary chrześcijańskiej. W jedności z Jezusem, który przyjął na siebie całą ciemność grzechu na świecie, kiedy zgodził się pić z kielicha Męki, Mała Tereska znajduje w tej ciemnej otchłani rozpaczy, oblicze nicości [39].

26. Ciemność nie może jednak pokonać światła: została ona pokonana przez Tego, który jako światło przybył na świat (por. J 12, 46) [40]. Pisma Małej Tereski ukazują heroiczny charakter jej wiary, jej zwycięstwo w duchowej walce, wobec najpotężniejszych pokus. Czuje się siostrą ateistów, siedzącą jak Jezus przy jednym stole z grzesznikami (por. Mt 9, 10-13). Wstawia się za nimi, nieustannie odnawiając swoje wyznanie wiary, zawsze w pełnej miłości komunii z Jezusem: „biegnę do mego Jezusa i mówię Mu, że jestem gotowa wylać ostatnią kroplę krwi, aby zaświadczyć o istnieniu nieba. Mówię Mu, że cieszę się z tego powodu, iż jestem pozbawiona możności radowania się niebem na ziemi, jeżeli tylko On otworzy to niebo na wieczność dla biednych grzeszników” [41].

27. Równolegle z wiarą, Teresa intensywnie przeżywa bezgraniczne zaufanie nieskończonemu Bożemu miłosierdziu: „ufność powinna nas prowadzić do Miłości” [42]. Także w ciemnościach doświadcza całkowitej ufności dziecka, które bez lęku rzuca się w ramiona ojca i matki. Dla Małej Tereski bowiem Bóg objawia się przede wszystkim poprzez Jego miłosierdzie – klucz do zrozumienia jakiejkolwiek innej rzeczy, jaką mówi się o Nim: „Ja zostałam obdarowana nieskończonym miłosierdziem i właśnie przez miłosierdzie kontempluję i wielbię inne Boże doskonałości! Wszystkie wtedy jawią mi się jako promieniejące miłością, nawet Sprawiedliwość (być może jeszcze bardziej niż jakakolwiek inna) wydaje mi się obleczona w miłość” [43]. Jest to jedno z najważniejszych odkryć Małej Tereski, jeden z jej największych darów dla Ludu Bożego. W nadzwyczajny sposób przeniknęła ona głębiny Bożego miłosierdzia i zapaliła w nich płomień swej nieskończonej nadziei.

Niezłomna nadzieja

28. Przed wstąpieniem do Karmelu, Mała Tereska doświadczyła wyjątkowej duchowej bliskości z jedną z najbardziej nieszczęśliwych osób, przestępcą Henrim Pranzinim, skazanym

na śmierć za potrójne zabójstwo i nieokazującym skruchy [44]. Ofiarowując w jego intencji Mszę świętą i modląc się z całkowitą ufnością o jego zbawienie, jest pewna, że prowadzi go do spotkania z Najświętszą Krwią Jezusa i mówi Bogu z całkowitą pewnością, że On przebaczyłby mu w ostatniej chwili i że uwierzyłaby w to, „nawet jeśli nie wyspowiadałby się, ani nie okazałby aktu jakiejkolwiek skruchy”. Wyjaśnia też źródło swojej pewności: „ufałam niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa” [45]. Jakież więc emocje towarzyszyły odkryciu, że Pranzini, wspiąwszy się na szafot, „nagle, ogarnięty nagłym natchnieniem, odwraca się, chwyta krucyfiks, który wręcza mu ksiądz, i trzykrotnie całuje święte rany!” [46]. To tak intensywne doświadczenie żywienia nadziei, wbrew wszelkiej nadziei, było dla niej fundamentalne: „Od tej chwili moje pragnienie ratowania dusz wzrastało z każdym dniem!” [47].

29. Teresa jest świadoma dramatu grzechu, chociaż widzimy ją zawsze zanurzoną w tajemnicy Chrystusa, pewną, że „gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” ( Rz 5, 20). Grzech świata jest potężny, ale nie nieskończony. Natomiast miłosierna miłość Odkupiciela, owszem, jest nieskończona. Mała Tereska jest świadkiem ostatecznego zwycięstwa Jezusa nad wszelkimi siłami zła, które dokonało się poprzez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Poruszana ufnością, odważy się prosić: „Jezu, spraw, żebym zbawiła wiele dusz, żeby dziś nie potępiła się ani jedna dusza (...). Jezu przebacz mi, jeśli mówię rzeczy, których mówić się nie godzi; chcę Ciebie rozradować i pocieszyć” [48]. To pozwala nam przejść do innego aspektu świeżego powiewu, jakim jest przesłanie św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.

3. Będę miłością

30. Miłość, „największa” w porównaniu do wiary i nadziei, nigdy się nie skończy (por. 1 Kor 13, 8-13). Jest największym darem Ducha Świętego i „matką wszystkich cnót oraz ich korzeniem” [49].

Miłosierdzie jako postawa właściwa miłości

31. Dzieje duszy są świadectwem miłości miłosiernej, w którym Mała Tereska dzieli się refleksją na temat nowego przykazania Jezusowego: „abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” ( J 15, 12) [50]. Jezus jest spragniony odpowiedzi na Jego miłość. Istotnie, „nie obawia się żebrać o trochę wody u Samarytanki. On pragnął... Lecz mówiąc: «daj mi pić», Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia. On pragnął miłości...” [51]. Mała Tereska pragnie odpowiadać miłością na miłość Jezusa [52].

32. Symbolika miłości oblubieńczej wyraża wzajemność daru z siebie, jakim obdarowują się wzajemnie małżonek i małżonka. I tak, zainspirowana Pieśnią nad pieśniami ( Pnp 2, 16), pisze: „Myślę, że serce mojego Oblubieńca jest wyłącznie moje, tak jak moje należy tylko do Niego samego. A myśląc tak, mówię do Niego w rozkosznej samotności serca z sercem, oczekując na tę chwilę, gdy będę mogła kontemplować Go twarzą w twarz!” [53]. Chociaż Pan kocha nas wszystkich razem jako Lud, to jednocześnie miłosierdzie działa w sposób bardzo osobisty, „z serca do serca”.

33. Mała Tereska była żywo przekonana o tym, że Jezus umiłował ją i poznał osobiście w swojej Męce: „umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” ( Ga 2, 20). Kontemplując Jezusa w Jego agonii, mówi ona: „Jam pośród lilii rzeszy, która Cię i dziś cieszy” [54]. Tak samo zwraca się do Dzieciątka Jezus w ramionach Matki: „Dziecię, Twa dłoń maleńka ma wszechmocną siłę! Świat utrzymuje, życiem darzy bryłę. I o mnie też myślałeś” [55]. Także na początku Dziejów duszy w podobny sposób kontempluje ona miłość Jezusa względem wszystkich i każdego z osobna, jakby był on jedynym na świecie [56].

34. Klucz do pojęcia aktu miłości „Jezu, kocham cię”, towarzyszącego Teresie nieustannie, niczym oddech, znajduje się w lekturze Ewangelii. Za sprawą tej miłości zanurza się we wszystkich tajemnicach życia Chrystusa, stając się jego uczestnikiem, żyjąc Ewangelią razem z Maryją i Józefem, Marią z Magdali i Apostołami. Wraz z nimi wchodzi w głębię miłości Serca Jezusowego. Oto przykład: „Kiedy widzę, jak Magdalena podchodzi do Jezusa, pomimo tylu biesiadników, i łzami obmywa stopy swego cudownego Mistrza, dotykając Go po raz pierwszy, czuję, że jej serce pojęło otchłań miłości i miłosierdzia Serca Jezusa; czuję również, że – pomimo iż jest wielką grzesznicą – to Serce miłości jest gotowe nie tylko jej przebaczyć, lecz jeszcze obsypać ją dobrodziejstwami szczególnej więzi, gotowe wznieść ją na najwyższe szczyty kontemplacji” [57].

Największa miłość w największej prostocie

35. Na zakończenie Dziejów duszy, Mała Tereska dzieli się swoim Aktem ofiarowania się Miłości miłosiernej [58]. Kiedy całkowicie poddała się działaniu Ducha, otrzymała bez hałasu i bez wielkich znaków, przeobfitość wody żywej: „strumienie, a raczej oceany łask zalały mą duszę” [59]. To jest życie mistyczne, które również pozbawione wszelkich nadzwyczajnych znaków, proponuje się wszystkim wierzącym jako codzienne doświadczenie miłości.

36. Mała Tereska żyje miłosierdziem w skromności, w najprostszych sprawach codziennego życia, a towarzyszy jej w tym Najświętsza Maryja Panna, od której uczy się, że „kochać to dawać wszystko wraz z sobą bez miary!” [60]. I rzeczywiście, podczas gdy kaznodzieje tamtych czasów często mówili o wielkości Maryi w sposób triumfalistyczny, jako odległa od nas, Mała Tereska pokazuje, wychodząc od Ewangelii, że Maryja jest największa w Królestwie Niebieskim, ponieważ jest Tą najmniejszą (por. Mt 18, 4), najbliższą Jezusowi w Jego upokorzeniu. Widzi, że o ile opowiadania apokryfów pełne są efektownych i cudownych wydarzeń, o tyle Ewangelie pokazują Jej pokorne i ubogie życie, spędzane w prostocie wiary. Sam Jezus pragnie, aby Maryja była przykładem duszy, która poszukuje Go z czystą wiarą [61]. Maryja była pierwszą, która przeżywała „małą drogę” z czystą wiarą i pokorą; toteż Teresa nie waha się napisać:

„W Nazarecie, Przeczysta, pełna Bożej łaski,
W pracy i biedzie żyłaś pośród swej rodziny,
Nie zdobiły zachwyty, uniesienia, blaski
Dni Twoich szarych, Matko Królewskiej Dzieciny.
Biedakom, których mnóstwo na ziemskim padole,
Otuchę niosło Twoje oblicze anielskie,
Znosiłaś w ciężkim trudzie, wspólną z nimi dolę,
By wskazać im wieczyste wybrzeża niebieskie” [62].

37. Mała Tereska pozostawiła nam także zapiski, które są świadectwem niektórych momentów łaski, doświadczanych w prostocie codziennego życia, jak na przykład jej nagłe natchnienie podczas towarzyszenia chorej współsiostrze o trudnym temperamencie. Zawsze jednak dotyczyły one doświadczania bardziej intensywnego miłosierdzia przeżywanego w najbardziej zwyczajnych sytuacjach: „Pewnego wieczoru spełniałam jak co dzień swoją drobną powinność; było zimno (...) nagle usłyszałam z oddali harmonijny dźwięk instrumentów muzycznych; stanął mi przed oczyma salon rzęsiście oświetlony, lśniący od złoceń; elegancko ubrane młode dziewczęta, prawiące sobie nawzajem komplementy i światowe grzeczności. Wzrok mój przeniósł się następnie na biedną chorą, którą podtrzymywałam; zamiast melodii dochodziły od czasu do czasu do moich uszu jej żałosne skargi; (...) Nie jestem w stanie wyrazić, co działo się w mojej duszy; to tylko wiem, iż Pan rozjaśnił ją promieniami prawdy, tak dalece przewyższającymi posępny blask ziemskich uciech, że nie mogłam uwierzyć memu szczęściu” [63].

W sercu Kościoła

38. Mała Tereska odziedziczyła od św. Teresy z Avila wielkie umiłowanie Kościoła i udało jej się odkryć głębię tej tajemnicy. Możemy to dostrzec w jej odkrywaniu „serca Kościoła”. W długiej modlitwie skierowanej do Jezusa [64], zapisanej 8 września 1896 r., w szóstą rocznicę jej ślubów zakonnych, ta Święta wyznaje Bogu, że czuje się poruszana ogromnym pragnieniem, pasją wobec Ewangelii tak wielką, że żadne powołanie samo w sobie nie może jej w pełni nasycić. I tak, szukając swojego „miejsca” w Kościele, odczytała ponownie 12. i 13. rozdział Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian.

39. W 12. rozdziale Apostoł posługuje się metaforą ciała i jego członków, aby wyjaśnić, że Kościół zawiera w sobie wielką różnorodność charyzmatów, ułożonych według pewnego porządku hierarchicznego. Jednak dla Małej Tereski wyjaśnienie to nie jest wystarczające. Kontynuuje ona swoje poszukiwania, czyta „Hymn o miłości” z rozdziału 13., w którym odnajduje wielką odpowiedź i zapisuje te znaczące słowa: „Zgłębiając tajemnice mistycznego Ciała Kościoła, nie rozpoznawałam siebie w żadnym z jego członków, wymienionych przez św. Pawła: a raczej chciałam odnaleźć się we wszystkich!... Miłość dała mi klucz do mego powołania. Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym z różnych członków, to nie brak mu najbardziej niezbędnego, najszlachetniejszego ze wszystkich: zrozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania i gdyby przypadkiem zabrakło Miłości, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię, Męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej... Zrozumiałam, że Miłość zamyka w sobie wszystkie Powołania, że Miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca!... jednym słowem – jest Wieczna!... Zatem, uniesiona szałem radości, zawołałam: O Jezu, Miłości moja... nareszcie znalazłam moje powołanie! Moim powołaniem jest Miłość!... Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, a to miejsce, mój Boże, Ty sam mi ofiarowałeś: W Sercu Kościoła, mojej Matki, będę Miłością!... W ten sposób będę wszystkim… W ten sposób moje marzenie zostanie spełnione!!!” [65].

40. Nie jest to serce Kościoła triumfującego, jest to serce Kościoła kochającego, pokornego i miłosiernego. Mała Tereska nigdy nie stawia siebie ponad innymi, ale na ostatnim miejscu wraz z Synem Bożym, który dla nas stał się sługą i uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci na krzyżu (por. Flp 2, 7-8).

41. Takie odkrycie serca Kościoła jest wielkim światłem także dla nas dzisiaj, abyśmy nie gorszyli się ograniczeniami i słabościami instytucji kościelnej, naznaczonej ciemnością i grzechami, i abyśmy weszli w serce płonące miłością, które zostało rozpalone w dniu Pięćdziesiątnicy przez dar Ducha Świętego. Jest to serce, którego ogień jest nadal rozpalany przez każdy nasz akt miłosierdzia. „Ja będę miłością”: jest to radykalna opcja Małej Tereski, jej ostateczna synteza, jej najbardziej osobista duchowa tożsamość.

Deszcz róż

42. Po wielu wiekach, w których zastępy świętych tak żarliwie i pięknie wyrażały swoje pragnienie „pójścia do nieba”, św. Mała Tereska przyznaje z wielką szczerością: „Przechodziłam wówczas różne ciężkie doświadczenia wewnętrzne (dochodziło do tego, że czasem pytałam siebie, czy istnieje Niebo)” [66]. W innym momencie mówi: „Kiedy śpiewam o szczęściu Nieba, o wiecznym posiadaniu Boga, czynię to bez żadnej wewnętrznej radości, opiewam po prostu to, w co chcę wierzyć” [67]. Co się wydarzyło? Bardziej wsłuchiwała się ona w Boże wezwanie do rozpalenia serca Kościoła, niż marzyła o własnym szczęściu.

43. Przemiana, która się w niej dokonała, pozwoliła jej przejść od żarliwego pragnienia Nieba do stałego i żarliwego pragnienia dobra wszystkich, którego kulminacją było marzenie o kontynuowaniu w Niebie swojej misji miłowania Jezusa i sprawiania, aby był kochany. W związku z tym, w jednym ze swoich ostatnich listów napisała: „Liczę na to, że w Niebie nie będę bezczynna: pragnę pracować tam dla Kościoła i ludzi” [68]. I w tych samych dniach, w bardziej bezpośredni sposób, powiedziała: „Moje Niebo będzie na ziemi aż do końca świata. Tak, chcę, aby moje Niebo polegało na czynieniu dobra na ziemi” [69].

44. W ten sposób Mała Tereska wyraziła swoją najbardziej przekonującą odpowiedź na wyjątkowy dar, który Pan jej ofiarował, na zaskakujące światło, które Bóg w nią wlał. W ten sposób doszła do ostatecznej osobistej syntezy Ewangelii, która rozpoczęła się od całkowitego zaufania i zakończyła się całkowitym darem dla innych. Nie wątpiła w owocność tego poświęcenia: „Myślę o całym dobru, które chciałabym spełniać po śmierci” [70]. „Dobry Bóg nie dawałby mi pragnienia czynienia dobra na ziemi po śmierci, gdyby nie chciał tego pragnienia zrealizować” [71]. „To będzie jakby deszcz róż” [72].

45. Koło się zamyka. „ C’est la confiance”. To ufność prowadzi nas do Miłości, a tym samym uwalnia nas od lęku, to ufność pomaga nam oderwać wzrok od samych siebie, to ufność pozwala nam powierzyć w ręce Boga to, co tylko On może uczynić. To pozostawia nam ogromny strumień miłości i energii, które możemy wykorzystać, żeby starać się o dobro naszych braci. I tak, w cierpieniach swoich ostatnich dni, Teresa potrafiła powiedzieć: „ Liczę jedynie tylko na miłość” [73]. W ostatecznym rozrachunku liczy się tylko miłość. Ufność sprawia, że rozkwitają róże i rozsypuje je jak przepełnienie nadmiarem Bożej miłości. Prośmy o nią jako dar darmo dany, jako cenny dar łaski, aby w naszym życiu otworzyły się drogi Ewangelii.

4. W sercu Ewangelii

46. W Adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium położyłem nacisk na zachętę do powrotu do świeżości źródła, do podkreślenia tego, co istotne i niezbędne. Uważam za stosowne ponownie podjąć i zaproponować to zaproszenie.

Doktor syntezy

47. Niniejsza Adhortacja o św. Małej Teresce pozwala mi przypomnieć, że w Kościele misyjnym „przepowiadanie koncentruje się na tym, co istotne, na tym, co jest piękniejsze, większe, bardziej pociągające i jednocześnie najbardziej potrzebne. Propozycja staje się prostsza, nie tracąc przy tym głębi i prawdy, i w ten sposób staje się bardziej przekonująca i promieniująca” [74]. Jaśniejącym rdzeniem jest „ piękno zbawczej miłości Boga objawionej w Jezusie Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym” [75].

48. Nie wszystko jest równie centralne, ponieważ istnieje porządek lub hierarchia między prawdami Kościoła, a „odnosi się to zarówno do dogmatów wiary, jak również do całości nauczania Kościoła, łącznie z nauczaniem moralnym” [76]. W centrum moralności chrześcijańskiej znajduje się miłość, która jest odpowiedzią na bezwarunkową miłość Trójcy Świętej, dzięki której „dzieła miłości względem bliźniego są bardziej doskonałym zewnętrznym wyrazem wewnętrznej łaski Ducha” [77]. Ostatecznie liczy się tylko miłość.

49. Istotnie, szczególny wkład, jaki Mała Tereska daje nam jako Święta i jako Doktor Kościoła, nie jest analityczny, jak mógłby być, na przykład, wkład św. Tomasza z Akwinu. Jej wkład jest raczej syntetyczny, ponieważ jej geniusz polega na doprowadzeniu nas do centrum, do tego, co istotne, do tego, co niezbędne. Swoimi słowami i osobistą drogą życia pokazuje, że chociaż wszystkie nauki i normy Kościoła mają swoje znaczenie, swoją wartość, swoje światło, niektóre z nich są pilniejsze i bardziej konstytutywne dla życia chrześcijańskiego. To właśnie tam Teresa skoncentrowała swoje spojrzenie i serce.

50. Jako teologowie, moraliści, badacze duchowości, jako duszpasterze i jako wierzący, każdy w swojej własnej dziedzinie, nadal musi przyswajać tę genialną intuicję Małej Tereski i wyciągnąć z niej konsekwencje teoretyczne i praktyczne, doktrynalne i duszpasterskie, osobiste i wspólnotowe. Potrzebujemy śmiałości i wewnętrznej wolności, aby móc to uczynić.

51. Niekiedy cytowane są jedynie wyrażenia tej Świętej, które mają drugorzędne znaczenie, lub wspomina się tematy, które mogą być wspólne z każdym innym świętym: modlitwa, ofiara, pobożność eucharystyczna i wiele innych pięknych świadectw, ale w ten sposób możemy pozbawić się tego, co jest najbardziej specyficzne w darze, jaki uczyniła Kościołowi, zapominając, że „każdy święty jest misją; jest planem Ojca, by odzwierciedlać, ucieleśniać w danym konkretnym momencie dziejów, pewien aspekt Ewangelii” [78]. Dlatego, „aby rozpoznać, jak brzmi to słowo, które Pan pragnie wypowiedzieć poprzez danego świętego, nie należy rozwodzić się nad szczegółami. (...) Należy podziwiać całe jego życie, całą jego drogę uświęcenia, tę jego postać, która odzwierciedla coś z Jezusa Chrystusa i która odsłania się, kiedy udaje się pojąć znaczenie jego osoby jako całości” [79]. Jest to tym bardziej prawdziwe w przypadku św. Małej Tereski, będącej „Doktorem syntezy”.

52. Z nieba na ziemię, aktualność św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza trwa w całej swojej „małej wielkości”.

W czasie, który zachęca nas do zamykania się we własnych sprawach, Mała Tereska ukazuje nam piękno uczynienia z życia daru.

W chwili, w której dominują potrzeby najbardziej powierzchowne, jest ona świadkiem ewangelicznego radykalizmu.

W czasie indywidualizmu, pozwala nam odkryć wartość miłości, która staje się wstawiennictwem.

W chwili, gdy ludzie mają obsesję na punkcie wielkości i nowych form władzy, ona wskazuje nam drogę małości.

W czasie, w którym odrzucanych jest wiele istot ludzkich, ona uczy nas piękna troski, podejmowania odpowiedzialności za innych.

W chwili powikłań, ona może pomóc nam odkryć na nowo prostotę, absolutny prymat miłości, zaufania i powierzenia się Bogu, przezwyciężając legalistyczną i etyczną logikę, która wypełnia życie chrześcijańskie obowiązkami i nakazami oraz zamraża radość Ewangelii.

W czasie wycofania i zamknięcia, Mała Tereska zaprasza nas do wyjścia misyjnego, pociągniętych atrakcyjnością Jezusa Chrystusa i Ewangelii.

53. Półtora wieku po swoich narodzinach Mała Tereska jest bardziej niż kiedykolwiek żywa pośród Kościoła podążającego, w sercu Ludu Bożego. Pielgrzymuje z nami czyniąc dobro na ziemi, tak jak tego pragnęła. Najpiękniejszym znakiem jej duchowej żywotności są niezliczone „róże”, które rozsiewa, to znaczy łaski, które Bóg daje nam za jej pełnym miłości wstawiennictwem, aby wesprzeć nas na ścieżce życia.

Droga Święta Mała Teresko,
Kościół potrzebuje żeby zajaśniały
barwy, woń, radość Ewangelii.
Przyślij nam swoje róże!
Pomóż nam zawsze ufać
tak jak Ty,
w wielką miłość, jaką Bóg ma ku nam,
abyśmy mogli naśladować każdego dnia
Twoją małą drogę świętości.
Amen.

W Rzymie, u św. Jana na Lateranie, dnia 15 października 2023, we wspomnienie św. Teresy z Avila, w jedenastym roku mego Pontyfikatu.


FRANCISCUS

[1] List do siostry Marii od Najświętszego Serca (17 września 1896), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, Kraków 1971, s. 702.

[2] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Akt ofiarowania się Miłości miłosiernej (9 czerwca 1895), w: tenże, Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 254.

[3] UNESCO wpisała św. Teresę od Dzieciątka Jezus na listę osobistości, które powinny być uczczone w latach 2022-2023, z okazji 150. rocznicy jej urodzin.

[4] 29 kwietnia 1923 r.

[5] Por. Dekret o heroiczności cnót (14 sierpnia 1921): AAS 13 (1921), 449-452.

[6] Homilia kanonizacyjna (17 maja 1925): AAS 17 (1925), 211.

[7] Por. AAS 20 (1928), 147-148.

[8] Por. AAS 36 (1944), 329-330.

[9] Por. Lettera a Mons. François-Marie Picaud, Vescovo di Bayeux y Lisieux (7 sierpnia 1947). Tekst francuski w: Analecta OCD 19 (1947), 168-171. Przesłanie radiowe na konsekrację Bazyliki w Lisieux (11 lipca 1954): AAS 46(1954), 404-407.

[10] Por. Lettera a Mons. Jean-Marie-Clément Badré, Vescovo di Bayeux y Lisieux, in occasione del centenario della nascita di Santa Teresa del Bambino Gesù (2 stacznia 1973): AAS 65 (1973), 12-15.

[11] Por. AAS 90 (1998), 409, 930-944.

[12] List apost. Novo millennio ineunte (6 stycznia 2001), 42: AAS 93 (2001), 296.

[13] Audiencja generalna, Św. Teresa z Lisieux (6 kwietnia 2011): L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 6 (334)/2011, s. 53.

[14] Audiencja generalna , Świadkowie – Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, patronka misji (7 czerwca 2023): L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 7 (454)/2023, s. 30-31.

[15] List do księdza Bellière (24 lutego 1897), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, Kraków 1971, s. 730.

[16] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopis A, w: tenże, Dzieje Duszy, Kraków 1984, s. 152.

[17] Por. Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt.

[18] Por. Adhort. apost. Evangelii gaudium (24 listopada 2013), 14; 264: AAS 105 (2013), 1025-1026.

[19] Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 247-248.

[20] Tamże, s. 250.

[21] Tamże, s. 272.

[22] Por. Rękopis C, w : Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 202-203.

[23] Tamże, s. 202.

[24] Tamże, s. 202.

[25] Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 178.

[26] Por. Adhort. apost. Gaudete et exsultate (19 marca 2018), 47-62: AAS 110 (2018), 1124-1129.

[27] Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 81.

[28] Wyjaśnił to Sobór Trydencki: „Każdy, kto spogląda na siebie, na swą własną słabość i brak usposobienia może się lękać i drżeć o swą łaskę” (Dekret o usprawiedliwieniu, IX: DS, 1534). Powtarza to Katechizm Kościoła Katolickiego, nauczając, że nie można mieć pewności, patrząc na siebie lub swoje czyny (por. KKK, n. 2005). Pewność zaufania nie znajduje się w nas samych, nasze własne „ja” nie stanowi podstawy dla tej pewności, która nie opiera się na introspekcji. Św. Paweł wyraził to w następujący sposób: „sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią!” ( 1 Kor 4, 3-4). Tomasz z Akwinu wyjaśnił to w następujący sposób: ponieważ łaska „nie uzdrawia człowieka całkowicie” ( Suma Teologiczna, I-II, q. 109, art. 9, ad. 1), „w umyśle pozostaje pewna częściowa niewiedza” ( Tamże, q. 109, art. 9, wykład).

[29] Akt ofiarowania się Miłości miłosiernej (9 czerwca 1895), w: Dzieje duszy, dz. cyt., s. 254.

[30] Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 2011.

[31] Stwierdza to również wyraźnie Sobór Trydencki: „nikt z wiernych nie powinien wątpić o miłosierdziu Boga” (Dekret o usprawiedliwieniu, IX: DS, 1534). „Wszyscy powinni pokładać najsilniejszą nadzieję w pomocy Boga” (Dekret o usprawiedliwieniu, XIII: DS, 1541).

[32] Rękopis B, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 186.

[33] Por. List do Marii Guérin (30 maja 1889), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. II, Kraków 1971, s. 487.

[34] Akt ofiarowania się Miłości miłosiernej (9 czerwca 1895), w: Dzieje duszy, dz. cyt., s. 254.

[35] Żółty zeszyt, Ostatnie rozmowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, przełożyli: Ewa Szwarcenberg Czerny i Jan Dobraczyński, Warszawa 1977, s. 92.

[36] Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 243.

[37] Por. Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 204-2011.

[38] Tamże, s. 206.

[39] Por. tamże, s. 208.

[40] Por. Enc. Lumen fidei (29 czerwca 2013), 17: AAS 105 (2013), 564-565.

[41] Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 208.

[42] List do siostry Marii od Najświętszego Serca (17 września 1896), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, Kraków 1971, s. 702.

[43] Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 179.

[44] Por. tamże, s. 106-107.

[45] Tamże, s. 106.

[46] Tamże, s. 106-107.

[47] Tamże, s. 107.

[48] Bilet, który siostra Teresa od Dzieciątka Jezus nosiła na sercu w dniu profesji (8 września 1890), w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 252.

[49] Św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna, I-II, q. 62, art. 4.

[50] Por. Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 214-218.

[51] Rękopis B, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 186.

[52] Por. tamże, s. 182.

[53] List do Celiny (14 października 1890), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, Kraków 1971, s. 540.

[54] Poezja, Najukochańszy Jezu, pamiętasz!... (21 października 1895), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. II, Kraków 1971, s. 21.

[55] Tamże, s. 17.

[56] Por. Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 31.

[57] List do księdza Belliére z 21 czerwca 1897, w: Listy do moich duchowych braci, Kraków 2001, s. 60.

[58] Por. Akt ofiarowania się Miłości miłosiernej (9 czerwca 1895), w: Dzieje duszy, dz. cyt., s. 253-255.

[59] Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 180.

[60] Poezja, Dlaczego kocham Cię Maryjo (maj 1897), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. II, Kraków 1971, s. 60.

[61] Por. tamże, s. 59.

[62] Tamże, s. 59.

[63] Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 241.

[64] Por. Rękopis B, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 185-187.

[65] Tamże, s. 192.

66] Rękopis A, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 172.

Nie był to brak wiary. Św. Tomasz naucza, że w wierze działają wola i rozum. Przylgnięcie woli może być bardzo solidne i głęboko zakorzenione, podczas gdy zrozumienie może być zaciemnione. Por. q. 14,1.

[67] Rękopis C, w: Dzieje Duszy, dz. cyt., s. 209.

[68] List do ks. Roulland (14 lipiec 1897), w: Listy do moich duchowych braci, Kraków 2001, s. 142.

[69] Żółty zeszyt, Ostatnie rozmowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, (17 lipca 1897), przełożyli: Ewa Szwarcenberg Czerny i Jan Dobraczyński, Warszawa 1977, s. 86.

[70] Tamże, (13 lipca 1897), s. 78.

[71] Tamże, (18 lipca 1897), s. 87.

[72] Tamże, (9 czerwca 1897), s. 41.

[73] List do Siostry Marii od Trójcy Świętej (6 czerwca 1987), w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. I, Kraków 1971, s. 765.

[74] Adhort. apost. Evangelii gaudium (24 listopada 2013), 35: AAS 105 (2013), 1034.

[75] Tamże, 36: AAS 105 (2013), 1035.

[76] Tamże.

[77] Tamże, 37: AAS 105 (2013), 1035.

[78] Adhort. apost. Gaudete et exsultate (19 marca 2018), 19: AAS 110 (2018), 1117.

[79] Tamże, 22: AAS 110 (2018), 1117.

Copyright © Dicastero per la Comunicazione - Libreria Editrice Vaticana

LOADING...

 

Błogosławiony Ks Jerzy Popiełuszko

PATRONI DNIA:

Msza święta w 39. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki DZIŚ godz. 18:00

 

ROCZNICAREKOMENDOWANE

PARAFIA: WARSZAWA. ŚW. STANISŁAWA KOSTKI NA ŻOLIBORZU

Uroczysta Msza święta z modlitwą o kanonizację męczennika odprawiona zostanie 19 października o godzinie 18:00

 

19 października minie 39 lat od daty męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Po raz piąty obchodzony będzie wtedy Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Warszawskie Sanktuarium Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki

organizuje z tej okazji szereg wydarzeń rocznicowych, wśród nich debatę, wspomnienia świadków, koncert muzyczny i zjazd młodzieży. Sercem wydarzeń będzie uroczysta liturgia odprawiana w rocznicę porwania i śmierci księdza Popiełuszki.

Obchody rocznicy rozpoczną się 18 października o godzinie 19:00 debatą poświęconą aktualności nauczania ks. J. Popiełuszki w której udział wezmą: bp prof. Michał Janocha – biskup pomocniczy Archidiecezji Warszawskiej, red. Marcin Przeciszewski – redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej, prof. Paweł Skibiński – wicedyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej a także młodzież ze Szkół Letnich ks. Jerzego Popiełuszki. Debata współorganizowana jest przez Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana.

UROCZYSTA MSZA ŚWIĘTA rocznicowa z modlitwą o kanonizację męczennika odprawiona zostanie 19 października o godzinie 18:00 w żoliborskim kościele Świętego Stanisława Kostki. Przewodniczył jej będzie kardynał Kazimierz Nycz. W uroczystości wezmą udział przedstawiciele rodziny Popiełuszków, przedstawiciele rządu, samorządów, liczne reprezentacje regionów i zakładów pracy NSZZ Solidarność, przedstawiciele służb mundurowych, instytucji publicznych a także środowisko przyjaciół i współpracowników księdza Jerzego. Msza rozpocznie się od uroczystej procesji do grobu męczennika przy dźwiękach dzwonu „Jerzy” poświęconego w 1987 r. przez Jana Pawła II. Przed mszą i po mszy przy grobie męczennika składane będą wieńce. Tego dnia od godziny 11:00 do 16:00 oraz po Mszy Świętej, dla wiernych dostępna będzie kaplica w której złożone są relikwie sutanny, koszuli oraz przedmiotów, jakie w momencie śmierci miał ze sobą kapelan Solidarności.

22 października o godzinie 19:00 w Domu Amicus będzie miał miejsce finał konkursu piosenki patriotycznej imienia bł. ks. Jerzego Popiełuszki organizowany przez IPN Białystok. Wyróżnieni artyści wystąpią na scenie oraz otrzymają nagrody. Tego samego dnia o godzinie 19:30 odbędzie się Wieczór Świadków. O księdzu Jerzym Popiełuszce opowiadać będzie S. Krystyna Włodarska, która posługiwała na plebanii parafii kościoła św. Stanisława Kostki w czasie działalności męczennika, świadek w jego procesie beatyfikacyjnym.

Od 20 do 22 października w Sanktuarium odbędzie się zjazd młodzieży ks. Jerzego Popiełuszki pod hasłem: „Ludzi zdobywa się otwartym sercem a nie zaciśniętą pięścią”. Wydarzenie podczas którego młodzież spotka się historykami i świadkami życia ks. Popiełuszki organizowane jest we współpracy z Instytutem Dziedzictwa Myśli Narodowej

Błogosławiony Jerzy Popiełuszko
urodził się 14 września 1947 r. na Podlasiu. Od 11 roku życia był ministrantem i służył do Mszy św. codziennie przed lekcjami w szkole. Uzyskawszy świadectwo maturalne, zgłosił się 24 czerwca 1965 r. do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego dnia 28 maja 1972 r. Ostatnim miejscem zamieszkania i pracy ks. Jerzego Popiełuszki od 20 maja 1980 r. była parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie na Żoliborzu, gdzie jako rezydent pomagał w pracy parafialnej i zajmował się duszpasterstwem specjalistycznym. Oddzielną kartę życia ks. Jerzego, było jego bezkompromisowe zaangażowanie się w duszpasterstwo świata pracy, zarówno w okresie tworzenia się "Solidarności", jak i później, gdy trwał stan wojenny w Polsce oraz po jego zniesieniu. Dnia 19 października 1984 r. ks. Jerzy wracał samochodem z posługi duszpasterskiej w Bydgoszczy, został zatrzymany przez trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (Wydział do walki z Kościołem) i uprowadzony. Zmasakrowane ciało kapłana wyłowiono 30 października ze zbiornika wodnego koło Włocławka. 6 czerwca 2010 r. w Warszawie odbyła się beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki

Ksiądz Jerzy Popiełuszko - globalny święty

Gdy media całego świata informowały w październiku 1984 r., że w Polsce agenci komunistycznej bezpieki zamordowali katolickiego kapłana, nikt nie przypuszczał, że jest to początek niezwykłego fenomenu - obok św. Jana Pawła II i św. Faustyny Kowalskiej ks. Jerzy Popiełuszko jest polskim świętym globalnym. Do jego grobu spontanicznie pielgrzymowało ponad 23 mln osób, w tym papieże, prezydenci i premierzy, politycy i ludzie kultury oraz zwyczajni ludzie ze wszystkich kontynentów. Relikwie męczennika czczone są w ponad tysiącu kościołach na całym świecie, w krajach tak odległych jak Uganda, Boliwia, Peru. 19 października przypada kolejna rocznica męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

Milena Kindziuk, autorka biografii ks. Jerzego i jego matki Marianny, twierdzi, że po przekazaniu informacji o cudzie zauważalny jest wzrost liczby pielgrzymów. - Nie są to już kilometrowe kolejki jak kiedyś, gdy sięgały Dworca Gdańskiego, ale codziennie do kościoła i na grób przybywają tu osoby, które chcą modlić się za wstawiennictwem ks. Jerzego. Gdyż ma on opinię bardzo skutecznego orędownika.

Pielgrzymi modlą się przy grobie, wstępują do kościoła, gdzie przechowywane są relikwie męczennika, zwiedzają poświęcone mu muzeum, wypisują intencje modlitewne i podziękowania za otrzymane łaski.

Niezależnie od wieku, pochodzenia społecznego czy narodowości fascynacja świadectwem skromnego księdza, który nawoływał do porzucenia przemocy, do zwyciężania zła dobrem, do stosowania ubogich środków, życia Ewangelią - wciąż trwa.

Spontaniczny kult

W pogrzebie ks. Jerzego, który odbył się 3 listopada 1984 r., wzięło udział od 600 do 800 tys. osób, być może nawet milion. Ten nieprzebrany strumień ludzki trzeba było zorganizować - stopniowo powstawała infrastruktura, która usprawniała przepływ pielgrzymów - służba porządkowa, medyczna, informacyjna. Przy parafii zbudowano Dom Pielgrzyma Amicus, w 20. rocznicę męczeństwa otwarto Muzum im. ks. Jerzego Popiełuszki, zaś rok po beatyfikacji męczennika, na wiosnę 2011 r., został otwarty Ośrodek Dokumentacji Życia i Kultu Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki.

BREWIARZ O KS Jerzym

Z Pism bł. Jerzego Popiełuszki

(Rozważania różańcowe [Bydgoszcz, 19 października 1984 r.]
w: M. Kindziuk, Świadek Prawdy, Częstochowa 2004, s. 308-403)


Zło dobrem zwyciężaj

 

Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i ubogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego. Pomnażać dobro i zwyciężać zło, to dbać o godność dziecka Bożego, o swoją godność ludzką.

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej. Jako synowie Boga nie możemy być niewolnikami. Nasze synostwo Boże niesie w sobie dziedzictwo wolności. Wolność dana jest człowiekowi jako wymiar jego wielkości.

Zachować godność, by móc powiększać dobro i zwyciężać zło, to kierować się w życiu sprawiedliwością. Sprawiedliwość wypływa z prawdy i miłości. Im więcej jest w człowieku prawdy i miłości, tym więcej i sprawiedliwości. Sprawiedliwość musi iść w parze z miłością, bo bez miłości nie można być w pełni sprawiedliwym. Gdzie brak jest miłości i dobra, tam na jej miejsce wchodzi nienawiść i przemoc.

Zwyciężać zło dobrem, to zachować wierność prawdzie. Prawda jest bardzo delikatną właściwością naszego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg, stąd w człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda, podobnie jak sprawiedliwość, łączy się z miłością, a miłość kosztuje. Prawdziwa miłość jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Obowiązkiem chrześcijanina jest stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować. Bo za prawdę się płaci, tylko plewy nie kosztują. Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić.

Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewolenia, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości.

Aby zło dobrem zwyciężać i zachować godność człowieka, nie wolno walczyć przemocą. Komu nie udało się zwyciężyć sercem i rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą. Każdy przejaw przemocy dowodzi moralnej niższości. Najwspanialsze i najtrwalsze walki, jakie zna ludzkość, jakie zna historia, to walki ludzkiej myśli. Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy.


 

RESPONSORIUM

Mt 5, 44-45. 48; Łk 6, 27

 

W. Miłujcie waszych nieprzyjaciół, † dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, / i módlcie się za tych, którzy was prześladują: * Tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie.

K. Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. W. Tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie.


 

MODLITWA

LG tom IV: Własne, str. D 2022, s. 417-418; LG skrócone: Własne, str. D 2022, s. 417-418
 

Módlmy się. Wszechmogący, wieczny Boże, Ty w swej Opatrzności uczyniłeś błogosławionego męczennika Jerzego, prezbitera, niezłomnym świadkiem Ewangelii miłości i obrońcą ludzkiej godności; † spraw, prosimy, * abyśmy za jego wstawiennictwem i przykładem, żyjąc w prawdziwej wolności, umieli zło dobrem zwyciężać. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, * Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 

Sługa Boży Ks Franciszek Blachnicki.PRZESŁANIE...

WWW.VATICANNEWS.VA

Przesłanie ks. Blachnickiego nadal przyciąga młodzież oraz rodziny

Przesłanie ks. Franciszka Blachnickiego, twórcy Ruchu Światło-Życie, którego prowadzony jest proces beatyfikacyjny, jest nadal aktualne i przyciąga młodzież oraz rodziny. Dostosowujemy nasz przekaz do współczesnych wymogów, ale jego fundament jest niezmienny – podkreślają odpowiedzialni za ruch oazowy w Polsce.

Urszula Pohl, główna odpowiedzialna za Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła, założony przez ks. Blachnickiego, wskazała, że był on człowiekiem przewidującym, a stworzony przez niego program formacyjny nie jest osadzony w konkretnym kontekście kulturowym, z czego wynika jego uniwersalność i aktualność.

 

„Formacja oparta jest o Ewangelię i wizję Soboru Watykańskiego II

.

Tematem pracy habilitacyjnej ks. Blachnickiego była soborowa wizja eklezjologii pastoralnej, którą wcielał w życie. Program jest cały czas aktualny, wiadomo, że trzeba dostosowywać metody, sposób kontaktowania się z młodym człowiekiem. Dzisiaj ten młody człowiek jest inny niż wtedy, gdy żył ks. Blachnicki, ale ta droga ku pełnej wolności, wolności przez Chrystusa, przez wyzwolenie w Chrystusie, znajdowanie w nim sensu, jest zawsze aktualna” – powiedziała.

Dodała, że obecnie ruch oazowy jest bardziej rozwinięty wśród rodzin tworzących Domowy Kościół. „Są też grupy młodzieżowe w każdej diecezji. Obecność młodzieży w Ruchu Światło-Życie bardzo zależy od duszpasterzy. Kiedy młodzi dorastają, wchodzą do Domowego Kościoła albo podejmują inne aktywności. Potrzebują wsparcia duszpasterzy, ludzi dorosłych. Jeżeli są ludzie, którzy chcą z nimi współpracować, pokazywać ideały, wtedy naprawdę widać, że to funkcjonuje, młodzi dojrzewają i odnajdują swoją drogę w Kościele i świecie” – zaznaczyła Urszula Pohl.

Kilkanaście tysięcy młodych na wakacyjnych oazach

Moderator generalny Ruchu Światło-Życie, ks. Marek Sędek podkreślił, że to środowisko stara się być wiernym założeniom, które nadał ks. Blachnicki.

„Niektóre rzeczy trzeba dostosować, ale to, co było fundamentem, piętnastodniowe oazy, są organizowane. Walczymy nie raz jak lwy, bo jest to trudne, żeby wyjechać na piętnastodniowe rekolekcje, żeby obydwoje małżonkowie mieli urlop. Nie poddajemy się! W tym roku kilkanaście tysięcy małżonków było na takich rekolekcjach. Cały czas próbujemy być wierni charyzmatowi, który zostawił nam ks. Blachnicki” – powiedział.

Mówiąc o zainteresowaniu ruchem oazowym wśród młodych, wskazał, że nadal ono istnieje, choć nie jest tak duże, jak w latach 80. czy 90.

„Kilkanaście tysięcy młodych ludzi uczestniczyło w tegorocznych oazach wakacyjnych. Próbujemy dostosować język przekazu. Także duszpasterze, moderatorzy, animatorzy, muszą się dostosować do konkretnych grup” – dodał.

Ks. Sędek wymienił także cechy ks. Blachnickiego, które mogą inspirować współczesnych ludzi.

„Niezłomność w dążeniu do celu, niesamowita umiejętność łączenia wielkiej wiedzy teologicznej z praktycznym działaniem, wcielaniem w życie oraz wiara, która dla ks. Blachnickiego była elementem nawrócenia i leitmotive całego życia. W swoim testamencie mówi, że właściwie nie miał żadnych pokus, nie tylko przeciwko wierze, od nawrócenia, ale też nie miał innych zainteresowań poza sprawami duchowymi. To pokazuje jak Pan Bóg pociągnął go mocno za sobą” – powiedział.

Zamordowany - ofiara komunistycznej zbrodni

Ksiądz Franciszek Blachnicki (1921-1987) jest zaliczany – jak podkreślają historycy Instytutu Pamięci Narodowej – do najwybitniejszych przedstawicieli polskiego duchowieństwa katolickiego w okresie PRL. Był założycielem i duchowym ojcem Ruchu Światło-Życie – jednego z ruchów odnowy Kościoła wg nauczania Soboru Watykańskiego II – oraz wspólnoty życia konsekrowanego Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła. Walczył z okupantem niemieckim w czasie II wojny światowej, trafił do KL Auschwitz, w 1942 r. skazany na karę śmierci. W okresie Polski Ludowej represjonowany przez władze komunistyczne. Do czasu nagłej śmierci w 1987 roku w Carlsbergu w Niemczech był obiektem szykan i inwigilacji. IPN ogłosił, że ks. Franciszek Blachnicki padł ofiarą komunistycznej zbrodni – zamordowany poprzez otrucie.

Ks. Franciszek Blachnicki był wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Został pośmiertnie odznaczony tytułem profesora honorowego tej uczelni. Uroczystość odbyła się 9 października podczas debaty „Wojtyła i Blachnicki – prorocy wolności w czasach zniewolenia”.