"DBAJ O DZIŚ" Książka Ks Piotra Pawlukiewicza - jaki jest sens mojego źycia ?

W książce "Dbaj o dziś" znajdziesz zbiór bardzo osobistych i poruszających sentencji ks. Piotra przygotowanych na każdy dzień roku. Nieopublikowane nigdy wcześniej przejmujące teksty, prywatne notatki i fragmenty homilii, zapraszają czytelnika do codziennej refleksji nad sensem życia, wartościami chrześcijańskimi i relacją z Bogiem.

"W ostatnim czasie odeszło do Domu Ojca wielu kapłanów którzy dzisiaj przemawiają do nas dzisiaj i uczą  jak skutecznie wykorzystać CZAS który Bóg daje  nam DZISIAJ. Ciekawe  jak my wykorzystujemy czas ? XWZ

Warszawa. Nie żyje ks. Janusz Strojny. Miał 84 lata

8 listopada 2023 roku w wieku 84 lat zmarł wykładowca ks. dr Janusz Strojny. Święcenia kapłańskie przyjął 1 czerwca 1969 roku w Warszawie z rąk kard. Stefana Wyszyńskiego. Wiele lat prowadził wykłady z teologii dogmatycznej w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Od 1994 do 1998 roku pełnił funkcję dyrektora studiów zaocznych Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie. Był również wicerektorem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego, gdzie wypromował ponad 160 magistrów.

– Był oddanym wykładowcą, duszpasterzem i kapłanem, wzorem dla wielu studentów i alumnów. Polecamy go modlitwie i serdecznej pamięci – napisała w mediach społecznościowych Akademia Katolicka w Warszawie

W niedzielę Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata,

26 listopada 2023 roku,
w godzinach nocnych,

w Diecezjalnym Domu Księży Emerytów w Otwocku,

w wieku 71 lat,
w 45. roku kapłaństwa
zmarł
ś. † p.
ks. Tadeusz Jabłecki

b. proboszcz parafii w Kicinach i Zamieniu.

Ksiądz Tadeusz Jabłecki urodził się 11 stycznia 1952 roku w Tłuszczu. Pochodził z parafii św. Klemensa PM w Klembowie.

Święcenia kapłańskie przyjął z rąk biskupa Jerzego Modzelewskiego 27 maja 1979 roku.

Jako wikariusz pracował w parafiach: św. Bartłomieja Ap. w Domaniewicach (1979-1981; DŁ), św. Mikołaja Bp. w Warce (1981-1983; AW), św. Anny w Grodzisku Mazowieckim (1983-1984; AW), św. Macieja Ap. w Bełchowie (1984-1988; DŁ), Świętej Trójcy w Kobyłce (1988-1991) oraz św. Michała Archanioła w Nowym Dworze Mazowieckim (1991-1995).

W kwietniu 1995 roku bp Kazimierz Romaniuk mianował go proboszczem parafii NMP Królowej Pokoju w Kicinach (1995-2007), skąd po 12. latach pracy został przeniesiony do Zamienia jako proboszcz parafii Zwiastowania Pańskiego (2007-2009). Ze względu na stan zdrowia został przeniesiony w charakterze rezydenta do parafii Najczystszego Serca Maryi w Warszawie (2009-2020) a następnie zamieszkał w Diecezjalnym Domu Księży Emerytów w Otwocku (2020-2023).

Uroczystości pogrzebowe odbędą we środę,

29 listopada 2023 roku
według następującego porządku:
– Msza święta żałobna w DDKE w Otwocku

o godz. 8.00;

– Msza święta pogrzebowa w parafii św. Klemensa PM

w Klembowie o godz. 11.00.

Po Eucharystii nastąpi złożenia ciała Zmarłego
na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Dobry Jezu, okaż Księdzu Tadeuszowi swoje miłosierdzie

////////////////

Zmarł Ks. Leszek Krześniak

 28 WRZEŚNIA 2023

 E. K.

We środę, 27 września 2023 roku,
zmarł w 70. roku życia, w kapłaństwie 44

ś.†p.
Ks. Leszek Krześniak
były proboszcz parafii: Brzozów, Grochów, Grzymkowice-Byki, Łęgonice i Regnów.

Msza święta pogrzebowa
zostanie odprawiona 2 października 2023 roku (poniedziałek), o godz. 12.00
w kościele parafialnym pw. św. Rocha w Mniszewie (Diecezja Radomska).

Ś.p. Ksiądz Leszek zostanie pochowany na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie!

Ks. dr Stanisław Plichta
Kanclerz Kurii

 ks. kanonik Józef Nowacki, były proboszcz parafii w Izdebnie Kościelnym

W czwartek, 8 grudnia, zmarł w wieku 70 lat ks. kanonik Józef Nowacki. Pogrzeb odbędzie się w poniedziałek

Ks. kanonik Józef Nowacki w kapłaństwie przeżył 43 lata. Jako wikariusz posługiwał w wielu parafiach archidiecezji warszawskiej. Był proboszczem w Ostrołęce, Słomczynie i Izdebnie Kościelnym. Ostatnio mieszkał w Domu Księży Emerytów Kiełpinie Poduchownym.

Śp. ks. kan. Józef Nowacki

 9 grudnia 2022

Kuria Metropolitalna Warszawska zawiadamia:

W czwartek, 8 grudnia 2022 roku,
w wieku 70 lat,
w 44. roku kapłaństwa

zmarł

ś. † p.
ks. kan. Józef Nowacki
b. proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Izdebnie Kościelnym,
mieszkaniec Domu Księży Emerytów w Kiełpinie Poduchownym.

Uroczystości pogrzebowe odbędą się w poniedziałek, 12 grudnia 2022 roku, w parafii św. Michała Archanioła w Izdebnie Kościelnym.

Msza Święta żałobna
zostanie odprawiona o godz. 12.00. Po Eucharystii nastąpi złożenia ciała Zmarłego
na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Śp. ks. kan. Józef Nowacki na terenie obecnej diecezji warszawsko-praskiej pracował w parafiach: św. Jana Chrzciciela i św. Wojciecha BM w Poświętnem (1981-1982), św. Marcina i Mikołaja w Kuflewie (1983-1984) oraz Miłosierdzia Bożego w Ząbkach (1985-1987).

Dobry Jezu, okaż Księdzu Józefowi swoje miłosierdzie!

Msza święta pogrzebowa zostanie odprawiona w poniedziałek 12 grudnia o godz. 12:00 w kościele parafialnym św. Michała Archanioła w Izdebnie Kościelnym, po czym nastąpi odprowadzenia Ciała na miejscowy cmentarz parafialny

 

Przygotowanie do śmierci

Nie ma śmierci „obojętnej”, neutralnej, jest tylko śmierć dobra lub zła...

Alfons Maria de Liguori

Przygotowanie do śmierci

Wydawnictwo Homo Dei,
Kraków 2011
ISBN 978-83-62579-24-2
Format książki: 148x210
Stron: 344
Rodzaj okładki: twarda

Czy potrzebujemy jeszcze jednej książki o śmierci w czasach, w których jest ona dla większości ludzi tematem tabu? Nie myśli się o niej i nie mówi, przeciwnie – nasi współcześni żyją tak, jakby mieli nigdy nie umrzeć, choć przecież teoretycznie wiedzą, że kiedyś musi to nastąpić. Śmierć jest uważana za coś stojącego już poza ziemską egzystencją, dlatego „nie liczy się” w tym życiu, nie uwzględnia się jej.
Nie ma śmierci „obojętnej”, neutralnej, jest tylko śmierć dobra lub zła...
Św. Alfons przypomina nam, że śmierć jest nie tylko wydarzeniem nieuniknionym, ale także ostatnim aktem ziemskiej egzystencji i bramą do życia wiecznego. Powinna być aktem w pełni świadomym, ponieważ stanowi ostateczny wybór między Bogiem a szatanem, między niebem a piekłem. Ten wybór zadecyduje o naszej wieczności. Dlatego właśnie tak ważne jest osobiste przygotowanie się do niej. Św. Alfons z pasją przekonuje, że człowiek nawet w ostatniej chwili może się jeszcze nawrócić, choć nie jest to łatwe. Niezaprzeczalną wartością książki są piękne, pełne żarliwości modlitwy Świętego, które można wykorzystać w osobistej modlitwie.

Fragment książki:

Rozmyślanie VII. Uczucia umierającego, który za życia nie myślał wiele o śmierci

Rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył (Iz 38, 1)

Punkt 1

Wyobraź sobie, że znajdujesz się przy łożu chorego, któremu pozostaje już tylko kilka godzin życia. Biedny człowiek – zobacz, jak dręczą go bóle, omdlenia, ucisk w piersiach, duszność, zimny pot, otępienie umysłu takie, że niewiele słyszy, rozumie i może mówić. Spośród tych wszystkich dolegliwości największą jest ta, że choć stoi już u bram śmierci, zamiast myśleć o duszy i przygotowywać rachunek sumienia na wieczność, myśli tylko o lekarzach i lekarstwach, o tym, jak można by się uwolnić od choroby i cierpień, które go wyniszczają. „O niczym innym nie myślą, tylko o sobie” – mówi o takich umierających św. Wawrzyniec Justyniani. Gdybyż przynajmniej jego krewni i przyjaciele uświadomili mu niebezpieczny stan, w jakim się znajduje! Ale nie, nie ma między nimi nikogo, kto by się odważył powiedzieć mu o zbliżającej się śmierci i zaproponować przyjęcie sakramentów świętych; każdy się przed tym wzbrania, by go nie zaniepokoić. (O mój Boże, z góry Ci dziękuję, że przy mojej śmierci będą mi towarzyszyć moi drodzy współbracia z mego zgromadzenia zakonnego, dla których nie będzie wtedy nic ważniejszego niż moje wieczne zbawienie i którzy wszyscy pomogą mi dobrze umrzeć).

Tymczasem jednak biedny chory, choć nikt mu nie oznajmia o bliskiej już śmierci, widząc rodzinę w poruszeniu, powtarzające się narady lekarzy, coraz silniejsze lekarstwa, które coraz częściej każą mu zażywać, wpada w niepokój i pośród ciągłych napadów strachu, wyrzutów sumienia i poczucia bezradności zaczyna do siebie mówić: „Źle ze mną; kto wie, czy już nie czas na mnie?”.

A co będzie czuł, kiedy go zawiadomią o bliskiej już śmierci? Rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył. Jakiż szok wywołają w nim słowa: „Szanowny panie, pańska choroba jest śmiertelna. Powinien pan przyjąć sakramenty, pojednać się z Bogiem i pożegnać ze światem”. Pożegnać się ze światem? Jakże to? Pożegnać się ze wszystkim? – z tym domem, wsią, krewnymi, przyjaciółmi, rozmowami, grami, zabawami? Tak, ze wszystkim. Przyszedł już notariusz i spisuje akt tego pożegnania: „Pozostawiam…, pozostawiam…”. A co zabierze ze sobą? Nic poza jakimś nędznym łachmanem, który wkrótce wraz z nim samym zgnije w grobie.

O, jakiż smutek i niepokój wywołają wtedy w umierającym łzy domowników i zachowanie przyjaciół, którzy w jego obecności milczą, bo nie mają odwagi mówić. Lecz największy ból sprawią mu wyrzuty sumienia, które w przedśmiertnym zamęcie odezwą się ze szczególną siłą: wyrzuty z powodu prowadzenia aż dotąd nieuporządkowanego życia mimo tylu Bożych apeli i udzielanego światła, mimo tylu ostrzeżeń spowiedników, mimo tylu podjętych postanowień zmiany, niestety, albo w ogóle nie wprowadzonych w życie, albo stopniowo zapomnianych. Powie wtedy: „O ja nieszczęsny, otrzymałem od Boga tyle światła i tyle czasu na uporządkowanie sumienia, a nie zrobiłem tego. A oto teraz wybiła godzina śmierci! Czy takie trudne było uniknięcie tej okazji do grzechu, zerwanie z tą przyjaźnią, spowiadanie się co tydzień? A choćby mnie to nawet wiele kosztowało, powinienem zrobić wszystko dla ratowania swojej duszy, która jest dla mnie ważniejsza niż wszystko inne. O, gdybym tak wykonał to dobre postanowienie, które podjąłem, gdybym poszedł konsekwentnie dalej drogą, na którą już wstąpiłem, jakże szczęśliwy byłbym teraz! Ale tego nie zrobiłem, a teraz nie ma już na to czasu”. Uczucia tego rodzaju umierających, którzy spędzili życie w zaniedbaniu sumienia, są podobne do uczuć potępionych, także opłakujących w piekle swoje grzechy, jako przyczynę kary, którą ponoszą, ale nic im to już nie daje…

Modlitwa

Panie, to, co wyżej przedstawiłem, są to moje własne uczucia żalu, jakie przeżywałbym, gdyby mi w tej chwili oznajmiono wiadomość o bliskiej śmierci. Dziękuję Ci, że pozwalasz mi to zrozumieć i dajesz czas na opamiętanie się. Nie, mój Boże, nie chcę już więcej uciekać od Ciebie. Dość już tego, że do tej pory musiałeś za mną iść. Słusznie powinienem się obawiać, że jeśli jeszcze teraz Ci się nie oddam i będę Ci się sprzeciwiać, to mnie (tym razem już na dobre) opuścisz. Ty mi dałeś serce do kochania Ciebie, a ja tak źle go używałem: ukochałem stworzenia, a nie Ciebie, mojego Stworzyciela i Odkupiciela, któryś oddał za mnie życie! Zamiast Cię ukochać, tyle razy Cię obrażałem, lekceważyłem Cię, odwracałem się od Ciebie. Wiedziałem dobrze, jak wielką przykrość sprawiam Ci moimi grzechami, a jednak grzeszyłem. Mój Jezu, żałuję tego, boleję nad tym z całego serca. Chcę zmienić swoje życie. Rezygnuję z wszelkich światowych upodobań, by Ciebie kochać i Tobie się podobać, Boże mojej duszy. Ty mi okazałeś tak wiele znaków Twojej miłości; chciałbym i ja, zanim umrę, dać Tobie jakiś znak mojej miłości. Od dziś zgadzam się na wszelkie choroby, krzyże, poniżenia i przykrości ze strony ludzi; użycz mi siły do spokojnego ich znoszenia, bo pragnę to czynić z miłości do Ciebie. Kocham Cię, Nieskończona Dobroci, kocham Cię ponad wszelkie dobro. Pomnóż tę moją miłość i obdarz mnie świętą wytrwałością. Maryjo, moja nadziejo, proś za mną

więcej

Pierwszy PIATEK GRUDNIA.JEZUS CHRYSTUS JEST MOIM ZBAWIENIEM IDĄC Z NIM NIE LĘKAM SIĘ...Pierwszy pìatek.

 9 pierwszych piątków miesiąca. Na czym polega to nabożeństwo?

W pierwszy piątek miesiąca wielu wiernych przystępuje do spowiedzi i Komunii świętej. Na czym polega praktyka 9 pierwszych piątków miesiąca i co się z nią wiąże?

Pierwsze piątki miesiąca nie są obce wielu wiernym. Większość dzieci słyszy o nich na katechezie, zachęca się je też do tej praktyki tuż po Pierwszej Komunii. Dla dużej części osób pierwsze piątki miesiąca pozostają już na stałe dniem spowiedzi i komunii świętej. Skąd wzięła się ta praktyka?

Małgorzata Maria Alacoque

Powiedział o niej sam Jezus francuskiej siostrze zakonnej, św. Małgorzacie Marii Alacoque w czasie objawień. Przez ponad półtora roku ukazywał jej On swoje Serce płonące miłością do ludzi i zranione ich grzechami. Św. Małgorzata usłyszała od Jezusa o obietnicach, jakie daje On czcicielom jego Serca.

Wśród nich pojawia się i ta: „Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja udzieli tym wszystkim, którzy komunikować będą w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski mojej ani bez sakramentów i że Serce moje stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci”.

Wielka obietnica

Mówiąc to Jezus ukazał się św. Małgorzacie jako ubiczowany. Z czasem obietnicę tę nazwano „Wielką”, jako największą, jakiej człowiek może dostąpić w czasie ziemskiego życia. Jezus obiecuje praktykującym 9 pierwszych piątków miesiąca, że nie umrą nie będąc w stanie łaskie uświęcającej. W najstarszym polskim miesięczniku katolickim, „Posłańcu Serca Jezusowego”, można przeczytać niezwykłą historię związaną z tą obietnicą.

Jedna z więźniarek obozu Ravensbrück została wyznaczona do egzekucji. Nie mogła uwierzyć, że po wielokrotnym odprawieniu dziewięciu piątków umrze bez sakramentów świętych. Tak się jednak złożyło, że choć dwukrotnie wzywano ją do tzw. transportu, z którego nie było już powrotu, w obu wypadkach niespodziewanie polecono jej wrócić do obozu. Dotrwała do czasu, gdy do obozu przemycono puszkę z komunikantami. Została stracona w dniu, w którym przyjęła Komunię św.

Warto zwrócić uwagę, że Jezus w swojej obietnicy mówi o przyjęciu Komunii świętej w kolejne 9 pierwszych piątków, nie o samej spowiedzi. Aby jednak przystąpić do Komunii, trzeba być w stanie łaski uświęcającej, więc dobrze poprzedzić ją sakramentem pokuty. Stąd w wielu parafiach z racji pierwszego piątku organizuje się dodatkowe dyżury kapłanów w konfesjonałach.

Tekst Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana: Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród. Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie. Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!– W naszych sercach – Króluj nam Chryste!– W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste! – W naszych parafiach – Króluj nam Chryste! – W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!– W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!– W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste! – W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste! – W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste! Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:– Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca – Chryste nasz Królu, dziękujemy!– Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy! – Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy! – Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy! – Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy! Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw. Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa: – Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy! – Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy! – Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy! – Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy! – Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy! Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi. Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem. W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu. Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego. Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia. W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

ROZWAŻANIA DO CZYTAŃ

MAREK RISTAU

Jesteśmy w rękach dobrego Pasterza i nikt nie wyrwie nas z Jego rąk. Przez wiarę weszliśmy do miejsca uniewinnienia i nie ma już dla nas potępienia. Niczego nam nie brakuje, bo w Chrystusie mamy wszystko. Narodziliśmy się na nowo i staliśmy się nowym stworzeniem, człowiekiem duchowym, napełnionym Duchem Świętym i mocą. W Chrystusie zmartwychwstaniemy do życia w Królestwie Niebieskim, gdzie śmierci już więcej nie będzie, ani cierpienia, ani trudu...
Marek Ristau

PATRONI DNIA:

Błogosławiony Jakub Alberione, prezbiter
urodził się 4 kwietnia 1884 roku w San Lorenzo di Fossano (Włochy). W wieku 16 lat wstąpił do seminarium w Albie. W 1907 roku przyjął święcenia kapłańskie. Jako jeden z pierwszych ludzi w Kościele zaczął na szeroką skalę wykorzystywać druk do głoszenia Ewangelii. Już w 1914 roku założył szkołę drukarską, a z zespołu wychowawców i nauczycieli stworzył wspólnotę zakonną - Towarzystwo św. Pawła. Pierwszym zadaniem, jakie Jakub pozostawił swym następcom, było rozpowszechnianie Pisma świętego. Sam nie tylko świetnie znał Biblię, ale był w niej "zanurzony". Jakub zmarł 26 listopada 1971 roku w Rzymie.

BRACTWO SŁOWA BOŻEGO

Komentarze do poszczególnych czytań przygotowane przez Bractwo Słowa Bożego

Komentarz do pierwszego czytania

Prorok Ezechiel wypowiada swoje słowa w Babilonii już po tym, jak otrzymał informację o upadku Jerozolimy. Rozdział 34 jego księgi zawiera ocenę roli, jaką odegrali pasterze Izraela, to znaczy elita polityczno-religijna kraju - w największym do tamtego czasu upadku Narodu Wybranego. Ezechiel obnaża wielką winę tych właśnie środowisk, które zamiast dawać przykład wierności Przymierzu, wydawali się być pierwszymi w łamaniu jego wymagań. Głęboką aktualizację tego tekstu pozostawił nam święty Augustyn. W jego tekście mogą znaleźć swoje błędy i grzechy pasterze wszystkich czasów, również i naszych.
Wraz z Niewolą Babilońską Izrael stracił wszystko, co było przedmiotem największych i najpiękniejszych Bożych obietnic: Ziemię Obiecaną, Świątynię Jerozolimską i dynastię Dawidową. Ludzie bogaci, wykształceni, kapłani i najlepsi rzemieślnicy zostali uprowadzeni do Babilonii, a prosty naród, pozbawiony świątyni, popadał pod wpływy innych religii.
Jednakże Bóg nie uzależnia swoich obietnic i skuteczności swojego miłosierdzia od postaw ludzkich. On pozostaje wierny. Dlatego właśnie obiecuje zniszczonemu Izraelowi, że nie porzuci go. On sam będzie mu Pasterzem. Ta obietnica jest podstawą naszej nadziei na Boże prowadzenie także w trudnych czasach Kościelnych kryzysów.

Komentarz do psalmu

Psalm „Pan jest moim Pasterzem” to niewątpliwie jedna z ulubionych modlitw Psałterza. Roztacza on przed modlącym się perspektywę wspaniałej Bożej opieki. Bo któż z nas nie potrzebuje Bożego prowadzenia, odpoczynku od codziennych trosk, owych zielonych pastwisk i wód cichych, gdzie można odetchnąć?
Dlaczego zatem nie zawsze udaje nam się żyć w pełni obietnicami, które zawiera ten psalm? Dlaczego częściej przeżywamy słowa tej modlitwy jako obietnicę, a nie jako rzeczywistość codziennego życia?
Wydaje się, że kluczem jest odpowiedź na podstawowe pytanie: Czy rzeczywiście Bóg jest moim Pasterzem i czy słucham Jego głosu? Bo to właśnie odpowiedź wiary sprawia, że w naszym życiu wiele rzeczy zaczyna się porządkować. Opuszczają nas niepotrzebne i męczące pragnienia i ambicje. Codzienne działanie, choć może ciągle niełatwe, nabiera jednak znaczenia posłannictwa. Jesteśmy też w stanie poświęcić więcej czasu na przebywanie z Pasterzem w miejscach, które On nam wskazuje: na modlitwie, na posługiwaniu innym. Nie potrzebujemy już tak bardzo tego, co oferuje nam świat, a raczej staramy się sami coś dobrego temu światu dać i znajdujemy odpoczynek dla duszy.

Komentarz do drugiego czytania

Król to ten, kto posiada władzę. Jezus Chrystus przyszedł na ziemię, aby przynieść nam Królestwo Boże, a ściślej mówiąc „królowanie Boga”. Takie były pierwsze słowa Jego przepowiadania: „Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1, 15).
Uważna lektura Ewangelii wydaje się jednak wskazywać na rzeczywistość innego królowania. Kiedy szatan kusi Jezusa, pokazując mu królestwa ziemskie, mówi: „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon” (Mt 4, 9). Sam Pan Jezus w Ewangelii wg św. Jana nazywa go „władcą tego świata” (J 14, 30). W naszych czasach sytuacja wydaje się analogiczna, a nawet można odnieść wrażenie, że ulega pogorszeniu. Jak zatem powinniśmy rozumieć królowanie Boga dziś? Należy zwrócić uwagę na wezwanie Jezusa „Nawracajcie się!”. W nas Bóg może zakrólować, jeżeli otworzymy się na Jego panowanie. Bóg szanuje naszą wolność. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy przyjęli Jego panowanie, dopóki trwa nasza doczesna pielgrzymka.
Ostateczne królowanie Boga dokona się wraz z powtórnym przyjściem Pana. Wtedy pokona wszelkich wrogów, a ostatnim będzie śmierć.

Komentarz do Ewangelii

Wszyscy mamy doświadczenie egzaminów, klasówek, testów i tym podobnych momentów, mających na celu sprawdzenie poziomu naszej wiedzy. Są to momenty stresujące i mało przyjemne. Jednym z większych pragnień studentów jest uprzednie zapoznanie się z pytaniami. Taka wiedza pomaga nam lepiej się przygotować do zbliżającej się próby naszej wiedzy czy umiejętności.
A przecież dzisiejsza przypowieść o Sądzie Ostatecznym jest takim właśnie „przeciekiem pytań przed maturą”. Choć bowiem sądzeni będziemy z całego życia, z naszej wierności przykazaniom we wszystkich jego sferach, to bardzo ważne miejsce będzie zajmowało nasze podejście do dzieł miłosierdzia. Prawda ta jest zawarta również na innych stronicach Pisma Świętego. Apostoł Jakub, którego list zawiera wiele różnych wymagań moralnych, mówi do nas, co następuje: „Mówcie i czyńcie tak, jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2, 12-13).
Weźmy sobie te słowa do serc szczególnie dziś, w uroczystość Chrystusa Króla, aby rozpoznać już dziś naszego Króla w ludziach potrzebujących, a na sądzie poznać Go w Jego wiecznej chwale!

Warto wiedziećW polskich kościołach odnowiono Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

W polskich kościołach odnowiono Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Minął rok od proklamacji Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. W uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, 26 listopada, nastąpiło odnowienie tegoż Aktu w polskich kościołach i kaplicach. Przygotowaniem do tego wydarzenia była nowenna, która rozpoczęła się 17 listopada.

Trochę historii

Idea intronizacji, przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana jest rozwinięciem aktu poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu, wynikającego z objawień francuskiej wizytki z Paray-le-Monial św. Małgorzaty Marii Alacoque (1647-1690). Święta ta była mistyczką, której Pan Jezus w wielu objawieniach przedstawiał swe Serce, kochające ludzi i spragnione ich miłości.

Szybko rozwijający się kult Najświętszego Serca Pana Jezusa został uznany oficjalnie w 1765 r. przez Klemensa XIII. Beatyfikował ją Pius IX (1864), kanonizował Benedykt XV (1920). Jest nazywana świętą od Serca Jezusowego.

Świat wrze i ślizga się z jednego kryzysu w drugi

O. Wojciech Prus OP: Na Lednicy poprowadzą nas słowa "Na krańce świata"02:38

Ks. Kryża: Kościół na Wschodzie potrzebuje naszej pomocy02:44

Wkrótce beatyfikacja ks. Jana Machy. Co warto o nim wiedzieć?05:10

Kijów, nie Moskwa, filarem dialogu katolicko-prawosławnego05:40

Zaszczepmy się! - w imię przykazania miłości bliźniego #OpinieKAI03:15

Cicha apostazja coraz częstsza w Ojczyźnie Jana Pawła II03:25

O. Tasiemski OP: Episkopaty Polski i Niemiec są sobie bliskie03:44

Kościół w Polsce, jak tlenu, potrzebuje dialogu #OpinieKAI03:58

Siostry Wcielonego Słowa z Ukrainy potrzebują wsparcia04:32

Ks. Kryża TChr.: Kościół katolicki zostaje w Ukrainie02:42

Misjonarka: pomoc Polaków nigdy nie ustała02:29

Lwów przypomina Warszawę z pierwszych 

Idea poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu szybko dotarła do Polski i nawiązano do niej na początku odbudowy niepodległego państwa. Po raz pierwszy aktu oddania Polski Najświętszemu Sercu dokonał prymas kard. Edmund Dalbor na Jasnej Górze 27 lipca 1920 r., w przeddzień Cudu nad Wisłą. Rok później akt ten został odnowiony przez cały Episkopat – z udziałem tysięcy wiernych – w krakowskiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Rozwinięciem idei zawierzenia świata Sercu Jezusowemu było ustanowione przez Piusa XI w 1925 r. święto Jezusa Chrystusa Króla. Sensem nowego święta – jak wyjaśniał papież w encyklice „Quas primas” – było uznanie panowania i władzy Chrystusa zarówno w życiu osobistym chrześcijan jak i całych społeczności. Miało ono służyć odnowie wiary, także w przestrzeni publicznej, która szczególnie – zdaniem papieża – narażona jest na wypieranie zeń wartości i zasad chrześcijańskich.

W 1969 r. papież Paweł VI podniósł święto Chrystusa Króla do rangi uroczystości, a więc najwyższej wagi obchodu liturgicznego w Kościele, postulując czcić Chrystusa jako Króla Wszechświata.

W Polsce

Idea poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusowemu szybko dotarła do Polski i nawiązano do niej na początku odbudowy niepodległej Polski. Po raz pierwszy aktu oddania Polski Najświętszemu Sercu dokonał prymas kard. Edmund Dalbor na Jasnej Górze 27 lipca 1920 r., w przeddzień Cudu nad Wisłą. Rok później 3 czerwca 1921 r. akt ten został odnowiony przez cały Episkopat – z udziałem tysięcy wiernych – w krakowskiej bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa.

W 1927 r. powstał w Poznaniu komitet budowy pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa, który miał być także monumentem wdzięczności za odzyskaną niepodległość. Pomnik ten uroczyście odsłonięto 30 października 1932, w święto Chrystusa Króla. Zburzyli go Niemcy w 1939 r. Od kilku lat trwają starania o odbudowę tego pomnika i postawienie go ponownie w godnym miejscu.

O potrzebie proklamacji Jezusa Chrystusa Królem i Panem przypominały także objawienia Rozalii Celakówny, krakowskiej mistyczki żyjącej w l. 1901 – 1944. Przypadły one na ostatnie lata przed wybuchem II wojny światowej. Ich treścią było propagowanie kult Serca Jezusa oraz idei aktu intronizacji ze strony Polski i innych narodów.

Wizjonerka pisała dosłownie, że „ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował. Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną”. Opisując swe prywatne objawienia Celakówna nawiązywała do objawień św. Marii Małgorzaty Alacoque. Najświętszemu Sercu Jezusowemu, co – po trzech latach duchowych przygotowań – nastąpiło 28 października 1951 r. W święto Chrystusa Króla uroczysty akt intronizacji czyli poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusa dokonany został we wszystkich katedrach i kościołach parafialnych. W specjalnym orędziu Episkopat podkreślał jego znaczenie, tłumacząc: „przez to uroczyste poświęcenie Narodu wyrażamy niezłomną wolę, by wszystkie dziedziny życia naszego, zarówno prywatne jak publiczne, były urządzone według zasad Jezusa Chrystusa”. 25 lat później w 1976 r., w ostatnią niedzielę roku kościelnego w kościołach ponowiono akt oddania Narodu Sercu Pana Jezusa.

Zainteresowanie objawieniami Celakówny zdecydowanie wzrosło w latach dziewięćdziesiątych, po otwarciu jej procesu kanonizacyjnego na terenie Archidiecezji Krakowskiej w 1996 r. przez ks. kard. Franciszka Macharskiego. Proces Rozalii Celakówny na szczeblu diecezjalnym został zakończony w 2007 r. i dokumenty przekazano do Rzymu.

Sprawą intronizacji w ostatnich latach zajęła się Konferencja Episkopatu Polski. Powołała w tym celu w 2013 r. specjalny Zespół ds. Ruchów Intronizacyjnych pod przewodnictwem biskupa opolskiego Andrzeja Czai. Podczas spotkania Zespołu 10 czerwca 2014 roku zrodziła się myśl o przygotowaniu aktu uznania Chrystusa Królem w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w 2016 roku, w ramach obchodów jubileuszu 1050. rocznicy Chrztu Polski.

Po długich i niełatwych dyskusjach z przedstawicielami ruchów intronizacyjnych – które domagały się ogłoszenia Chrystusa królem Polski – ustalono, że uroczysta proklamacja Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana odbędzie się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach w sobotę 19 listopada br. – w przeddzień uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Następnego dnia akt ten został odnowiony we wszystkich świątyniach katolickich w Polsce.

A w liście pasterskim z 11 października 2016r. – poprzedzającym Jubileuszowy Akt – Pasterze Kościoła w Polsce przypomninali, że „nie trzeba Chrystusa intronizować w znaczeniu wynoszenia Go na tron i nadawania Mu władzy ani też ogłaszać Go Królem. On przecież jest Królem królów i Panem panów na wieki. Natomiast naszym wielkim zadaniem jest podjęcie dzieła intronizacji Jezusa w znaczeniu uznawania Jego królewskiej godności i władzy całym życiem i postępowaniem”.

Biskupi wyjaśniali ponadto, że „zasadniczym celem dokonania aktu jest uznanie z wiarą panowania Jezusa, poddanie i zawierzenie Mu życia osobistego, rodzinnego i narodowego we wszelkich jego wymiarach i kształtowanie go według Bożego prawa”.

W tym roku, w niedzielę 26 listopada wspólnotowej proklamacji Jubileuszowego Aktu można było dokonać ponownie we wszystkich kościołach w Polsce.

***

Tekst Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana:

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

– W naszych sercach – Króluj nam Chryste!

– W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

– W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

– W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

– W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

– W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

– W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

– W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

– Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

– Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

– Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

– Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

– Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:

– Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

– Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

– Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

– Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

– Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

KSIĄŻKA NA DZIŚ

Tiktokowe Q&A

ks. Sebastian Picur

To książka ułożona z Waszych pytań i tego, co tak naprawdę Was ciekawi i czym na co dzień żyjecie. Moja kilkuletnia przygoda jako katolickiego księdza w mediach społecznościowych była okazją do wielu dyskusji na temat Pana Boga, wiary, Kościoła, kapłaństwa, dylematów moralnych, nieba i piekła, spraw śmiesznych i tych śmiertelnie poważnych

Książka do nabycia w Księgarni Mateusza.

© 1996–2018 mateusz.pl

Pliki do pobrania

KARDYNAŁ K. NYCZ; NIE MOŻEMY I NIE CHCEMY ZAPOMNIEĆ O UKRAINIE .

ArchWwa/Aktualności/Kard. Nycz: Nie Możemy I Nie Chcemy Zapomnieć O Ukrainie

Kard. Nycz: nie możemy i nie chcemy zapomnieć o Ukrainie

"Zdajemy sobie sprawę, w jakim celu Ukraina walczy i z kim walczy, i od tej walki zależy nasze bezpieczeństwo" - mówił kard. Kazimierz Nycz podczas konferencji z udziałem zwierzchnika ukraińskich grekokatolików abp. Światosława Szewczuka.

Kard. Nycz na wstępie konferencji w Domu Arcybiskupów Warszawskich przypomniał słowa, które niejednokrotnie już wypowiadał: – Nie możemy i nie chcemy zapomnieć o Ukrainie. Nie możemy, bo o tym mówi nam nasze sumienie chrześcijańskie, Ewangelia, ale także dlatego, że zdajemy sobie sprawę, w jakim celu Ukraina walczy i z kim walczy, i od tej walki zależy nasze bezpieczeństwo.

Metropolita warszawski zauważył, że życie ma to do siebie, że oswaja nas z każdą tragedią, także media oswajają, dlatego zaapelował: – Nie wolno nam się przyzwyczaić, trzeba obudzić w sobie wrażliwość, że za tym wszystkim stoi konkretny drugi człowiek. Nawet gdyby opadły nam ręce, trzeba je podtrzymywać, tak jak Mojżeszowi, byśmy o Ukrainie nie zapomnieli – podkreślił.

W ń uczestniczył redaktor Działu Zagranicznego KAI, Krzysztof Tomasik, który zachęcił do lektury książki „Bóg nie opuścił Ukrainy”, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Jest ona zapisem rozmów redaktora KAI-u z arcybiskupem większym kijowsko-halickim, podczas ich wspólnej podróży w ubiegłym roku do egzarchatu odeskiego. Krzysztof Tomasik zauważył, że wszelka pomoc Ukrainie jest tym, co nas łączy, jednoczy, a nie dzieli. Podkreślił, że „Ukraina walczy nie tylko o swoją niepodległość, ale walczy za nas, o wolny demokratyczny świat”.

– Jestem tu, żeby podziękować – mówił abp Szewczuk, wyrażając wdzięczność kard. Nyczowi, że osobiście nie zapomina o Ukrainie i okazuje wsparcie. Podziękował Polsce, polskiemu narodowi. Podkreślił, że nawet gdy w mediach temat Ukrainy powszednieje, o dramacie Ukrainy w Polsce się nie zapomina, udzielana jest konkretna pomoc i wsparcie. Podkreślił aktywny udział w humanitarnej pomocy Kościoła katolickiego w Polsce.

Hierarcha wspomniał synodalne obrady w Rzymie, a także niedawną wizytę w Brukseli, akurat gdy Komisja Europejska rekomendowała rozpoczęcie procesu przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej. Tam też wyrażano pamięć o Ukrainie, podkreślano, że nasza sprawa jest na pierwszym miejscu – mówił.

Przytaczając spotkania z premierami Włoch i Litwy przywołał ich przekonanie, że jeżeli Ukraina nie zdąży się obronić, wojna przyjdzie i na Litwę, na Włochy i inne kraje Europy. Wyraził wdzięczność za otwartość, solidarność i wsparcie dla ukraińskiego narodu.

– Chcę zaapelować i zwrócić się do Polaków jeszcze raz, by nie zapominali o Ukrainie – mówił. Zwracając się do kard. Nycza poprosił go, by najbliższe listopadowe plenarne zebranie polskiego episkopatu zaowocowało również szczególnym apelem na rzecz solidarności z Ukrainą.

Abp Szewczuk mówiąc o aktualnej sytuacji humanitarnej i zbliżającej się zimie podkreślił, że będzie ona o wiele trudniejsza niż zeszłoroczna. Aż 7 mln mieszkańców Ukrainy nie będzie w stanie samodzielnie zagwarantować sobie pożywienia, będzie to ważne zadanie dla Kościołów, państwa i organizacji humanitarnych. Wyzwanie stanowić będzie również kryzys energetyczny. Rosja podczas zeszłorocznej zimy zniszczyła 60 proc. ukraińskiej infrastruktury, a teraz chcą zniszczyć pozostałą.

Przytaczając dane statystyczne przypomniał, że od początku wojny 14 mln Ukraińców musiało opuścić swoje domy, a 6 mln z nich przekroczyło granice swojego kraju z państwami Unii Europejskiej, z czego najwięcej – 2 mln, zamieszkało w Polsce.

– Jakie jest oblicze tych uchodźców? To kobiety i dzieci. Mężczyźni nie mogą przekroczyć granicy. 50 proc. to dzieci poniżej 16 roku życia. To najlepsza, ale też najwrażliwsza część naszego społeczeństwa – mówił hierarcha.

Omawiając ich sytuację wskazał, że 46 proc. z uchodźców w najbliższej przyszłości nie planuje opuszczać krajów, do których uciekli. Kobiety podkreślają, że kwestia ewentualnego powrotu zależy od bezpieczeństwa, perspektyw i potrzeb dzieci, które chodzą do szkoły, integrują się już z nowym społeczeństwem.

Nawiązując do tragicznych zdarzeń i wojny w Izraelu i Gazie wyraził przekonanie, że „Rosja eksportuje wojnę na cały świat”. Zauważył, że terrorystyczny atak Hamasu odwrócił oczy świata od Ukrainy, podczas gdy październik był dla niej najkrwawszym miesiącem od początku roku, z nieustannymi atakami Rosji. Codziennie na froncie ginęło 1000 rosyjskich żołnierzy, o ukraińskich nie mamy danych – mówił.

Wskazując na rolę Kościoła katolickiego podkreślił, że musi on ratować życie milionów ludzi w Ukrainie, a da się to robić tylko działając razem.

– Jesteśmy wdzięczni papieżowi Franciszkowi i biskupom świata za solidarność z Ukrainą. Za to, że wygraliśmy bitwę humanitarną, bo w Ukrainie nikt nie zginął z głodu czy chłodu – mówił kijowski metropolita, wskazując, że aktualnym wyzwaniem jest pomoc w leczeniu ran. Nasz Kościół w Ukrainie zaczął formować duchownych, by umieli wspierać ludzi z traumą wojenną. 80 proc. Ukraińców w różnym stopniu jej doświadcza – mówił, dodając, że Kościół katolicki cieszy się wielkim stopniem zaufania. Kiedy ktoś ma problem, szuka najpierw księdza, siostry zakonnej, porady ojca duchowego – wskazywał podkreślając, że odpowiedzialność za te cierpiące osoby wymaga nieustannej profesjonalizacji.

Odwołując się do osobistych doświadczeń zapewniał o mocnym przekonaniu Ukraińców, że Bóg jest z nimi i, jak głosi tytuł jego książki napisanej z red. Krzysztofem Tomasikiem, Bóg nie opuścił Ukrainy.

Abp Szewczuk w odpowiedzi na pytania z sali poruszył trzy ważne kwestie. Pierwsza dotyczyła integracji europejskiej Ukrainy. – Jesteśmy w momencie rozpoczęcia procesu negocjacji z Ukrainą o przystąpieniu do UE – powiedział. Przywołał wydarzenia sprzed 10 lat, gdy za czasów Janukowycza przedstawiciele Rady Kościołów Ukrainy jednym głosem apelowali o akcesję w Brukseli. Zaznaczył, że wtedy Ukraińcy opowiedzieli się za wartościami, jednak w Unii przeważyły racje ekonomiczne i dyplomatyczne. – Gdyby 10 lat temu podpisano ten dokument, może nie byłoby obecnej wojny i tragedii – zauważył abp Szewczuk. Teraz ten dokument jest podpisywany krwią najlepszych synów i córek Ukrainy.

W odpowiedzi na pytanie o współpracę między różnymi Kościołami w czasie wojny, zauważył, że zwłaszcza niesienie pomocy humanitarnej bardzo zbliża i łączy wspólnoty chrześcijańskie. Ponadto zaznaczył wagę współpracy między Kościołami w posłudze sakramentalnej wśród żołnierzy: „nie ma podziału według konfesji. Wszyscy jesteśmy razem, by wspierać nasze wojsko” – podkreślił.

Kolejnym tematem poruszonym w dyskusji była kwestia sytuacji międzynarodowej i nowych wojennych konfliktów. Abp Szewczuk zauważył, że Rosji „udaje się rozprzestrzeniać wojnę na cały świat”. Według niego wynika to ze słabości prawa międzynarodowego. Przywołując swoje spotkania w Rzymie z biskupami w COMECE zauważył, że obecnie więcej się mówi o prawach potęg światowych, a nie suwerenności państw, nawet małych. – Mamy do czynienia z regresem prawa międzynarodowego. Przypomina to sytuację przed II wojną światową. Pamiętamy, jak kwestionowano suwerenność Polski, Austrii. I cale narody które były pod opieką tych państw, straciły niepodległość. A pierwszą ofiarą słabości tego międzynarodowego prawa padł naród żydowski – podkreślił arcybiskup.

Kontynuując wątek podkreślił niebezpieczeństwo tej sytuacji: „Jeśli nie odczuwamy siły prawa, to prawo dostaje silniejszy. Teraz dyplomacja czy wszelkie traktaty czy pokojowe ugody nie mają fundamentu, bo fundamentem musi być prawo międzynarodowe. Mamy do czynienia z bardzo niepokojącymi tendencjami. UE deklarująca, że prawo jest to samo dla wszystkich, ma dużo do zrobienia i na poziomie wewnętrznym i światowym” – podsumował.

Na zakończenie spotkania padło pytanie o wypowiedzi papieża Franciszka na temat wojny, które czasem budziły wiele kontrowersji.

Abp Szewczuk podkreślił, że właśnie wraca z Rzymu, gdzie przebywał z okazji 400. rocznicy męczeńskiej śmierci św. Jozafata Kuncewicza: – Pobyt w Rzymie i rozmowy z papieżem pomogły mi wiele wyjaśnić – zaznaczył.

Odnosząc się do wypowiedzi Stolicy Apostolskiej i papieża na temat wojny, przypomniał, że papieże zawsze starali się być arbitrami „super partes” – ponad konfliktami, zawsze szukali możliwości wprowadzenia pokoju.

– Ze Stolicy Apostolskiej uzyskaliśmy informację, że istnieją dwa rodzaje neutralności – neutralność dyplomatyczna i neutralność moralna. Neutralność dyplomatyczna, opiera się na zasadzie, by nawet w najcięższych czasach nie dopuścić do zerwania kontaktów. Ale jest jeszcze neutralność moralna. I z punktu widzenia tej drugiej neutralności Stolica Apostolska nie jest neutralna. Jest po stronie ofiary. I im dłużej wojna trwa, papież zawsze wyraża wsparcie Ukrainie, nie zapomina o cierpiącej Ukrainie. I nie tylko mówi, ale robi ,zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc humanitarną. Czy to tłumaczenie wystarczy? Nie zawsze i nie wszędzie, ale to usłyszeliśmy od Stolicy Apostolskiej – przyznał arcybiskup.

Z Warszawy abp Szewczuk uda się do Lublina. Abp Budzik oddał wspólnocie grekokatolickiej kościół św. Józafata, świątynię w centrum miasta. – To wydarzenie jest wyrazem, tego że Polska nie zapomina o Ukrainie. Czasem politycy zapominają, ale ludzie nie. Solidarność na tym ludzkim poziomie zawsze się ujawnia, kiedy przeżywamy największy ból – mówił, wyrażając wdzięczność za wszelkie okazane dobro, życzliwość i hojność.

Ukraina się nie podda, nie martwcie się, módlcie się za nas – zakończył metropolita Kościoła Greckokatolickiego.

KAI

PODZIEL SIĘ

© Copyright - Archidiecezja Warszawska - created by baj@com

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA NA VII ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH na 19 listopada 2023 r

Pisze p.Franciszek na dzisiejszą niedziele:"Jakże byłoby to znamienne, gdyby w Dniu Ubogich ta troska Tobiasza była również naszą troską! Gdybyśmy zaprosili na wspólny niedzielny obiad, po dzieleniu Stołu eucharystycznego. Celebrowana Eucharystia stałaby się naprawdę kryterium komunii. Z drugiej strony, jeśli wokół ołtarza Pańskiego jesteśmy świadomi, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, o ileż bardziej widoczne stałoby się to braterstwo poprzez dzielenie się świątecznym posiłkiem z tymi, którym brakuje niezbędnych środków do życia!/ Dzisiaj poszukajmy takiego człowieka UBOGIEGO który może mieszka blisko mojej rodziny  i jest samotny i nieszczęślwy i zaprośmy JEGO do naszego domu na obiad i uszanujmy jego godność , porozmawiajmy z NIM  i jak Papież pisze dopełni się  w nas tajemnica EUCHARYSTII KOMUNII ŚW./

"10. W tym roku przypada 150. rocznica urodzin św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na jednej ze stron swoich Dziejów duszy pisze ona: „Ach! Teraz pojmuję, że doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się wcale ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót, które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. «Nikt, powiedział Jezus, nie zapala pochodni, by ją wsadzić pod korzec, ale stawia ją na świeczniku, aby oświecała WSZYSTKICH, którzy są w domu». Zdaje mi się, że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale WSZYSTKICH, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo” (Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 215).

W tym domu, jakim jest świat, każdy ma prawo być oświecony miłosierdziem, nikt nie może być go pozbawiony. Niech nieugiętość miłości św. Tereski, inspiruje nasze serca w tym Światowym Dniu, niech pomaga nam „nie odwracać twarzy od biedaka” i zawsze wpatrywać się w ludzkie i Boskie oblicze Pana Jezusa Chrystua

///////////////_________///////////////

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

NA VII ŚWIATOWY DZIEŃ UBOGICH

19 listopada 2023

Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka (Tb 4, 7)

1. Światowy Dzień Ubogich, będący owocnym znakiem miłosierdzia Ojca, już po raz siódmy wspiera drogę naszych wspólnot. Jest to spotkanie, które Kościół stopniowo zakorzenia w swojej pracy duszpasterskiej, aby coraz bardziej odkrywać centralną treść Ewangelii. Każdego dnia jesteśmy zaangażowani w przyjmowanie ubogich, ale to nie wystarczy. Rzeka ubóstwa płynie przez nasze miasta i staje się coraz większa, aż występuje z brzegów. Ta rzeka wydaje się nas przytłaczać, tak bardzo, że wołanie naszych braci i sióstr, którzy proszą o pomoc, wsparcie i solidarność staje się coraz głośniejsze. Dlatego w niedzielę poprzedzającą uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, gromadzimy się wokół Jego Stołu, aby ponownie otrzymać od Niego dar i misję życia w ubóstwie i służenia ubogim.

Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka (Tb 4, 7). Słowo to pomaga nam zrozumieć istotę naszego świadectwa. Zastanowienie się nad Księgą Tobiasza, mało znanym tekstem Starego Testamentu, przekonującym i bogatym w mądrość, pozwoli nam lepiej wniknąć w treść, którą chce przekazać autor natchniony. Przed nami rozgrywa się scena z życia rodzinnego: ojciec, Tobiasz, wita swojego syna, Tobiasza, który ma wyruszyć w długą podróż. Stary Tobiasz obawia się, że już nigdy nie zobaczy swojego syna i dlatego zostawia mu swój „testament duchowy”. Był zesłańcem w Niniwie i jest teraz niewidomy, a więc podwójnie biedny, ale zawsze miał jedną pewność, wyrażoną przez imię, które nosi: „Pan był moim dobrem”. Człowiek ten, który zawsze ufał Panu, jak dobry ojciec chce pozostawić swojemu synowi nie tyle jakieś dobra materialne, ile świadectwo drogi, którą należy podążać w życiu, więc mówi do niego: „Pamiętaj, dziecko, na Pana przez wszystkie dni twoje! Nie pragnij grzeszyć ani przestępować Jego przykazań! Przez wszystkie dni twojego życia spełniaj uczynki miłosierne i nie chodź drogami nieprawości” (4, 5).

2. Jak można od razu zauważyć, pamięć, o którą stary Tobiasz prosi swojego syna, nie ogranicza się jedynie do aktu pamięci czy modlitwy skierowanej do Boga. Odnosi się do konkretnych czynów, polegających na czynieniu dobrych czynów i życiu sprawiedliwym. Napomnienie to staje się jeszcze bardziej konkretne: „A wszystkim, którzy postępują sprawiedliwie, dawaj jałmużnę z majętności swojej i niech oko twoje nie będzie skąpe w czynieniu jałmużny!” (4, 7).

Spore zdziwienie wzbudzają słowa tego mądrego starca. Nie zapominajmy bowiem, że Tobiasz stracił wzrok właśnie wypełniwszy akt miłosierdzia. Jak sam wspomina, jego życie od najmłodszych lat było poświęcone dziełom miłosierdzia: „Dawałem wiele jałmużny moim braciom i moim rodakom, uprowadzonym razem ze mną do kraju Asyrii, do Niniwy. [...] Dawałem mój chleb głodnym i ubranie nagim. A jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone poza mury Niniwy, grzebałem je” (1, 3.17).

Ze względu na jego świadectwo miłosierdzia, król pozbawił go całego majątku, czyniąc go całkowicie biednym. Jednak Pan nadal potrzebował go. Powróciwszy na stanowisko zarządcy, nie lękał się kontynuować swojego sposobu życia. Posłuchajmy jego opowieści, która przemawia również do nas dzisiaj: „Na naszą Pięćdziesiątnicę, to jest na Święto Tygodni, przygotowano mi wspaniałą ucztę, a ja zająłem miejsce przy stole. Zastawiono mi stół i przyniesiono liczne potrawy. Wtedy powiedziałem do mojego syna Tobiasza: «Dziecko, idź, a gdy znajdziesz kogo biednego z braci moich uprowadzonych do Niniwy, który zachowuje wierność całym sercem, przyprowadź go tu, aby jadł razem ze mną. Ja czekam, dziecko, na twój powrót»” (2, 1-2). Jakże byłoby to znamienne, gdyby w Dniu Ubogich ta troska Tobiasza była również naszą troską! Gdybyśmy zaprosili na wspólny niedzielny obiad, po dzieleniu Stołu eucharystycznego. Celebrowana Eucharystia stałaby się naprawdę kryterium komunii. Z drugiej strony, jeśli wokół ołtarza Pańskiego jesteśmy świadomi, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, o ileż bardziej widoczne stałoby się to braterstwo poprzez dzielenie się świątecznym posiłkiem z tymi, którym brakuje niezbędnych środków do życia!

Tobiasz uczynił tak, jak kazał mu ojciec, ale wrócił z wiadomością, że pewien biedak został zabity i porzucony na środku rynku. Bez wahania stary Tobiasz wstał od stołu i poszedł pochować mężczyznę. Wracając do domu zmęczony, zasnął na dziedzińcu; ptasie łajno spadło mu na oczy i oślepł (por. 2, 1-10). Ironia losu: czynisz uczynki miłosierdzia, a spotyka cię nieszczęście! Możemy tak myśleć, ale wiara uczy nas sięgać głębiej. Ślepota Tobiasza stanie się jego siłą, aby jeszcze lepiej rozpoznać wiele form ubóstwa, którymi był otoczony. We właściwym czasie Pan przywróci staremu ojcu wzrok i radość z ponownego ujrzenia syna Tobiasza. Kiedy nadszedł ten dzień, Tobiasz „rzucił mu się na szyję, zaczął płakać i zawołał: «Ujrzałem cię, dziecko, światło moich oczu». I rzekł: «Niech będzie błogosławiony Bóg! Niech będzie błogosławione wielkie imię Jego! Niech będą błogosławieni wszyscy Jego święci aniołowie! Niech będzie obecne nad nami wielkie imię Jego! I niech będą błogosławieni wszyscy aniołowie Jego po wszystkie wieki! Ponieważ doświadczył mnie, a oto teraz widzę Tobiasza, mego syna »” (11, 13-14).

3. Możemy postawić sobie pytanie: skąd Tobiasz czerpie odwagę i wewnętrzną siłę, które pozwalają mu służyć Bogu pośród pogańskiego ludu i miłować bliźniego do tego stopnia, że ryzykuje własnym życiem? Mamy do czynienia z niezwykłym przykładem: Tobiasz jest wiernym małżonkiem i troskliwym ojcem. Został zesłany daleko od swojej ojczyzny i cierpi niesprawiedliwie. Jest prześladowany przez króla i swoich sąsiadów... Pomimo, że ma takie dobre serce, zostaje poddany próbie. Jak często uczy nas Pismo święte, Bóg nie szczędzi prób tym, którzy czynią dobro. Dlaczego? Nie czyni tego, by nas upokorzyć, lecz aby umocnić naszą wiarę w Niego.

Tobiasz w czasie próby odkrywa swoje ubóstwo, co czyni go zdolnym do zauważania ubogich. Jest wierny Prawu Bożemu i przestrzega przykazań, ale to mu nie wystarcza. Może okazać czynną troskę o ubogich, ponieważ na własnej skórze doświadczył ubóstwa. Dlatego słowa, które kieruje do swojego syna Tobiasza są jego prawdziwym spadkiem: „Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka” (4, 7). Krótko mówiąc, kiedy stajemy przed ubogim, nie możemy odwracać wzroku, ponieważ uniemożliwilibyśmy sobie samym spotkanie z obliczem Pana Jezusa. Zwróćmy uwagę na wyrażenie: „od żadnego biedaka”. Każdy jest naszym bliźnim. Bez względu na kolor skóry, status społeczny, pochodzenie... Jeśli jestem ubogi, potrafię rozpoznać, kto naprawdę jest bratem, który mnie potrzebuje. Jesteśmy wezwani do wychodzenia naprzeciw każdemu ubogiemu i każdemu rodzajowi ubóstwa, otrząsając się z obojętności i sloganów, którymi osłaniamy iluzoryczny dobrobyt.

4. Przeżywamy moment dziejowy, który nie sprzyja zwracaniu uwagi na najuboższych. Wołanie o dostatek staje się coraz głośniejsze, podczas gdy głosy osób żyjących w ubóstwie są uciszane. Istnieje skłonność do pomijania wszystkiego, co nie pasuje do modeli życia przeznaczonych szczególnie dla młodszych pokoleń, które są najbardziej wrażliwe w obliczu mających miejsce przemian kulturowych. To, co nieprzyjemne i powodujące cierpienie, jest odsuwane na bok, podczas gdy cechy fizyczne są wywyższane, jakby były głównym celem do osiągnięcia. Rzeczywistość wirtualna zastępuje prawdziwe życie i coraz łatwiej pomylić te dwa światy. Ubodzy stają się obrazami, które mogą poruszyć na kilka chwil, ale kiedy ich napotykamy konkretnie na ulicy, to wówczas następują irytacja i marginalizacja. Pośpiech, codzienny towarzysz życia, uniemożliwia zatrzymanie się, pomoc i troskę o drugiego człowieka. Przypowieść o dobrym Samarytaninie (por. Łk 10, 25-37) nie jest opowieścią o przeszłości, ale pytaniem o teraźniejszość każdego z nas. Łatwo przekazywać zadania innym; ofiarowanie pieniędzy, aby inni prowadzili działalność charytatywną jest wielkodusznym gestem; osobiste zaangażowanie jest powołaniem każdego chrześcijanina.

5. Dziękujmy Panu, że jest tak wielu mężczyzn i kobiet żyjących poświęceniem dla ubogich i wykluczonych, dzieląc się z nimi; osób w każdym wieku i różnego statusu społecznego, którzy oddają się gościnności i angażują u boku tych, którzy są w sytuacjach marginalizacji i cierpienia. Nie są to nadludzie, ale „sąsiedzi”, których spotykamy każdego dnia i którzy w milczeniu stają się ubogimi wraz z ubogimi. Nie tylko coś dają: słuchają, prowadzą dialog, starają się zrozumieć sytuację i jej przyczyny, aby udzielić odpowiednich rad i właściwych odniesień. Zwracają uwagę na potrzeby materialne, ale także duchowe, na integralną promocję osoby. Królestwo Boże staje się obecne i widoczne w tej wielkodusznej i bezinteresownej służbie. Jest naprawdę jak ziarno, które pada na dobrą glebę życia tych ludzi i przynosi owoce (por. Łk 8, 4-15). Wdzięczność dla jakże wielu wolontariuszy winna stać się modlitwą, aby ich świadectwo mogło być owocne.

6. W 60. rocznicę Encykliki Pacem in terris należy pilnie podjąć słowa świętego papieża Jana XXIII, który pisał, że każda istota ludzka ma „prawo do życia, do nienaruszalności ciała, do posiadania środków potrzebnych do zapewnienia sobie odpowiedniego poziomu życia, do których należy zaliczyć przede wszystkim żywność, odzież, mieszkanie, wypoczynek, opiekę zdrowotną oraz niezbędne świadczenia ze strony władz na rzecz jednostek. Z tego wynika, że człowiekowi przysługuje również prawo zabezpieczenia społecznego w wypadku choroby, niezdolności do pracy, owdowienia, starości, bezrobocia oraz niezawinionego pozbawienia środków niezbędnych do życia” (Enc. Pacem in terris, 11, w: Dokumenty nauki społecznej Kościoła,
cz. 1, red. nauk. ks. Marian Radwan, Rzym-Lublin 1987, s. 273).

Jakże przed nami jeszcze wiele pracy, aby te słowa stały się rzeczywistością, także poprzez poważne i skuteczne wysiłki polityczne i legislacyjne! Pomimo ograniczeń, a niekiedy niezgodności polityki w dostrzeganiu i służeniu dobru wspólnemu, oby rozwijała się solidarność i pomocniczość tak wielu obywateli, którzy wierzą w wartość dobrowolnego zaangażowania i poświęcenia na rzecz ubogich. Z pewnością jest to kwestia pobudzania i wywierania presji na instytucje publiczne, aby dobrze wypełniały swoje obowiązki. Ale nie ma sensu pozostawać biernym, czekając na wszystko „z góry”: te, który żyje w warunkach ubóstwa, również musi być zaangażowany i wspierany na drodze przemiany i odpowiedzialności.

7. Musimy niestety po raz kolejny zwrócić uwagę na nowe formy ubóstwa, które dołączają do tych opisanych już powyżej. Myślę w szczególności o ludziach żyjących w strefach wojennych, zwłaszcza o dzieciach pozbawionych spokojnej teraźniejszości i godnej przyszłości. Nikt nigdy nie może przyzwyczaić się do tej sytuacji. Nie ustawajmy w wysiłkach, aby pokój umacniał się jako dar Zmartwychwstałego Pana i owoc zaangażowania na rzecz sprawiedliwości i dialogu.

Nie mogę zapomnieć o spekulacjach, które w różnych sektorach prowadzą do dramatycznego wzrostu kosztów, co czyni wiele rodzin jeszcze bardziej biednymi. Płace szybko się wyczerpują, zmuszając do niedostatku, uwłaczającego godności każdej osoby. Jeśli rodzina musi wybierać między pożywieniem a lekarstwami, to głos tych, którzy domagają się prawa do obu tych dóbr, musi zostać wysłuchany w imię godności osoby ludzkiej.

Jak możemy nie zauważyć etycznego nieładu, który cechuje świat pracy? Nieludzkie traktowanie jakże wielu pracowników i pracownic; nieadekwatne wynagrodzenie za wykonaną pracę; plaga niepewności; zbyt wiele ofiar wypadków, często z powodu mentalności, która preferuje doraźny zysk ze szkodą dla bezpieczeństwa... Przychodzą na myśl słowa św. Jana Pawła II: „pierwszą podstawą wartości pracy jest sam człowiek. […] O ile prawdą jest, że człowiek jest przeznaczony i powołany do pracy, to jednak nade wszystko praca jest «dla człowieka», a nie człowiek «dla pracy»” (Enc. Laborem exercens, 6).

8. Ta lista, już sama w sobie dramatyczna, daje tylko częściowy obraz sytuacji ubóstwa, które są częścią naszego codziennego życia. Nie mogę pominąć w szczególności formy niedogodności, która z każdym dniem staje się coraz bardziej widoczna i dotyka świata młodzieży. Ileż jest sfrustrowanych istnień, a nawet samobójstw ludzi młodych, oszukanych przez kulturę, która prowadzi ich do poczucia „braku realizacji” i „porażki”. Pomóżmy im zareagować w obliczu tych nikczemnych podżegań, żeby każdy mógł znaleźć drogę, którą powinien podążać, aby zdobyć silną i szczodrą tożsamość.

Mówiąc o ubogich, łatwo jest popaść w retorykę. Jest to również podstępna pokusa, aby zatrzymać się na statystykach i liczbach. Ubodzy są ludźmi, mają twarze, historie, serca i dusze. Są braćmi i siostrami ze swoimi zaletami i wadami, jak wszyscy inni, i ważne, aby wejść w osobistą relację z każdym z nich.

Księga Tobiasza uczy nas konkretności naszego działania z ubogimi i dla ubogich. Jest to kwestia sprawiedliwości, która zobowiązuje nas wszystkich do szukania i spotykania się nawzajem, aby wspierać harmonię niezbędną do tego, by wspólnota mogła się określać jako taka. Zainteresowanie się ubogimi nie kończy się więc na pochopnym dawaniu jałmużny. Wymaga przywrócenia właściwych relacji międzyludzkich, które zostały zniszczone przez ubóstwo. W ten sposób „nieodwracanie wzroku od biednych” prowadzi do zyskania pożytku z miłosierdzia, miłości, która nadaje sens i wartość całemu życiu chrześcijańskiemu.

9. Niech nasza troska o ubogich będzie zawsze nacechowana ewangelicznym realizmem. Dzielenie się musi odpowiadać konkretnym potrzebom drugiego, a nie uwolnieniu się od tego, co zbędne. Również w tym przypadku potrzeba rozeznania, pod przewodnictwem Ducha Świętego, aby rozpoznać prawdziwe potrzeby naszych braci, a nie nasze własne aspiracje. To, czego z pewnością pilnie potrzebują, to nasze człowieczeństwo, nasze serce otwarte na miłość. Nie zapominajmy: „Jesteśmy wezwani do odkrycia w nich Chrystusa, do użyczenia im naszego głosu w ich sprawach, ale także do bycia ich przyjaciółmi, słuchania ich, zrozumienia ich i przyjęcia tajemniczej mądrości, którą Bóg chce nam przekazać przez nich” (Adhort. apost. Evangelii gaudium, 198). Wiara uczy nas, że każdy ubogi jest dzieckiem Boga, i że jest w nim obecny Chrystus: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).

10. W tym roku przypada 150. rocznica urodzin św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na jednej ze stron swoich Dziejów duszy pisze ona: „Ach! Teraz pojmuję, że doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się wcale ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót, które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałem, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. «Nikt, powiedział Jezus, nie zapala pochodni, by ją wsadzić pod korzec, ale stawia ją na świeczniku, aby oświecała WSZYSTKICH, którzy są w domu». Zdaje mi się, że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale WSZYSTKICH, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo” (Dzieje duszy, Kraków 1984, s. 215).

W tym domu, jakim jest świat, każdy ma prawo być oświecony miłosierdziem, nikt nie może być go pozbawiony. Niech nieugiętość miłości św. Tereski, inspiruje nasze serca w tym Światowym Dniu, niech pomaga nam „nie odwracać twarzy od biedaka” i zawsze wpatrywać się w ludzkie i Boskie oblicze Pana Jezusa Chrystusa.

Rzym, u św. Jana na Lateranie, dnia 13 czerwca 2023 r., we wspomnienie św. Antoniego z Padwy, patrona ubogich.

 

FRANCISZEK

 

Copyright © Dicastero per la Comunicazione - Libreria Editrice Vaticana

LOADING...

Pliki do pobrania

Nowy rok ... liturgiczny? 2023/2024 Nowy rok duszpasterski Kościoła katolickiego w Polsce pod hasłem „Uczestniczę we wspólnocie Kościoła"

Nowy rok ... liturgiczny?

Dlaczego rok liturgiczny zaczyna się od Adwentu

Początek roku zawsze zmusza nas do spojrzenia w przeszłość - ale i jeszcze intensywniej - w przyszłość. Rodzą się pytania: co wniesie nowy rok, co nam da, co zabierze, czy będzie dla nas szczęśliwy, czy tragiczny, spokojny, czy pełen burz i niepokojów?

Dla każdego chrześcijanina jest jeszcze gama innych pytań: jakie miejsce w nadchodzącym roku w moim życiu zajmie Bóg, co mam robić, aby być jeszcze lepszym, aby swoimi czynami, myślami dać Bogu wyraz mojej miłości?

Może zdziwi to niektórych, a część młodych czytelników zacznie wręcz kiwać wątpiąco głowami i pytać: jak to możliwe - wtedy, kiedy wszyscy się bawią, tańczą, śpiewają, hulają - jak to możliwe, żeby w naszych umysłach rodziły się wtedy tak poważne pytania, problemy związane z moim stosunkiem do Boga. A tymczasem jest taki Nowy Rok - jedyny i niepowtarzalny, który wręcz z samego założenia prowokuje nas do głębszej refleksji... Z pewnością domyśla się wielu z Was, że nie chodzi tu o rok kalendarzowy - chociaż... znam wielu młodych ludzi, którzy Nowy Rok witają modlitwą, refleksją; którzy czas radości sylwestrowej nocy spędzają na wspólnej adoracji, na też radosnej - choć inaczej wyglądającej - rozmowie z Panem. Ale, przyznaję, są to rzeczywiście wyjątki. Większość - przypuszczam - nie o tych sprawach wtedy myśli...

To samo, ale inaczej

Nowy rok kościelny, liturgiczny rozpoczyna się dokładnie od pierwszej niedzieli Adwentu, a kończy na sobocie 34. tygodnia zwykłego. Po drodze mamy w nim okazję przeżyć okres Bożego Narodzenia, czas Wielkiego Postu i Wielkanocy i najdłużej trwający, równie obfity w przeżycia - okres zwykły. Już na pierwszy rzut oka widać, że choć rok kalendarzowy ma tyle samo dni i tygodni, co rok liturgiczny - to różnią się wieloma elementami (początek roku liturgicznego przypada na koniec listopada i początek grudnia). Podstawową różnicą jest jakby zupełnie inna filozofia: rok liturgiczny ma na celu głosić chwałę Bożą i uświęcać wiernych. Stąd też cała historia zbawienia, przekazana nam na kartach Biblii, wtłoczona zostaje w ramy jednego roku, byśmy mogli stopniowo odsłaniać całe Misterium Chrystusa: oczekiwanie, zwiastowanie, nadejście, działalność, śmierć, powrót, nowe życie. Co więcej: na kontemplację tych Bożych tajemnic mamy nie jeden rok, ale tyle lat, ile Pan Bóg da nam żyć. Bo każdy rok jest okazją, byśmy na te wydarzenia spojrzeli inaczej, nieco dojrzalej. Co roku jesteśmy w jakimś sensie inni - inaczej przeżywamy Adwent czy Boże Narodzenie, mając lat 5, 18, 35 czy 80. Nasz udział w roku liturgicznym porównuje się czasem do spirali: kręcimy się w kółko - ale każdy dzień jest na innym miejscu tego koła. Cała chrześcijańska mądrość polega na tym, by ten ruch w koło postępował ciągle w górę - jak w spirali, to znaczy: by przeżycia roku liturgicznego z roku na rok były coraz głębsze, bardziej zrozumiałe, wnoszące w nasze życie kolejne, nowe wartości duchowe, dające nam szansę weryfikowania naszego postępowania.

Odsłona pierwsza - Adwent

Już na samym początku Adwentu słyszymy słowa Chrystusa: "Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pan domu nadejdzie". Jest to pierwsza prawda: musimy być nieustannie przygotowani na przyjście Pana. Bo Adwent - to czynne, aktywne przygotowanie się na radość Bożego Narodzenia.

W ciągu tego czasu radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela nie raz w liturgii mszalnej usłyszymy słowo: "czuwajcie". Niejednokrotnie spojrzy na nas surowo św. Jan Chrzciciel i przypomni głosem wołającego na pustyni o potrzebie naprawy życia i przemiany.

Dlaczego? Czyżby Bóg bał się, że prześpimy to wielkie wydarzenie?

Czy nawoływania: miejcie się na baczności, czuwajcie, uważajcie, prostujcie drogę Panu nie są swego rodzaju zgrzytem w naszej radości oczekiwania? ... Pozornie tak, ale kiedy się bliżej temu przyjrzymy, dostrzeżemy, że każde wielkie wydarzenie musi być poprzedzone solidnym przygotowaniem. Weźmy chociażby dla przykładu matkę oczekującą dziecka. Kiedy się o tym dowiaduje, wszystkie jej myśli, cała jej uwaga kieruje się w stronę dziecka. Jest gotowa dla niego wyrzec się, przynajmniej do chwili urodzenia: alkoholu, nikotyny, tych pokarmów, które by mogły dziecku zaszkodzić. Zabiega o to, by miało ono gotową wyprawkę, by wtedy, gdy się narodzi ,miało wszystko, co potrzebne. I chociaż jest jej coraz trudniej, chociaż dochodzą coraz to nowe dolegliwości, bóle, to jednak nie narzeka, ale cieszy się, gotowa znieść wszystko, byleby usłyszeć radosne kwilenie swojego dziecka.

Podobna postawa powinna wytworzyć się i u nas, którzy przeżywamy czas przygotowania się na przyjęcie do naszych serc narodzonego Chrystusa, a w dalszej perspektywie do przygotowania się na powtórne przyjście Chrystusa, na Sąd Ostateczny.

Radość i wyrzeczenia

Tak jak u przyszłej matki, tak i u nas, swoje miejsce musi znaleźć chrześcijańska radość, ale także umiejętność wyrzeczenia. Stąd też Kościół nie bez podstawy jeszcze do niedawna uczył: w czasach zakazanych, a więc i w Adwencie, zabaw hucznych nie urządzać. Dlatego zbieramy się codziennie na Mszy roratniej, odmawiamy sobie różnych przyjemności, by w ten sposób dać wyraz swojej gotowości. Na pewno każdy z nas pamięta, kiedy będąc dzieckiem, nie jadł słodyczy, kiedy przynosił na roraty zapisywane na kartkach dobre uczynki. Potem stwierdziliśmy, że już jesteśmy dorośli, że już nas te formy nie obowiązują. Może słusznie, ale problem nie polegał na zarzuceniu tych praktyk, ile na obraniu innej, bardziej dojrzałej formy. Rozważmy, najmilsi tę sprawę i pomyślmy, jak najlepiej przygotujemy się do spotkania z Chrystusem. Ale już na początku adwentowego przygotowania musimy zdać sobie sprawę, że całe to przygotowanie jest tylko początkiem, wstępem do tego, co po nim nastąpi, bo jaki miałoby sens oczekiwanie przez matkę na zrodzenie się dziecka, skoro po jego urodzeniu, zupełnie by ją ono nie zainteresowało, nie poczuwałaby się do obowiązku troszczenia się o nie, wychowywania, karmienia, ubierania? To przecież dla niego, a nie dla siebie przeżywała wszystkie te trudy przygotowania.

Na cóż byłyby nasze adwentowe dni przygotowania na przyjście Chrystusa, skoro byśmy o nim mieli potem zapomnieć? Po co nasz trud, nasze wyrzeczenia, kiedy w niczym nasza miłość do Boga i ludzi nie uległaby polepszeniu, nasza wiara w Boga nie stałaby się bardziej dojrzała?

Jeśli nasze pragnienie przygotowania się na przyjście Pana będzie odpowiednio silne, wtedy Bóg z pewnością, obdarzywszy nas swoimi łaskami, przyjdzie do nas, by z nami pozostać aż do czasów, kiedy będziemy mogli widzieć się z Nim twarzą w twarz, kiedy będziemy mogli trwać w wiecznej radości.

"Tak więc czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy przyjdzie ten czas".

"Weselcie się nadzieją '" Rzym 12,12

NA XXXVIII ŚWIATOWY DZIEŃ MŁODZIEŻY 26 listopada 2023

Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12)

Drodzy Młodzi!

W sierpniu spotkałem się z setkami tysięcy waszych rówieśników z całego świata, zgromadzonych w Lizbonie na Światowych Dniach Młodzieży9. W czasie pandemii, pośród tak wielu niepewności, żywiliśmy nadzieję, że to wielkie święto spotkania z Chrystusem i młodymi ludźmi będzie mogło dojść do skutku. Ta nadzieja spełniła się i przerosła wszelkie oczekiwania wielu z nas tam obecnych – w tym także moje! Jakże piękne było nasze spotkanie w Lizbonie! Było ono prawdziwym doświadczeniem przemienienia, eksplozją światła i radości!

Na zakończenie Mszy św. na „Polu Łaski” wskazałem kolejny etap naszej międzykontynentalnej pielgrzymki: Seul w Korei w 2027 r. Ale wcześniej wyznaczyłem wam spotkanie w Rzymie, w 2025 r., z okazji Jubileuszu Młodzieży, gdzie również będziecie „pielgrzymami nadziei”.

Wy, młodzi, jesteście bowiem radosną nadzieją Kościoła i ludzkości, będącej nieustannie w drodze. Chciałbym wziąć was za rękę, żeby wraz z wami wędrować drogą nadziei. Chciałbym rozmawiać z wami o naszych radościach i nadziejach, ale także o smutku i lęku naszych serc i o cierpiącej ludzkości (por. Konst. duszp. Gaudium et spes, 1). W ciągu tych dwóch lat przygotowań do Jubileuszu będziemy najpierw rozważać Pawłowe wezwanie „Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12), a następnie pogłębimy słowa proroka Izajasza: „Ci, co zaufali Panu, biegną bez zmęczenia” (por. Iz 40, 31).

Skąd bierze się ta radość?

„Weselcie się nadzieją” (Rz 12, 12) jest wezwaniem św. Pawła skierowanym do wspólnoty w Rzymie, w czasie gdy stawiała ona czoła poważnym prześladowaniom. Istotnie, głoszona przez Apostoła „radość w nadziei” wypływa z tajemnicy paschalnej Chrystusa, z mocy Jego zmartwychwstania. Nie jest owocem ludzkiego wysiłku, talentu czy sztuki. Jest to radość płynąca ze spotkania z Chrystusem. Chrześcijańska radość pochodzi od samego Boga, ze świadomości, że jesteśmy przez Niego miłowani.

Benedykt XVI, zastanawiając się nad swoim doświadczeniem, podczas Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w 2011 r., pytał: radość, „Skąd się bierze? Jak ją wytłumaczyć? Z pewnością istnieje wiele czynników, które oddziałują razem. Ale tym decydującym jest […] pewność wypływająca z wiary: jestem chciany. Mam zadanie w historii. Jestem akceptowany, jestem miłowany”. I uściślał: „w ostateczności potrzebujemy bezwarunkowej akceptacji. Jedynie jeśli Bóg mnie akceptuje, a ja nabieram co do tego pewności, wiem definitywnie: dobrze, że jestem. [...] Dobrze jest żyć jako osoba ludzka, także w trudnych czasach. Wiara czyni nas od wewnątrz radosnymi” (Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 22 grudnia 2011 r.).

Gdzie jest moja nadzieja?

Młodość to czas pełen nadziei i marzeń, karmiących się pięknem, które wzbogaca nasze życie: wspaniałością stworzenia, relacjami z naszymi bliskimi i przyjaciółmi, przeżyciami artystycznymi i kulturalnymi, wiedzą naukową i techniczną, inicjatywami promującymi pokój, sprawiedliwość i braterstwo, i tak dalej. Jednak w dzisiejszych czasach, w życiu wielu osób, w tym także ludzi młodych, nadzieja zdaje się być wielką nieobecną. Niestety, wielu waszych rówieśników, którzy doświadczają wojny, przemocy, zastraszania i różnych niedogodności, są nękani przez rozpacz, lęk i depresję. Czują się jakby zamknięci w mrocznym więzieniu, nie mogąc ujrzeć promieni słońca. Dramatycznie ukazuje to wysoki wskaźnik samobójstw wśród ludzi młodych w różnych krajach. Jak w takiej sytuacji można doświadczyć radości i nadziei, o których mówi św. Paweł? Pojawia się raczej ryzyko, że zapanują rozpacz i myśl, że nie ma sensu czynić dobra, ponieważ nikt go nie rozpozna i nie doceni – tak, jak czytamy w Księdze Hioba: „Po cóż nadzieja, kto dojrzy nadziei mej przedmiot?” (Hi 17, 15).

W obliczu dramatów ludzkości, a zwłaszcza cierpienia niewinnych, także i my, na wzór niektórych Psalmów, którymi się modlimy, pytamy Pana: „Dlaczego?”. I to my możemy stawać się częścią odpowiedzi, jakiej udzieli Bóg. My, stworzeni przez Niego na Jego obraz i podobieństwo, możemy być wyrazem Jego miłości, która rodzi radość i nadzieję nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe. Przychodzi mi na myśl główny bohater filmu pt.

Życie jest piękne”.

Młody ojciec, któremu z delikatnością i wyobraźnią udaje się przekształcić surową rzeczywistość w rodzaj przygody i zabawy, w ten sposób daje swojemu synowi „spojrzenie nadziei”, chroniąc go przed horrorem obozu koncentracyjnego, ocalając jego niewinność i nie dopuszczając do tego, aby ludzka niegodziwość skradła jego przyszłość. Ale nie chodzi tu jedynie o fikcyjne historie! Tę samą postawę widzimy bowiem w życiu wielu świętych, którzy byli świadkami nadziei nawet pośród najokrutniejszej ludzkiej niegodziwości.

Myślimy o św. Maksymilianie Marii Kolbem, św. Józefinie Bakhicie czy błogosławionych małżonkach Józefie i Wiktorii Ulmach z siedmiorgiem ich dzieci.

Możliwość rozpalania nadziei w ludzkich sercach za sprawą chrześcijańskiego świadectwa, w mistrzowski sposób została ukazana w nauczaniu św. Pawła VI, kiedy przypomniał nam: „chrześcijanin albo grupa chrześcijan, którzy wpośród społeczności ludzkiej, w której żyją, [...] z własnej woli szerzą wiarę w pewne dobra duchowe, stojące wyżej ponad wartościami pospolitymi, oraz nadzieję w rzeczywistość niewidzialną, jakiej nawet odważna myśl wytworzyć nie może” (Adhort. apost. Evangelii nuntiandi, 21).

Mała” nadzieja

Francuski poeta Charles Péguy, na początku swojego wiersza o nadziei mówi o trzech cnotach teologalnych – wierze, nadziei i miłości – jako o trzech wspólnie wędrujących siostrach:

Malutka nadzieja kroczy między dwiema dorosłymi siostrami i nikt na nią nawet nie zwraca uwagi.
[...]
To ona, ta malutka wprawia wszystko w ruch. Bo wiara widzi tylko to, co jest.
A ona widzi to, co będzie.Miłość miłuje tylko to, co jest.
A ona kocha to, co będzie. [...]A w istocie to ona prowadzi tamte.
I je ciągnie.
I dzięki niej wszystko się porusza”.

(Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty, przeł. Leon Zaręba, Kraków 2007, s. 40-43).

Ja również jestem przekonany o tym pokornym, „mniejszym”, ale fundamentalnym charakterze nadziei. Spróbujcie pomyśleć: jak moglibyśmy żyć bez nadziei? Jak wyglądałyby nasze dni? Nadzieja jest niezbędna dla codziennego życia.

Nadzieja, światło jaśniejące w nocy

W chrześcijańskiej tradycji Triduum Paschalnego, Wielka Sobota jest dniem nadziei. Pomiędzy Wielkim Piątkiem a Niedzielą Wielkanocną, jest ona pomostem między rozpaczą uczniów a ich radością paschalną. Jest miejscem, w którym rodzi się nadzieja. Tego dnia, Kościół w milczeniu upamiętnia zstąpienie Chrystusa do piekieł. Możemy to zobaczyć przedstawione na wielu ikonach, ukazujących nam Chrystusa jaśniejącego światłem, który zstępuje w najgłębsze ciemności i je przenika. Tak właśnie jest: Bóg nie tylko spogląda ze współczuciem na nasze obszary śmierci, nie tylko woła z oddali, lecz wkracza w nasze doświadczenia piekieł jako światło, które świeci w ciemności i je pokonuje (por. J 1, 5). Dobrze to wyraża wiersz w południowoafrykańskim języku xhosa:

„Nawet jeśli nadzieje się wyczerpały, tym wierszem rozbudzam nadzieję. Moja nadzieja się budzi, ponieważ pokładam nadzieję w Panu. Mam nadzieję, że się zjednoczymy! Trwajcie mocni w nadziei, bo pomyślny kres jest bliski”.

 

Jeśli się dobrze zastanowić, taka była nadzieja Dziewicy Maryi, trwającej mocno pod krzyżem Jezusa, pewnej, że „pomyślny kres” jest bliski. Maryja jest niewiastą nadziei, Matką nadziei. Na Kalwarii, „wbrew nadziei uwierzyła nadziei” (Rz 4, 18), nie pozwoliła, aby zgasła w Jej sercu pewność zmartwychwstania zapowiedzianego przez Jej Syna. To Ona wypełnia milczenie Wielkiej Soboty miłosnym oczekiwaniem pełnym nadziei, zaszczepiając w uczniach pewność, że Jezus zwycięży śmierć i że zło nie będzie miało ostatniego słowa.

Chrześcijańska nadzieja nie jest łatwym optymizmem ani jakimś placebo dla naiwnych: to pewność, zakorzeniona w miłości i

wierze, że Bóg nigdy nie zostawia nas samych i dotrzymuje obietnicy: „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23, 4).

 

Chrześcijańska nadzieja nie jest zaprzeczeniem cierpienia i śmierci, ale jest celebracją miłości Chrystusa Zmartwychwstałego, który jest zawsze z nami, nawet gdy zdaje się być daleko. „Sam Chrystus jest dla nas wspaniałym światłem nadziei i przewodnictwa w naszej nocy, ponieważ On jest «Gwiazdą świecącą, poranną»” (Adhort. apost. Christus vivit, 33).

Podsycanie nadziei

Odkąd została w nas rozpalona iskra nadziei, od czasu do czasu pojawia się zagrożenie, że zostanie ona stłumiona zmartwieniami, lękami i ciężarami codziennego życia. Tymczasem iskra potrzebuje powietrza, aby nadal świecić i odradzać się w wielkim ogniu nadziei. To właśnie delikatny powiew Ducha Świętego podsyca nadzieję. A my na różne sposoby możemy pomóc w jej podsycaniu.

Nadzieja jest podsycana przez modlitwę. Modląc się, zachowujemy i odnawiamy nadzieję. Modląc się, podtrzymujemy iskrę nadziei. „Modlitwa jest pierwszą siłą nadziei. Modlisz się, a nadzieja rośnie, trwa” (Katecheza, 20 maja 2020: L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 6 (423)/2020, s. 13).

Modlitwa jest jak wspinaczka wysokogórska: kiedy jesteśmy na ziemi, często nie widzimy słońca, ponieważ niebo jest pokryte chmurami. Ale jeśli wzniesiemy się ponad chmury, ogarnie nas światło i ciepło słońca; i w tym doświadczeniu odnajdujemy pewność, że słońce jest zawsze obecne, nawet gdy wszystko wydaje się szare.

Drodzy młodzi, kiedy otaczają was gęste mgły strachu, zwątpienia i ucisku, i nie widzicie już słońca, wybierajcie drogę modlitwy. Ponieważ

„jeśli nikt mnie już więcej nie słucha, Bóg mnie jeszcze słucha” (Benedykt XVI, Enc. Spe salvi, 32).

Każdego dnia, w obliczu niepokojów, które nas atakują, poświęćmy czas na odpoczynek w Bogu: „Odpocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja” (Ps 62, 6).

Nadzieja jest podsycana naszymi codziennymi wyborami. Zaproszenie do radowania się nadzieją, które św. Paweł kieruje do chrześcijan w Rzymie (por. Rz 12, 12), wymaga bardzo konkretnych wyborów w codziennym życiu. Dlatego zachęcam was do wyboru stylu życia opartego na nadziei. Podam przykład: w mediach społecznościowych wydaje się, że łatwiej dzielić się złymi wiadomościami niż tymi, które niosą nadzieję. Dlatego składam wam konkretną propozycję: spróbujcie dzielić się słowem nadziei każdego dnia. Stańcie się siewcami nadziei w życiu waszych przyjaciół i wszystkich, którzy was otaczają. Bo rzeczywiście,

nadzieja jest pokorna i jest ona cnotą, którą się wypracowuje – powiedzmy to tak – każdego dnia; [...] każdego dnia trzeba sobie przypominać, że mamy zadatek, że to Duch, pracuje w nas w drobnych rzeczach" (Homilia poranna, 29 października 2019: L’Osservatore Romano, wyd. polskie, n. 12 (418)/2019, s. 34).

Zapalić pochodnię nadziei

Czasami wieczorem wychodzicie z przyjaciółmi i, jeśli jest ciemno, bierzecie smartfon i włączacie latarkę, żeby zapewnić światło. Na dużych koncertach tysiące z was porusza tymi nowoczesnymi latarkami w rytm muzyki, tworząc wspaniałą scenerię. W nocy światło sprawia, że widzimy rzeczy na nowo, że nawet z ciemności wyłania się oblicze piękna.

Podobnie jest ze światłem nadziei, którym jest Chrystus. Dzięki Niemu, dzięki Jego zmartwychwstaniu zostaje rozświetlone nasze życie. Z Nim widzimy wszystko w nowym świetle.

Podobno, kiedy ludzie zwracali się do św. Jana Pawła II, aby porozmawiać z nim o jakimś problemie, jego pierwsze pytanie brzmiało: „A jak to wygląda w świetle wiary?”. Spojrzenie oświetlone nadzieją sprawia również, że rzeczy ukazują się w innym świetle. Zachęcam was zatem do przyjęcia tego spojrzenia w waszym codziennym życiu. Chrześcijanin ożywiony Bożą nadzieją jest wypełniony inną radością; radością, która pochodzi z jego wnętrza. Wyzwania i trudności są i zawsze będą, ale jeśli jesteśmy obdarzeni nadzieją „pełną wiary”, stawiamy im czoła, wiedząc, że nie mają one ostatniego słowa, a my sami stajemy się, tym samym, małą pochodnią nadziei dla innych.

Również każdy z was może nią być, w takim stopniu, w jakim wasza wiara staje się konkretna, spójna z rzeczywistością i losami waszych braci i sióstr. Pomyślmy o uczniach Jezusa, którzy pewnego dnia na wysokiej górze ujrzeli Go jaśniejącego chwalebnym światłem. Gdyby pozostali na górze, tylko oni przeżyliby ten piękny moment, ale inni pozostaliby z niego wykluczeni. Trzeba było, żeby zeszli na dół. Nie możemy uciekać od świata, ale musimy ukochać ten czas, w którym Bóg umieścił nas nie bez powodu.

Możemy być szczęśliwi tylko wtedy, gdy będziemy dzielić się otrzymaną łaską z naszymi braćmi i siostrami, których Pan daje nam dzień po dniu.

Drodzy młodzi, nie bójcie się dzielić ze wszystkimi nadzieją i radością Chrystusa Zmartwychwstałego! Strzeżcie iskry, która została w was zapalona, ale jednocześnie nieście ją naprzód. Zobaczycie, że będzie wzrastała! Nie możemy zatrzymać chrześcijańskiej nadziei dla siebie, jako pięknego uczucia, ponieważ ona jest przeznaczona dla wszystkich. Bądźcie blisko zwłaszcza tych waszych przyjaciół, którzy na pozór się uśmiechają, ale w swoim wnętrzu płaczą, będąc ubogimi w nadzieję. Nie dajcie się zarazić obojętnością i indywidualizmem: pozostańcie otwarci, jako nurty, którymi może płynąć nadzieja Jezusa i rozprzestrzeniać się w środowiskach, w których żyjecie.

Chrystus żyje. On jest naszą nadzieją, jest najpiękniejszą młodością tego świata!”

(Adhort. apost. Christus vivit, 1). Tak pisałem do was prawie pięć lat temu, po Synodzie poświęconym młodzieży. Zachęcam was wszystkich, zwłaszcza osoby zaangażowane w duszpasterstwo młodzieży, do wzięcia do ręki Dokumentu Końcowego z 2018 r. i adhortacji apostolskiej Christus vivit. Nadszedł czas, aby wspólnie określić, w jakim miejscu się znajdujemy i z nadzieją zaangażować się na rzecz całkowitego przełożenia na praktykę tego niezapomnianego Synodu.

Zawierzmy całe nasze życie Maryi, Matce Nadziei. Ona uczy nas nosić w naszym wnętrzu Jezusa, naszą radość i nadzieję, i dawać Go innym. Dobrej drogi, drodzy młodzi! Błogosławię was i towarzyszę wam w modlitwie. Wy także módlcie się za mnie!

 

W Rzymie, u św. Jana na Lateranie, dnia 9 listopada 2023 roku, w święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej

O SYNODZIE ... 2O23 r

„Niedopuszczalne i niekatolickie tezy”. Przewodniczący KEP napisał do papieża ws. niemieckiej „drogi synodalnej”

„Z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg” – napisał abp Stanisław Gądecki.

KAI

DODANE 14.11.2023 18:07

„Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego” – napisał arcybiskup poznański Stanisław Gądecki w liście do papieża Franciszka.

Zdaniem przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski  autorzy dokumentu roboczego Synodu Biskupów „Instrumentum Laboris” „wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg (droga synodalna) są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu”.

List przewodniczącego KEP, arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego do Papieża Franciszka

Rzym, 9 października 2023 roku

Wasza Świątobliwość,

W dzień rozpoczęcia Synodu otrzymałem mailem dokument zatytułowany „Decyzja Drogi Synodalnej Kościoła Katolickiego w Niemczech”. Punktem wyjścia do analizy sytuacji Kościoła katolickiego w tym kraju jest kryzys nadużyć seksualnych w niemieckim Kościele. Autorzy wydają się tak zawstydzeni sposobem reakcji niemieckich biskupów na doniesienia o nadużyciach seksualnych ze strony duchownych, że postanawiają dokonać rewolucji obyczajowej i prawnej w Kościele powszechnym. Jednak wydaje się, że nie byłaby to rewolucja ewangeliczna, lecz raczej inspirowana ideologiami lewicowo-liberalnymi.

W Instrumentum laboris (B 3.4) postawiono pytanie o stopień autorytetu doktrynalnego jaki można przypisać rozeznaniu dokonywanemu przez pojedynczą konferencję episkopatu oraz przez zgromadzenie kontynentalne. Chodzi o to, czy mogą one być „pojmowane jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym”? Wydaje się, że poszukując odpowiedzi nie można abstrahować od tego, co działo się w związku z ogłoszonym przez Waszą  Świątobliwość procesem synodalnym, i co może mieć jawny lub ukryty wpływ na przebieg rzymskich sesji Synodu.

Trzy główne tematy, to zmiana ustroju Kościoła, zmiana nauczania na temat moralności seksualnej oraz udzielanie kobietom święceń diakonatu i prezbiteratu. Pierwsze jest warunkiem sine qua non realizacji kolejnych celów. W punkcie wyjścia przyjmuje się zasadę inkulturacji. Kościół powinien jak najbardziej upodobnić się do świata, który w swojej liberalno-demokratycznej wersji stanowi wzorzec humanizmu. Kościół rzeczywiście „docenia demokrację”, ale tylko wówczas, gdy ufundowana jest ona na gruncie poprawnej koncepcji osoby. Przypomina także, że „łatwo przemienia się [ona] w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (CA 46). Pojawia się pytanie, gdzie faktycznie demokracja funkcjonuje w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej, tzn. np. szanując prawo do życia każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci? Ponadto przy wszystkich swoich dobrych cechach, liberalna demokracja nie jest w pewnością jedynym dobrym ustrojem. Wystarczy przypomnieć sobie klasyfikację ustrojów politycznych dokonaną przez Arystotele

Synodale Weg domaga się, aby Kościół przyjął za swój ustrój polityczny dominujący dzisiaj na Zachodzie, wraz ze wszystkimi zasadami działania demokratycznej biurokracji, poczynając od nadzoru świeckich nad duchowieństwem, transparentnością procesów podejmowania decyzji, uczestnictwem świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych czy kadencyjnością sprawowania urzędów. Władza papieża i biskupów powinna być ograniczona i podlegać nadzorowi świeckich zorganizowanych w równoległą do hierarchicznej strukturę władzy.

Drugim tematem jest błogosławienie różnego typu związków niesakramentalnych, w tym związków osób jednej płci. Można postawić pytanie, po co błogosławieństwo ludziom żyjącym w grzechu? Udzielona odpowiedź jest stosunkowo prosta: ludzie ci sami zgłaszają się po błogosławieństwo, a poza tym – jak twierdzą autorzy dokumentu – ludzie ci nie żyją w grzechu śmiertelnym i nie są pozbawieni łaski. Grzechem natomiast jest nauczanie Kościoła, które jest odbierane nie tylko jako niemiłosierne i dyskryminujące, ale wręcz – zdaniem autorów – czyni Kościół odpowiedzianym za prześladowania i samobójstwa osób transgender. Kościołowi bowiem nie wolno negatywnie oceniać żadnego ludzkiego zachowania, które podejmowane jest w imię miłości. Miłość usprawiedliwia wszystko i czyni wszystko dobrym. Wszystko, co jest wyrazem auto-determinacji z zasady jest dobre i za takie powinno być uznane przez Kościół. Uznanie zaś oznacza tu udzielenie błogosławieństwa. Za sprawą uzyskanego benedictio (a nie przez nawrócenie) ludzie chcą ustawić swoje życie w kierunku Boga, mimo iż ich działanie pozostaje sprzeczne z prawem Bożym.

Tradycyjnie w nauczaniu Kościoła relacje między ludźmi, włączając w to relacje seksualne, podlegają moralnemu wartościowaniu. Św. Augustyna wprawiało w zdumienie, że nie tylko święci i oddani całym sercem Bogu kierują się w życiu miłością, ale czynią tak również zatwardziali grzesznicy. Wystarczy pomyśleć o rabusiach grasujących na drogach, którzy raczej zniosą najcięższe tortury, niż wyjawią imiona swoich towarzyszy. „Nie byliby do tego zdolni, gdy nie było w nich wielkiego uzdolnienia do miłości” (Facere tamen ista sine magno amore non poterunt)[1]. Istnieją jednak dwa rodzaje miłości: „miłość Boża aż do pogardy siebie samego posunięta” i „miłość własna aż do pogardy Boga posunięta”[2]. Miłość zatem nie wszystko usprawiedliwia i nie wszystko czyni dobrym. Zgodnie zaś z podejściem katolickim traktujemy z szacunkiem każdego człowieka, ale nie każdy ludzki wybór.

Autorzy dokumentu oczekują, że Kościół uzna za dobre i prowadzące do uświęcenia, obok małżeństwa sakramentalnego, także „wolne związki”, związki cywilne, związki partnerskie, związki osób jednej płci itp. Społeczna ich akceptacja – ich zdaniem – musi znaleźć wyraz w liturgii Kościoła. Słuchając tego trzeba pamiętać, że, z godnie z dynamiką tego procesu dostrzeganą w świeckim świecie, legalizacja związków partnerskich jest tylko pierwszym krokiem na drodze do „małżeństwa dla wszystkich”. Proponowane vacatio legis tzn. podjęcie decyzji dziś, a wprowadzenie jej w życie „dopiero” w marcu 2026 r. ma na celu osłabienie sprzeciwu ze strony wiernych. Zdaniem Synodale Weg całe nauczanie Kościoła na temat gender powinno być gruntownie zmienione, gdyż nie odpowiada samorozumieniu osób transgender. Zawiera jedynie – jak mówią – kościelne „insynuacje”. Żądanie obejmuje także reinterpretację Biblii, w tym Księgi Rodzaju 1,27.

Autorzy dokumentu wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu.

Gdyby konferencjom episkopatów bądź też zgromadzeniom kontynentalnym została udzielona kompetencja doktrynalna, powyższe tezy zostałyby uznane za katolickie i – być może – zostałyby narzucone innym konferencjom kontynentalnego zgromadzenia, pomimo ich ewidentnie niekatolickiego charakteru.

Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na te skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg, ufając że depozyt apostolski, którego Stróżem i Powiernikiem jest Wasza Świątobliwość pozostanie nienaruszony.

Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego.

Matce Kościoła życie i posługę Waszej Świątobliwości powierzam, zapewniając o modlitwie wiernych i pasterzy Kościoła, który jest w Polsce oraz proszę o apostolskie błogosławieństwo.

Z synowskim oddaniem,

WWW.GOSC.PL → SYNOD CHRONI NAS PRZED „SEKCIARSTWEM”

Synod chroni nas przed „sekciarstwem”

Papież Franciszek aktywnie uczestniczy w obradach.
VATICAN MEDIA/ABACA/EAST NEWS

Synod jest już za półmetkiem. Co mogę o tym czasie powiedzieć?

Bałbym się Kościoła, który jest zwartym monolitem wykluczającym przestrzeń na rozmaite poglądy, różnice zdań, odmienne podejścia, w którym się nie rozmawia, nie słucha siebie nawzajem, nie rozeznaje. Jeśli taki byłby Kościół – przy całej złożoności tworzących go lokalnych społeczności i specyfice ludzi wywodzących się z odmiennych kręgów kulturowych, różnych kontynentów, tradycji, doświadczeń historycznych oraz innych procesów dziejowych – przypominałby raczej sektę niż wspólnotę ludzi wolnych, zjednoczonych we wspólnej wierze i miłości. Prawda jest taka, że Kościół nigdy w swej historii monolitem nie był i nigdy nim nie będzie. Tęsknota za taką wizją i próba jej realizacji to w gruncie rzeczy dążenie do wyeliminowania z tej wspólnoty tych, którzy naszej wizji nie chcą się podporządkować. Nie znaczy to, że nie powinniśmy wierzyć w słuszność naszych racji. Wyjeżdżając na synod do Rzymu, byłem przekonany, że istotą czasu synodalnych spotkań nie będzie wprowadzanie zmian doktrynalnych, ale poszukiwanie nowych duszpasterskich rozwiązań dla Kościoła, po to, aby skuteczniej ewangelizować i lepiej odpowiedzieć na wyzwania, które przed eklezjalną wspólnotą stawia współczesny świat. Również teraz właśnie na to kładę akcent, gdy w takiej czy innej formie mam okazję przedstawiać moje stanowisko.

Dziękujemy

Kard. Grzegorz Ryś dla GN: Papież nie boi się pytań

GRZEGORZ MICHAŁOWSKI /PAP

O granicach dialogu, wypowiedziach Franciszka o Rosji i niemedialnym pokoju mówi kard. Grzegorz Ryś.

Jacek Dziedzina: Z kardynałem Grzegorzem Rysiem będzie trudniej umówić się na wywiad niż dotąd z arcybiskupem Grzegorzem?

Kard. Grzegorz Ryś: Nie sądzę. Obowiązków rzymskich na razie mi nie przybywa. Kardynałowie muszą oczywiście stawić się na konsystorz zwyczajny, są też konsystorze nadzwyczajne, ale to nie zdarza się często. Nie wiem, czy Ojciec Święty będzie chciał mnie powołać do jeszcze jakiejś dykasterii, ale nawet jeśli, to nie każda z nich zbiera się co dwa tygodnie, jak w przypadku Dykasterii ds. Biskupów, której jestem członkiem. Zresztą jeśli chodzi o media, to nie jest chyba kwestia czasu, tylko woli po obu stronach.

A jest po obu stronach? Nie ma zmęczenia dociekliwymi lub naiwnymi pytaniami dziennikarzy?

Nie, ja osobiście nie mam takiego doświadczenia. Jeśli już się umawiam na rozmowę, bo ktoś o nią poprosił, to z reguły są to wartościowe spotkania. W całym kapłańskim życiu może cztery razy czułem się zmanipulowany przez media.

Nie pojawiła się myśl, by odtąd trzymać dziennikarzy na dystans?

Nie. Ale kiedyś zapytałem papieża, gdzie jest granica dialogu. Z kim nie powinienem rozmawiać. Franciszek zastanawiał się przez chwilę i odpowiedział: „Nie rozmawiaj z kimś, kto chce tobą manipulować”. Nie rozmawia się z człowiekiem, który potrzebuje rozmowy nie ze względu na treść, tylko żeby siebie uwiarygodnić. W mediach martwią mnie też inne rzeczy, na przykład dominująca przewaga komentarza nad opisem rzeczywistości. Mam nieraz poczucie, że nikt mi nie chce pokazać rzeczywistości jako takiej, tylko wszyscy muszą ją skomentować. A ja nie mam do końca pewności, czy zawsze jestem tego komentarza ciekaw.

Dziękujemy, że jesteś z 

KOŚCIÓŁ

Moje dotychczasowe doświadczenie na Synodzie

Przed rozpoczęciem XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego s. Marie Solange Randrianirina opowiedziała o tym, jak proces synodalny w Afryce „wzmocnił zaangażowanie wszystkich ochrzczonych w życie Kościoła” i wyraziła marzenie: „aby synodalność stała się namacalna w Kościele na wszystkich poziomach”.

Siostra Marie Solange Randrianirina

Moje doświadczenie dotyczące Synodu „Ku Kościołowi synodalnemu - komunia, uczestnictwo, misja” rozpoczęło się, gdy Konferencja Episkopatu Madagaskaru mianowała mnie uczestniczką krajowej grupy odpowiedzialnej za animację i przygotowanie Kościoła na całej wyspie do przeżywania tego wydarzenia. W grupie było nas siedmioro - trzech księży diecezjalnych, kapłan - zakonnik, świecka kobieta i świecki mężczyzna oraz ja - siostra zakonna, oczywiście wraz z biskupem powołanym do udziału w Synodzie. To właśnie w tej grupie rozpoczęło się nasze doświadczenie „podążania razem” poprzez sposób życia naznaczony komunią, misją i uczestnictwem, do którego zaprasza nas Papież Franciszek jako synów i córki Boga.

Zdjęcie grupowe uczestników Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce, 1-6 marca 2023 r., Addis Abeba, Etiopia

W naszej grupie różnimy się wzajemnie pod wieloma względami, takimi jak stan życia, wiedza, talenty, społeczność, z której pochodzimy, wiek, a także charakter każdego z nas... Jednak łącząca nas miłość do Kościoła i zaakceptowanie różnic, które okazywały się różnorodnością. To stało się moim pierwszym krokiem w kierunku synodalności. Od takiej postawy zależy bowiem gotowość do słuchania, także słuchania Ducha Świętego, Protagonisty Synodu, słuchania innych, a także budowania „wspólnego domu” oraz zdolność do rozeznawania. Następnie słuchanie i przyjmowanie innych stawały się coraz ważniejsze, gdy nawiązywałam relacje ze wszystkimi uczestnikami Synodu na poziomie diecezjalnym, następnie na poziomie krajowym i wreszcie na poziomie kontynentalnym - podczas spotkania, które odbyło się w Addis Abebie (w Etiopii), na początku marca. Słuchanie jest ważne szczególnie teraz, gdy Kościół na całym świecie przeżywa doświadczenie „podążania razem”. W ten sposób powoli poszerzałam przestrzeń mojego „namiotu”, aby nawiązać komunię z wszystkimi, którzy stawali się członkami mojej rodziny, sąsiadami i przyjaciółmi.

Celebracja Eucharystii podczas Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce

Czego niecierpliwie oczekuję

W modlitwie za Synod bardzo podoba mi się fragment, który mówi: „Jesteśmy słabi i grzeszni, nie dozwól, abyśmy wprowadzali nieład. Nie pozwól, by niewiedza sprowadziła nas na niewłaściwą drogę albo stronniczość wpływała na nasze działania”. Przede wszystkim oczekuję, że ta modlitwa stanie się rzeczywistością w naszym Kościele. Jeśli Kościół, poprzez swoich synów i córki, będzie żył swoimi postanowieniami, to dobrze będzie w nim przebywać i w ten sposób, podążając razem ze społeczeństwem, rozleje się szeroko jak oliwa.

Synod jeszcze bardziej pomógł zbliżyć się do siebie ludziom z różnych grup społecznych. Sprzyja duchowi komunii i wzajemnemu słuchaniu oraz dzieleniu. Wszyscy, zwłaszcza świeccy, byli entuzjastycznie nastawieni do możliwości wypowiedzenia się na temat istotnych kwestii, kształtujących ich relacje z Kościołem. Synod wzmocnił zaangażowanie wszystkich ochrzczonych w życie Kościoła. Oczekuję zatem niecierpliwie, że synodalność stanie się widoczna w Kościele na wszystkich poziomach.

Delegatka na Kontynentalnego Zgromadzenia Synodu w Afryce zabiera głos podczas Zgromadzenia

Czym Synod jest dla mnie i dla sióstr zakonnych w Afryce

Synod o „synodalności”, zwłaszcza sposób, w jaki jest przeprowadzany, stanowi wspaniałą okazję do podkreślenia, że wszyscy, bez wyjątku, są użyteczni w Kościele. Tak więc każdy i każda, zgodnie z otrzymanym darem (1 Kor 12, 4-7), umiejętnościami i powołaniem, uczestniczy w misji Kościoła. Synod otwiera nas na łaskę zrozumienia, że nie możemy sami iść do Boga i że Kościół potrzebuje swoich dzieci, aby wypełniać misję ewangelizacyjną w dzisiejszym świecie. Dlatego nie chodzi o to, aby ingerować w pełnione przez innych obowiązki czy walczyć o urząd, ale raczej o komplementarność i wzajemny szacunek. Siostry zakonne w Afryce są jak ewangeliczne kobiety, które szły za Jezusem, angażując się w głoszenie Dobrej Nowiny właśnie jako kobiety i zgodnie ze swoimi charyzmatami. Synod wzywa nas przede wszystkim, abyśmy przyjrzały się naszemu sposobowi „podążania razem” w naszym Zgromadzeniu, a następnie sposobowi „podążania razem” z Kościołem i społeczeństwem afrykańskim, w którym żyjemy. Daje nam również okazję, aby inni nas usłyszeli i byśmy razem tworzyli rodzinę Bożą.

Siostra Solange (po lewej) z innymi uczestnikami Kontynentalnego Zgromadzenia Synodalnego w Afryce wraz z kardynałem Berhaneyesus Demerew, C.M, arcybiskupem metropolitą Addis Abeby

Droga synodalna nie zawsze przypomina długą, spokojną rzekę, nie jest pozbawiona problemów, ale jestem przekonana, że pragnąc wspólnie podążać i znosić trudności, osiągniemy wymierne owoce, ponieważ „w pojedynkę idzie się szybciej, ale razem dochodzi się dalej” (przysłowie afrykańskie). Tak więc uległość Duchowi Świętemu popycha nas do otwarcia się na innych, daje nam pewność słuchania siebie nawzajem i pomaga uczyć się od siebie nawzajem, ponieważ różnorodność jest bogactwem i gwarancją, która pozwala nam skutecznie przeżywać naszą tożsamość w drodze „ku Kościołowi synodalnemu - komunii, uczestnictwu i misji”.

TWÓJ WKŁAD W WIELKĄ MISJĘ: WSPOMÓŻ NAS W NIESIENIU SŁOWA PAPIEŻA

///////////////////////

Abp Adrian Galbas dla „Gościa Niedzielnego” o Synodzie: Wystraszeni mogą się uspokoić

ANGELO CARCONI /EPA/PAP

O swoim doświadczeniu spotkania synodalnego w Rzymie mówi jego uczestnik, abp Adrian Galbas.

Franciszek Kucharczak: Skończyła się pierwsza część rzymskiego etapu Synodu o synodalności. Jego członkowie, w tym Ksiądz Arcybiskup, siedzieli w auli przy okrągłych stołach. W dokumencie podsumowującym przeczytałem, że było to nawiązanie do biblijnego obrazu uczty weselnej. Było się z czego weselić?

Abp Adrian Galbas: To porównanie do godów Baranka jest chyba przesadzone, ale uczciwe pogadanie, także o trudnych sprawach, zawsze jest czymś pożytecznym i wzbogacającym. Stoliki stolikami, ale ważniejsze, że nie było w tym nerwowej szarpaniny, jakiegoś przepychania swoich poglądów czy stanowisk. Była bardzo spokojna rozmowa, w której duże znaczenie miało świadectwo swojego przeżywania Kościoła. Było to przeplatane dużą dawką wspólnej modlitwy i zachętą do osobistej refleksji. Wszystko to razem sprawiło, że spotkanie w Rzymie było dużo spokojniejsze niż to kontynentalne w Pradze. Tam raczej dominowała chęć przewalczenia swojego stanowiska – przynajmniej takie miałem wrażenie.

Może pomogła w tym formuła, w jakiej się odbywało spotkanie rzymskie? Bo na przykład nie było możliwości prowadzenia polemik.

O tym, jak to będzie wyglądało, zostaliśmy poinformowani dopiero w dniu rozpoczęcia spotkania. Chyba było to spore zaskoczenie dla tych, którzy przyjechali z przygotowanym stanowiskiem i zamiarem, żeby innych przekonać. Tu raczej nie było możliwości prowadzenia bujnych polemik. Nie było też wielkich awantur…

Czy spokojowi służyło też to, że nie zostali tam dopuszczeni dziennikarze? Niektórzy podejrzewali, że to z chęci ukrycia prawdy.

Nie każda dyskusja musi być publiczna. Na posiedzenia rządu też nie są wpuszczani dziennikarze. Papież na początku powiedział: „Dziennikarze robią dobrą robotę. Nie lekceważymy ich oraz ich pracy, ale teraz dajmy światu przede wszystkim jeden komunikat: że Kościół się tutaj, na tym synodzie, trochę zatrzymał, przede wszystkim po to, żeby posłuchać”. I zachęcił nas, żebyśmy nie biegali od redakcji do redakcji i od studia do studia, tylko skupili się na tym, co się dzieje na synodzie. Opinia, że tu przy czymś majstrujemy, czymś manipulujemy i dlatego nie można tego powiedzieć publicznie, jest kompletnie nieprawdziwa.

Dziękujemy, że jesteś z namiTo dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.