LINK:https://youtu.be/mD5D0QItzZc

Nauka cierpienia. Śmierć Jana Pawła II

W liście apostolskim „Salvifici doloris” Jan Paweł II pisał: „człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą”. Gdy 20 lat później umierał na oczach całego świata, prowokował, by się z tą tajemnicą zmierzyć.

Fot. Alessia Pierdomenico/Shutterstock

11 lutego 1984

Opublikowanie listu apostolskiego o cierpieniu "Salvifici doloris". 

1 lutego 2005

Jan Paweł II trafia do szpitala po gwałtownym ataku niewydolności oddechowej spowodowanym zapaleniem krtani i tchawicy. 

10 lutego 2005

Po ustąpieniu zapalenia Jan Paweł II opuszcza szpital. 

24 lutego 2005

Ponowny ostry atak niewydolności oddechowej. Jan Paweł II trafia znów do polikliniki Gemelli, gdzie 25 lutego zostaje poddany operacji tracheotomii (rozcięcie tchawicy i wprowadzenie rurki zapewniającej dopływ powietrza do płuc). 

13 marca 2005

Papież decyduje się na powrót do Pałacu Apostolskiego. Wieczorem wraca do swojego apartamentu, gdzie był poodany intensywnej opiece medycznej. 

24-27 marca 2005

Triduum Paschalne. W Wielki Piątek podczas drogi krzyżowej w Koloseum odczytane zostaje przesłanie Jana Pawła II. Wierni dzięki transmisji z prywatnej kaplicy papieża mogą oglądać Jana Pawła II oglądającego nabożeństwo w telewizji. W Wielkanoc ojciec święty błogosławi wiernych z okna, mimo wysiłków nie udaje mu się jednak nic do nich powiedzieć. 

Nietykalna tajemnica

W swoim przesłaniu na drogę krzyżową w Wielki Piątek 2005 r. Jan Paweł II przypomniał słowa św. Pawła: „dopełniam niedostatki udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. Słowa te otwierają również list apostolski „Salvifici doloris” (łac. „zbawcze cierpienie”) wydany 11 lutego 1984 r., w którym papież starał się odpowiedzieć na pytanie o przyczynę i cel cierpienia. Było to już po zamachu na jego życie w 1981 r., który okupił ogromnym bólem i długą rekonwalescencją w szpitalu, w tamtych latach papież wciąż jednak zadziwiał świat swoją witalnością podczas niezliczonych spotkań, nabożeństw i przemówień. 20 lat później, gdy nadal pełnił swój urząd mimo obezwładniającej choroby, potwierdził zgodność między własnymi słowami i czynami.

W „Salvifici doloris” Jan Paweł II ośmiela się dotknąć – jak sam pisał – „tego, co w każdym człowieku wydaje się tak bardzo nietykalne: człowiek w swoim cierpieniu pozostaje nietykalną tajemnicą”.
Dla wielu obserwujących ostatnie lata jego życia wydawało się skandaliczne, że „nietykalna tajemnica” cierpienia człowieka, która domaga się ze swojej natury dyskrecji, jest transmitowana na cały świat przez setki telewizyjnych stacji. Jan Paweł II – zgarbiony, nie umiejący utrzymać się na nogach, z dygoczącą ręką i zesztywniałą twarzą – zdecydował się jednak swoją aktywnością sprowokować do dotknięcia tej tajemnicy. We wrześniu 2003 r. na Słowacji przemówienie papieża zmieniło się w kłąb niezrozumiałych dźwięków, z jego ust ciekła ślina. Osłabiony ojciec święty musiał zostać umieszczony w papamobile. W sierpniu 2004 r. w Lourdes przerwał z bólu homilię dramatycznym wezwaniem o pomoc, a liturgię przerywały jego westchnienia „Jezus Maria”. Świat zadawał sobie pytanie, czemu ma to służyć. Coraz głośniejsze stawały się głosy, że papież powinien ustąpić z urzędu ze względu na zły stan zdrowia.

Czytaj dalej 

Pytanie o sens

Pytanie o abdykację powtarzały się coraz częściej zimą 2005 r. 1 lutego Wojtyła miał gwałtowny atak niewydolności oddechowej. Zapalenie tchawicy i krtani doprowadziło do takich trudności z oddychaniem, że współpracownicy obawiają się uduszenia. Papież trafił do polikliniki Gemelli w Rzymie. 6 lutego pokazał się w oknie szpitala. Z jego błogosławieństwa dało się zrozumieć tylko strzępy słów. Odzyskał mowę tylko na chwilę – 24 lutego trafił znów do szpitala po ponownym ataku. Lekarze mówią, że jedynym rozwiązaniem jest tracheotomia, czyli zabieg rozcięcia tchawicy i wprowadzenia do dróg oddechowych rurki umożliwiającej oddychanie, bardzo jednak utrudniającej mówienie. Papież zgodził się na zabieg. Odtąd aż do śmierci nie będzie zdolny do dłuższych wypowiedzi. Gdy pokazywał się w oknie Pałacu Apostolskiego, czasem był w stanie powiedzieć parę zdań, często jednak musiał ograniczyć się tylko do gestów. W Niedzielę Wielkanocną 27 marca, kiedy próbował przemawiać do tłumu na pl. św. Piotra, udało mu się tylko wyszeptać słowa „Nie mogę mówić”. Sam wydawał się wątpić w sens dalszej służby: „Byłoby chyba lepiej, żebym umarł, skoro nie mogę pełnić powierzonej mi misji” – żalił się swojemu sekretarzowi, arcybiskupowi Stanisławowi Dziwiszowi.
Cierpienie „domaga się (…) postawienia radykalnych pytań i szukania odpowiedzi” – napisał w „Salvifici doloris” Jan Paweł II. Choroba zmusiła go do ponownego zmierzenia się z tymi radykalnymi pytaniami i jednocześnie postawiła je przed całym światem.

Czytaj dalej 

Potwierdzenie godności człowieka

Dokument ojca świętego o cierpieniu daje kilka odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Pierwsza brzmi: „Cierpienie ma charakter próby”, w której „potwierdza się w sposób szczególny wielka godność człowieka”. Papież uczył w „Salvifici doloris” porzucenia biernej postawy wobec cierpienia. Jest ono dla niego „wezwaniem do cnoty”, do „odbudowania dobra w cierpiącym”. Naturalną reakcją na cierpienie jest to, że człowiek się przed nim wzdraga, ale efektem aktywnego przyjęcia cierpienia może być wypracowanie cnoty wytrwałości, która daje człowiekowi godność – przeświadczenie, że „cierpienie go nie przemoże”.
Obserwując Jana Pawła II w ostatnich miesiącach życia, można było dostrzec walkę o cnotę wytrwałości. W znoszeniu choroby przez papieża nie brakowało ludzkich cech. Najbliżsi współpracownicy widzieli czasem jego przygnębienie i złość. Sekretarz papieski, ks. Mieczysław Mokrzycki, wspominał jego narzekanie. Wierni na pl. św. Piotra i widzowie przez telewizorami widzieli gniewne uderzenia dłonią w krzesło, kiedy nie udało się przemówić do tłumu. Podczas wspomnianej mszy w Lourdes przerwał liturgię zawołaniem „Muszę wytrwać do końca!”. Tak samo trwał przy posłudze apostolskiej aż do śmierci, choć wydawało się, że już nie jest w stanie jej pełnić.

Czytaj dalej 

Wezwanie do solidarności

Nieoczekiwanie nieme cierpienie Jana Pawła II okazało się pod pewnymi względami lepszym niż wszystkie inne sposobem prowadzenia Kościoła. Wiele spraw administracyjnych musiało zostać przez papieża odłożonych lub załatwionych pobieżnie, za to funkcja nauczycielska papieża spełniana była niezwykle skutecznie. Jego choroba skupiła na nim oczy całego świata. To kolejny sens, jaki w cierpieniu dostrzegł Jan Paweł II. W „Salvifici doloris” pisał, że zawiera ono w sobie „szczególne wezwanie do wspólnoty i solidarności”. Cierpienie potrafi spowodować, że drugi człowiek zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, nie z powodu ciekawości, ale z powodu wzruszenia cudzym nieszczęściem i gotowości do pomocy.

Umieranie papieża stało się największym wydarzeniem medialnym wszechczasów. Ramówki wszystkich telewizji świata wypełniły się programami i transmisjami dotyczącymi jednego schorowanego starca, setki milionów ludzi z zapartym tchem obserwowało jego odchodzenie. Dla niektórych był to tylko medialny spektakl, ale wydaje się, że większość obserwujących te wydarzenia szczerze współczuła. Na placach Rzymu, w Polsce, w Meksyku czy na Filipinach gromadziły się setki tysięcy ludzi. Potrafili stać całą noc, ofiarowując jedyną pomocą, jaką byli w stanie, tzn. modlitwę. Wspólne przeżywanie umierania papieża zrodziło solidarność nie tylko z umierającym, ale też z ludźmi wokół. Polacy z niedowierzaniem obserwowali – krótkotrwałe co prawda – pojednania między pseudokibicami poróżnionych drużyn i polityków. Cierpienie jest po to – pisał ojciec święty – żeby „wyzwalać w człowieku miłość”.

Czytaj dalej 

Wyniesienie cierpienia

Ćwiczenie się w cnocie i budzenie solidarności mogą być zrozumiane i przyjęte jako sens cierpienia zarówno przez wierzących chrześcijan, jak i przez osoby niewierzące lub innych religii. Dla Jana Pawła II pełny sens cierpienia pokazał człowiekowi dopiero Jezus i tylko wiara chrześcijańska pozwala cierpienie naprawdę zrozumieć. Zgodnie z tą wiarą Bóg stał się człowiekiem i zbawił świat od grzechu przez swoje ludzkie cierpienie. Listy św. Pawła pokazują, że człowiek może łączyć swoje cierpienia z cierpieniem Jezusa na krzyżu i ofiarować je za Kościół: celem cierpień „jest uznanie was za godnych królestwa Bożego, za które też cierpicie” – pisze św. Paweł.

Była to dla Jana Pawła II podstawowa perspektywa w rozumieniu cierpienia. Na 8 dni przed śmiercią, w Wielki Piątek, wygłoszone zostało jego przesłanie, w którym napisał: „I ja także ofiaruję moje cierpienia, aby dopełnił się Boży plan, a Jego słowo trwało wśród ludów”. W czasie odchodzenia w pokoju w Pałacu Apostolskim towarzyszyła mu kopia obrazu „Ecce homo” Adama Chmielowskiego, na którym przedstawiona jest postać Jezusa wystawionego na publiczny widok po ubiczowaniu i wyszydzeniu przez żołnierzy.

Papież starał się utożsamiać z umęczonym Jezusem, ale według relacji odwiedzających go gości, nie opuszczała go pogoda ducha. Niedługo przed śmiercią świat obiegła niepotwierdzona później informacja, że przekazał współpracownikom kartkę z napisem „Jestem radosny. Wy też bądźcie”. W „Salvifici doloris” uczył również o tej radości w cierpieniu. Smutek cierpiącego człowieka wynika często z tego, że on „sam zdaje się sobie niepożytecznym”. Wiara w zbawczą moc cierpienia w zjednoczeniu z Jezusem „przeobraża to przygnębiające uczucie”.

Czytaj dalej 

Wielkość duchowa

Odkrycie sensu cierpienia prowadziło Jana Pawła II do radosnego przeżywania cierpienia, nawet kiedy wydawało się ono ponad ludzkie siły. Robił to w duchu służby, nie tylko oddając swoje cierpienia za innych, ale też traktując swoje umieranie jako ostatnią katechezę. W „Salvifici doloris” pisał: „odpowiedź na pytanie o cierpienie, o sens cierpienia, daje Chrystus nie samym swoim nauczaniem: Dobrą Nowiną, ale przede wszystkim własnym cierpieniem”. Tak samo traktował to Jan Paweł II, własnym przykładem ucząc świat, że można cierpieć z godnością.

Kiedy cały świat obserwował, jak papież z trudem podnosi rękę do błogosławieństwa, spełniły się jego własne słowa sprzed 20 lat: „Wówczas, gdy to ciało jest głęboko chore, całkowicie niesprawne, a człowiek jakby niezdolny do życia i do działania — owa wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej jeszcze się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych i normalnych