Strona 1
ŻYCIORYS Ks Wiesława Zaręby (ur.18.12.1951 rZaręby Kramki syn Bronisława i Czesławy zd Koc) . Moje powołanie 27.05.2015 r Jazgarzew. Moja historia zaczyna się od życia na wsi gdzie się urodziłem i gdzie byłem wychowywany. Moi rodzice to Bronisław i Czesława zd Koc i rodzeństwo to siostra Teresa jako najstarsza , później Zdzisław ,ja jako trzeci i mój brat Antoś jako najmłodszy i całe życie niepełnosprawny. Żyje tylko siostra Teresa, moi rodzice nie żyją , tatuś zmarł mając 80 lat /dn. 04.10.1989 r/a mama zaledwie 65 /dn15.03.1993r/, brat Zdzisław zmarł mając 44 lata/dn.07.11.1994r/ i brat Antoś miał 61lat , zmarł w tym roku 2015 , 3 lutego. Kończyłem dwie szkoły podstawowe w dwóch różnych miejscowościach, 4 klasy w Pełkach i 4 klasy w Ołdakach. Nie zdałem w klasie V ponieważ nie mogłem przełamać strasznego lęku i tremy wobec nowych nauczycieli i moich kolegów w Ołdakach. W ogóle się nie odzywałem i byłem strasznie zamknięty. Do szkoły średniej w Radzyminie byłem wysłany przez swoich rodziców i Ks proboszcza z Rosochatego Kazimierza Równego . Tutaj skończyłem szkołę zawodowo Terenów Zieleni w roku 1969 i zgłosiłem się do seminarium w Warszawie aby mnie przyjęto do niższego seminarium , ale już nie było takiej możliwości i dlatego Ks rektor miał w Warszawie kilku Ks Proboszczów którzy mieli takimi chłopcami się opiekować. Ja trafiłem do Ks Jana Lubaczewskiego który wówczas był proboszczem w Par. Nawrócenia Św Pawła w Warszawie na Grochowie przy ul Wiatracznej . Tutaj byłem trzy lata , mieszkałem na ul Pustelnickiej w Warszawie u pani Broni i Marcelego Lange. Ks prob Jan płacił nam za stancje i częściowo nas zatrudniał przy parafii Nawrócenia Sw Pawła. Od Ks Prob Jana Lubaczewskiego otrzymywaliśmy bardzo wiele ale też byliśmy wychowywani i przygotowywani do matury. Pomagał mi również ks Stefan Wysocki który w par Nawrócenia sw Pawła był wikariuszem i zajmował się studentami. Jego studenci udzielali mi korepetycji.Moje Liceum Ogólnokształcące dla pracujących mieściło się na Bródnie w Warszawie gdzie robiłem maturę. Do tego liceum uczęszczałem przez trzy lat i jednocześnie pracowałem aby jakoś żyć .Warszawa dla mnie chłopaka ze wsi była miastem przerażającym i nie do przyjęcia. Czułem się w niej fatalnie ,w pierwszym roku chorowałem , miałem często bóle głowy .W tym czasie najbardziej wspominam kilka osób to jest naszą panią u której mieszkaliśmy p. Bronię Lange i Marcelego Lange / nie mieli swoich dzieci dlatego chyba opiekowali się też klerykami/, Ks Jana Lubaczewskiego i ks Stefana Wysockiego, Ks Jana Świstaka , Ks Bogusława Sikorskiego , ks Stanisława Hałabudę, ks Jana Gąsiora, Ks Leszka Kołonieckiego i Ks prob Jana Flazińskiego i wielu innych.
Maturę zdawałem w roku 1972 i niestety oblałem ustny , ale papiery złożyłem do seminarium w Warszawie i zostałem przyjęty z uwagą Ks wicerektora jeżeli pan nie zda egzaminu będzie pan musiał opuścić seminarium zaraz po pierwszym roku . Z takim nastawieniem znalazłem się w seminarium w Warszawie na Krak Przed. Zaraz po wakacjach we wrześniu przyjechałem do seminarium i zacząłem studia w seminarium . Trwało to dość krótko ponieważ powołano mnie na dwa lata do wojska do jednostki kleryckiej w Bartoszycach. Było to dla mnie bardzo trudne wezwanie ponieważ już myślałem sobie , że widocznie Pan Bóg nie chce abym był w seminarium i został księdzem. Pomyślałem sobie, że to jest jakiś znak od Boga i mój problem powołania został już rozwiązany. Byłem taki pewny , że widocznie to tak musi być. Po kilku miesiącach w jednostce wojskowej kleryckiej i po dużych doświadczeniach w wojsku które miało za zadanie aby nam wybić z głowy powołanie udało się zyskać zgodę od przełożonych na to abym przystąpił do powtórnie do matury i to się udało w 100 %. Matura była tak prosta i łatwa , że zaliczyłem ją bez żadnych problemów. Maturę ustną zdawałem w mundurze wojskowym i chyba osoby które mnie przepytywały brały to pod uwagę, żeby żołnierza już tak za bardzo nie stresować. Nie wiem co bym mógł jeszcze napisać na ten temat ale ja już stałem się innym człowiekiem i byłem pewny , że jeden problem już minął i mogłem w wojsku już czuć się jako kleryk. Wojsko było dla mnie wielkim doświadczeniem i dobrodziejstwem abym poznał czym był komunizm w Polsce. Na wsi skąd pochodziłem nie było takiej możliwości ale tutaj w wojsku tak , w wojsku spotkałem ludzi tego systemu którzy głosili nam kłamstwa i zmuszali nas do słuchania wykładów które były pochwałą systemu totalitarnego i filozofii marksistowskiej. Zachowania oficerów i kaprali było jednoznaczne jeżeli zaczniecie z nami współpracować i czasami coś donosić / jeżeli będziecie kablować na swoich kolegów będzie wam w wojsku dobrze i dostaniecie dodatkowy urlop i często będziecie mogli wychodzić na tzw przepustki/
Strona 2
Byli tacy koledzy którzy poszli na takie układy i rzeczywiście mieli od nas o wiele lepiej. Jeżeli chodzi o mnie to do mamy pojechałem dopiero po 8 miesiącach pobytu w wojsku. Urlop taki był przypisany prawnie i nikt nikomu łaski nie robił. To co zauważyłem w wojsku to problem strasznego zniewolenia i zastraszenia żołnierza. Tutaj nie miał on żadnego prawa .Oficer czy podoficer był panem i władcą. Ty masz mnie słuchać i nie wolno ci myśleć, od myślenia jest oficer albo podoficer. W wojsku był zakaz modlitwy , noszenia medalików ,uczenia się przedmiotów związanych z seminarium . Klerycy uczyli się nocą w ubikacji albo pod kocem czytali przy pomocy latarki. Zycie w jednostce nie było łatwe. Najgorszy był poranek kiedy oficer przyjmował u siebie naszych niby kolegów „kabli” którzy mu opowiadali nie stworzone rzeczy o klerykach jacy są oni straszni. Później oficer wzywał niektórych żołnierza na rozmowę o którym mówił mu „kabel –donosiciel” i zaczął przesłuchanie , czy to prawda , że wczoraj wieczorem żołnierz łamał przepisy wojskowe , …..modlił się pan i … była seria wyzwisk i straszny krzyk tak jakby te człowiek/ żołnierz/ popełnił jakieś straszne przestępstwo. Najgorsze było to , że takiego żołnierza na którego doniesiono często brano na musztrę w pełnym oporządzeniu i dawano mu w kość tak aby mu się odechciano na drugi raz modlić czy uczyć po kryjomu. Ten etap przychodził z nami ks Leszek Mencel, Ks Leszek Krześniak, Ks Ryszard Kania, Ks Mieczysław Jancerowicz, i wielu innych którzy odeszli od nas ponieważ współpracowali z władzą ludową. Ten czas wojska był trudny i dla wielu nie do przyjęcia. Dzisiaj ja mogę stwierdzić , ze wojsko / jeden rok/ powinien przejść każdy kleryk aby zobaczyć jak trudne jest życie i wymagające. Tutaj nie ma wymigiwania się i ucieczki od swoich zadań. Trzeba często być warcie i czuwać z bronią w ręku , tutaj nocami trzeba było wstawać na tzw alarmy bo nieprzyjaciel się zbliżał i iść wiele km zimą w mrozie i chłodzie , w zimie mieszkać w namiocie i w nim spać /nie wiem jak było to możliwe ale tak było/Wojsko nie było złe ale polityka w wojsku była bardzo zła ponieważ chciano się rozprawić z przeciwnikami politycznymi i wybić im z głowy Boga i religię a szczególnie w Bartoszycach i nie tylko w Bartoszycach ale i w innych jednostkach kleryckich tak samo.
Do seminarium wróciłem w roku 1974 i byłem w nim 5 lat ze względu na wojsko/ ale musiałem zaliczać egzaminy z roku III i tutaj uważam , że popełniono błąd. Jak można zaliczać w ciągu jednego czy dwóch lat egzaminy z innego roku / to był dla mnie szok/o mało co bym odszedł z seminarium ponieważ niektórzy profesorowie przesadzali z egzaminami. Chodziło oczywiście o definicje i formułki które trzeba było się nauczyć na pamięć a ja z tym miałem problemy. Ogólnie mówiąc większość profesorów była na poziomie i nie robiła sobie żartów z kleryka. Dzisiaj jak wspominam tamtą sytuacje to widzę , że program ludzki i wychowawczy szedł swoja drogą i to było bardzo nam potrzebne a program czy plan Boga w człowieku szedł też swoją drogą . Był z nami ks rektor K. Romaniuk , wykładowcy , prefekci i nasz ojciec duchowny Ks Miętek i wielu kolegów w seminarium którzy nam pomagali i uczyli nas tak jak starsi koledzy. Naszym ojcem duchownym był też ks M.Rzepecki. Święcenia kapłańskie przyjąłem 27 maja 1979 r w Warszawie w Archikatedrze Warszawskiej Św Jana Chrzciciel na Starówce z rąk Ks Bp Jerzego Modzelewskiego. Ks Kardynał Stefan Wyszyński był na naszych święceniach ale był już chory i bardzo słaby i dlatego nie udzielał nam święceń .Moją pierwszą parafią była Par św Anny w Jakubowie i moim pierwszym prob był Ks Ludwik Konieczny/ byłem tylko 1 rok/, później parafia Łomianki i ks Prob Jan Czerwiński/ byłem dwa lata/. Kolejna parafia moja to Par Wilanów Św Anny i proboszczem był Ks Bogusław Bijak / byłem w tej par 1 r, ostatnią parafią była par Matki Bożej Zwycięskiej w Rembertowie Warszawskim i ostatnim proboszczem był ks Józef Urcus / było to latach 1983-1987/ i na ostatniej parafii życie moje bardzo się zmieniło . Tutaj przeżyłem bardzo ważne chwile w swoim kapłaństwie ponieważ spotkałem Boga w pewnych wydarzeniach które zmieniły moje życie i prace kapłańską. W tym czasie ktoś mnie oszukał i to tak , że spłacałem dług przez kilka lat i od razu jakby jednocześnie w tym samym czasie w Rembertowie spotkałem ważnych kapłanów którzy przeprowadzili mnie przez trudne doświadczenia. Był tym kapłanem Ks Mieczysław Rzepecki i Ks Roman Trzciński ,ks Bogdan Giertuga czy Ks Jerzy Chmielewski i wielu , wielu innych kapłanów . Spotkałem też na swojej drodze ks Wojciecha Danielskiego który jako Moderator Generalny odwiedzał nas na oazie wakacyjnej w Murzasichlu koło Zakopanego. Tutaj chciałem tylko wspomnieć jak cudownie Bóg przygotował dla mnie ucztę duchową w Ruchu Światło Życie . Wspominam bardzo ważne rekolekcje wakacyjne tzw KODAM w Kadłubie koło Opola. Był to pomysł /to są moje zapiski z Rembertowa 1986 r/
-3-
ks Romana Trzcińskiego abym na te rekolekcje pojechał w lipcu 1985r Na tych rekolekcjach było ponad 100 osób , byli to i studenci którzy tez głosili katechezy wraz z Ks Janem. Na jednej modlitwie wieczornej w dużej sali było uwielbienie Boga i w czasie tej modlitwy jedna osoba podała główną intencje aby modlić się za ks Bronisława który tracił słuch, był prawie głuchy i oczywiście wszyscy się jednoczyli na modlitwie w jego intencji zapominając , że na sali byłem i ja ,też głuchy i zamknięty na sprawy Boże , chory gorzej niż ks Bronisław, nie pamiętam ale ks Bronisław słyszał świetnie Pana Boga i Jego słowa ale ja wówczas nie słyszałem i ciągle jeszcze żyłem w swoim świecie fikcji i uzależnień. Na tej modlitwie Panu Bogu chodziło chyba o mnie aby mnie dotknąć i uzdrowić z odrętwienia i apatii. W czasie wieczornej modlitwy uwielbienia coś mnie ścisnęło serce i zacząłem bardzo głośno płakać ale to tak głośno, że było mnie słychać bardzo dobrze. Zaraz po tym płaczu przyszło ukojenie i wielkie wesele , tak ,że z ks Jurkiem zacząłem tańczyć na sali a wszyscy bili nam brawo i po tej modlitwie otworzyłem Pismo sw Ps 119
65 Wyświadczyłeś dobro swojemu słudze zgodnie z Twoim słowem, Panie!
66 Naucz mię zrozumienia i umiejętności, bo ufam Twoim przykazaniom.
67 Błądziłem, zanim przyszło utrapienie; teraz jednak strzegę Twej mowy.
68 Dobry jesteś i dobrze czynisz; naucz mię Twoich ustaw!
69 Zuchwali knują przeciw mnie podstępy, ja całym sercem strzegę Twych postanowień. 70 Otępiało ich serce opasłe, a ja znajduję rozkosz w Twoim Prawie. 71 Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś, bym się nauczył Twych ustaw. 72 Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze niż tysiące sztuk złota i srebra.
Kiedy wróciłem z tych rekolekcji byłem już innym człowiekiem i pamiętam udałem się do szewca w Rembertowie który mieszkał ,blisko kościoła, prowadził on taki zakład i właśnie u niego zamówiłem ze skóry oprawę dla mojej BIBLII i ta księga jest ze mną już ponad 30 lat , bardzo zniszczona i cała zapisana różnymi wierszami i datami mojego życia. Ta księga jest moim wielkim testamentem, testamentem człowieka który wszedł na drogę nawrócenia. Po tych rekolekcjach albo tuż przed rekolekcjami nie pamiętam już kiedy jednego dnia do kościoła w Rembertowie zabrałem ze sobą nie Brewiarz ale Biblie i to przypadkowo i w konfesjonale zacząłem czytać jej wersety , była to Księga Rodzaju i proszę sobie wyobrazić w czasie czytania do mojego serca dochodziło dziwne uczucie ukojenia , jakiegoś odpoczynku , wówczas pamiętam czytałem i czytałem to słowo tak jakby Bóg do mnie mówił słowa miłości i akceptacji. Ta jedna chwila pomogła mi podjąć decyzje że ja musze Pismo św czytać codziennie, i tak się właśnie stało ,( to Pismo św i mój BREWIARZ, Księga Życia sw Jana od Krzyża i Dzieła sw Teresy Wielkiej , książki Ks Blachnickiego , Uchwały Soboru Wat II , Naśladowanie Jezusa Tomasza a Kempis to moje złote księgi życia), Swoje „skarby” oddaje do archiwum parafii sw Rocha w Jazgarzewie , te wszystkie książki , moje Pismo św można też odnaleźć w tablecie zeskanowane przez jednego pana w Warszawie. Tablet ma być w archiwum dostępny dla wszystkich .)Pismo św obroniło mnie przed rozpaczą i załamaniem , było dla mnie pochodnią która zawsze świeci, ratowało mnie przed ludźmi którzy mnie poniżali i mną gardzili szczególnie w parafii , Pismo św stało się jakby najcudowniejszą Oazą gdzie biło zawsze cudowne źródło i gdzie świeciło zawsze słońce i rosły piękne kwiaty , owoce i warzywa . Tutaj w Biblii znalazłem właściwie wszystko czego szukałem w życiu i dziwne ale to odnajdywałem ze szczególna wyrazistością. Bóg po tysiąc razy często mi przypominał -Kocham Cię Ks Wiesiu , jesteś dla mnie najważniejszy, stworzyłem Cię na swój obraz i podobieństwo, nie martw się i nie zadręczaj i ja naprawdę przetrwałem pokusy diabelskie i jego brzydkie słowa zaklęcia , codziennie uciekałem się do MODLITWY I EUCHARYSTII. Pismo sw- BIBLIJE otwierałem tysiące razy najczęściej w kościele na modlitwie i w konfesjonale aby wracać do życia po różnych moich niepowodzeniach czy dziwnych zachowaniach ludzi. kościoła . Mam taki zwyczaj już prawie 28 lat// ,że kiedy wstaje rano to idę zawsze najpierw do kościoła i tutaj trwam w ciszy na modlitwie przy tabernakulum i odmawiam Brewiarz , często czytam Pismo św i inne dzieła. Sam się sobie dziwię , że czytałem kilka razy w całości Pismo sw , Uchwały Sob Wat II , KKK , dzieła sw Jana od Krzyża , Sw Teresy od Jezusa czy sw Edyty -Teresy Benedykty od Krzyża/ i tak to trwa i do dzisiaj 2015 roku kiedy staram się tak nieporadnie napisać swój życiorys. Zobacz sam i przekonaj się czy można tak czytać Pismo św i tak odmawiać Brewiarz. Ja nie radze tego sposobu
-4-
ponieważ to nie godzi się aby tak zapisywać swoje przeżycia czy woje grzechy w Biblii czy Brewiarzu albo u sw Jana od Krzyża czy św Teresy Wielkiej czy w innych książkach .Nie wiem jak o tym pisać i czy warto ? Są to sprawy raczej Boże niż ludzkie, już się starzeje i wiem , że trzeba ujawnić w moim życiu nie siebie ale Boga i Jego zwycięstwa, po rekolekcjach w Kadłubie.
Przez 8 lat w czasie wakacji prowadziłem rekolekcje Oazowe i to chyba jest takim potwierdzeniem , że Bóg mną się posługiwał mimo moich słabości i mojej nędzy. On jest Panem moim i ja jestem Jego dziełem. Nie mogę o tym nie pisać. Nie wiem czy uda mi się opisać to wszystko co było w moim życiu ? ale spróbuje dokąd jeszcze coś pamiętam( ….) 27 maja 2015 r mam na zjeździe kursowym w Jasieńcu coś powiedzieć o powołaniu. Nie chciałem się zgodzić na to ponieważ uważam ,że są na kursie lepsi ode mnie i niech oni mówią. To zaproszenie na tyle jest dobre , że ja piszę dzisiaj swój życiorys i próbuje określić swoje życie. Wracając do rekolekcji oazowych Ruchu Światło Życie i do cudownych spotkań z młodzieżą szczególnie w Murzasichlu i na Budzowym gdzie mieszkaliśmy u górali uważam , że były to fantastyczne przeżycia całego roku liturgicznego w ciągu 15 dni i to z ludźmi młodymi. Liturgia Mszy sw sprawowana we wspólnocie z ludźmi młodymi była cudowna , tam nikt nie mierzył czasu , wszyscy się modlili , śpiewali pieśni pochwalne , dawali świadectwo życia i dzielili się miłością. Pamiętam gdy Ks moderator głosił słowo Boże to nie opowiadał bajek w czasie homilii ale często mówił jak to Bóg w swoim miłosierdziu i mocy przeprowadzał ludzi z niewoli do życia i jak to czynił skutecznie. Bardzo dobrze wspominam każdy szczegół Mszy sw, niesienie w darach polnych kwiatów czy chleb ofiarowany przez górali , przekazywanie sobie pokoju trwało bardzo długo , wszyscy podchodzili do wszystkich i mówili sobie przepraszam , wybacz mi , nieraz było słychać płacz albo okrzyk radości .
To była AGAPA - UCZTA MIŁOŚCI gdzie czuło się ducha bożego i swojego brata i siostrę. Kiedy sam tego doświadczyłem i byłem zaakceptowany prze wspólnotę zacząłem wyjeżdżać na oazę i być w ciągu roku w oazie ponieważ to było cudowne. Na oazie była też praca w małych grupach , dzielenie się Słowem Bożym i życiem i zawsze był jeden dziesiątek Różańca-tajemnica poszczególnych tajemnic towarzyszyła nam przez cale rekolekcje . ( było 15 dni rekolekcji i 15 tajemnic Różańca) Cudownym miejscem na oazie był tzw Namiot Spotkanie gdzieś w ciszy na uboczu w jednym opuszczonymdomu . Tam zawsze przynajmniej u nas był też Najświętszy Sakrament oczywiście za zgodą ks Prob. / często takiej zgody nie udzielał nam ks Prob/ w namiocie spotkanie zawsze ktoś z oazowiczów był i modlił się czytając Słowo Boże. Ja osobiście też często tam przebywałem. Ważnym punktem było wspólne zakończenie dnia i wspólna modlitwa, w czasie tej modlitwy u nas działy się nieraz bardzo dziwne rzeczy. Wielu osób w czasie modlitwy podawało swoje intencje i nieraz trzeba było to naprawdę przemodlić i prosić Boga o uzdrowienie i na takiej modlitwie dużo było śpiewu uwielbienia i Pan Bóg pomagał nam przebaczać sobie nawzajem i prosić o przebaczenie braci. Kilka razy w czasie rekolekcji / zawsze/ były pogodne wieczory i zdrowa rozrywka połączona ze śpiewem i humorem. W czasie tajemnic Bolesnych były poważne pogodne wieczory i wspólna Droga Krzyżowa. Pamiętam jak wracałem po rekolekcjach wakacyjnych do parafii ludzie mnie nie poznawali , pytali mnie gdzie ks był , ja odpowiadałem, że na rekolekcjach . Był to czas w moim życiu wyjątkowy i zawsze z radością do niego wracam. Teraz nadal jestem w Ruchu Światło Życie chociaż już nie prowadzę rekolekcji wakacyjnych to jednak w parafii bardzo popieram wszystkie wysiłki które zmierzają w stronę tego ruchu. Spotykam się z moderatorami ruchu / nie zawsze/ raz w miesiącu i zapraszam moderatorów do swojej parafii. Wczoraj 14 maja 2015 r mieliśmy spotkanie w kurii u Ks Tadzia Sowy –Moderatora naszej Kurii Warszawskiej na ul Miodowej który zaprosił nas jeszcze raz i wyraził chęć współpracy z ruchem Światło Życie w swojej parafii Zbawiciela w Warszawie.
STR 5
Pisze te słowa z pewnymi przerwami dlatego mogę pewne zdarzenia łączyć czy przestawiać je w inny czas./08.08.2015r/ Ostatnio zauważyłem w swoim życiu kapłańskim jak ważny jest dla mnie Brewiarz. Ta księga modlitwy towarzyszy mi szczególnie od roku 1985 .
„Najpierw jednak, bardziej niż jakakolwiek inicjatywa duszpasterska, konieczna jest nasza osobista wierność. W istocie liczy się nasze przylgnięcie do Chrystusa: miłość, jaką żywimy do Eucharystii; żarliwość, z jaką ją celebrujemy; nabożeństwo, z jakim ją adorujemy; gorliwość, z jaką rozdajemy ją braciom, w szczególności chorym.’’ JP II
"w godzinę śmierci będziemy sądzeni z tego, kim byliśmy i co uczyniliśmy. On sam staje się człowiekiem głodnym, nagim, bezdomnym, chorym, samotnym, niechcianym, odrzuconym i mówi: „Byłem głodny, a daliście mi jeść". Byłem głodny nie tylko chleba, ale również miłości. Byłem obnażony nie tylko z odzienia, ale byłem pozbawiony ludzkiej godności dziecka Bożego. Byłem pozbawiony domu, nie tylko tego zbudowanego z cegieł, ale byłem bezdomny, odrzucony, niechciany, niekochany, wyrzucony ze społeczeństwa - i wy Mnie to uczyniliście!-matka Teresa z Kalkuty
LIST OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II DO KAPŁANÓW NA WIELKI „””…..CZWARTEK 2004 RO Drodzy Bracia w Kapłaństwie! 1. W duchu radości i miłości kieruję do Was te słowa z okazji Wielkiego Czwartku, kontynuując tradycję rozpoczętą dwadzieścia pięć lat temu, kiedy obchodziłem moje pierwsze Święta Wielkanocne jako Biskup Rzymu. To listowne spotkanie, które ma szczególny wymiar braterstwa z uwagi na nasze wspólne uczestnictwo w Kapłaństwie Chrystusa, umiejscawia się w kontekście liturgicznym tego świętego dnia, wyróżniającego się dwoma znaczącymi obrzędami: rano Mszą św. Krzyżma oraz Mszą in Cena Domini wieczorem.
Urząd kapłański, który nie może nigdy sprowadzać się jedynie do aspektu funkcjonalnego, ponieważ wpisuje się w płaszczyznę «istnienia», czyni kapłana zdolnym do działania in persona Christi i znajduje swój punkt kulminacyjny w momencie, w którym dokonuje on konsekracji chleba i wina, powtarzając gesty i słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy.
Wobec tej niezwykłej rzeczywistości stajemy zdumieni i zaskoczeni: z jaką uległością i pokorą Bóg zapragnął złączyć się w ten sposób z człowiekiem! Jeśli ze wzruszeniem zatrzymujemy się przed Szopką, rozważając Wcielenie Słowa, jakież uczucia powinny ogarnąć nas wobec ołtarza, na którym poprzez ubogie dłonie kapłana Chrystus uobecnia w czasie swoją Ofiarę? Pozostaje nam jedynie zgiąć kolana i w ciszy adorować tę największą tajemnicę wiary."
* *
"Św. Teresa od Dzieciątka Jezus ─ mistrzyni i siostra kapłanów. W swoim doświadczeniu kapłaństwa odkrywa potrójny wymiar życia prezbiterów: szacunek dla wielkości i godności ich powołania, wezwanie do osobistej świętości oraz cześć i szacunek dla Eucharystii. Te trzy aspekty ich życia stanowią dla św. Teresy najgłębszy sens i ideał, któremu winni być wierni do końca. Tylko bowiem w ten sposób praca nad zbawieniem dusz wyda właściwe owoce, gdy prezbieterzy pozostaną w zjednoczeniu z Chrystusem, święci i nieskalani. Św. Tereso z Lisieux, módl się za nami!"
d.c. życiorysu ks Wiesława Zaręby. Dochodzę do wniosku , że trudno mi jest opisać wszysko co przeżyłem jako kapłan. Potwierdzam tylko cudowną interwencje Boga w moim osobistym życiu. Kilka faktów które dla mnie są dowodem interwencji Boga pamiętam doskonale. Wszystkie bardzo piękne przeżycia związane są ze Msza sw i modlitwą w kościele. W czasie czuwania i modlitwy brewiarzowej byłem / nadal to trwa/ jakby wprowadzana w inną zupełnie rzeczywistość powołania.Teksty przygotowane dla nas przez kościół w brewiarzu ukazują nam codziennie nauczanie świetych i słowa Pisma sw . Zrozumiałem to szczególnie po roku 1985. Ks Stanisław Dusiło ktorego znam przez Oazę i rekolekcje oazowe prosił nas moderatorów abyśmy napisali kilka słów o sobie i oazie.Nakresliłem kilka słów i nie wiem czy to nadaje sie do czegoś. Zawsze takie pisanie o sobie rani nas i chyba szkodzi. Lepiej aby pisał to ktoś po naszej śmierci a nie my sami którzy nie zawsze potrafimy opisać rzeczywistość tak jak ona wyglądala.Kończąc swoją malą historię chciałbym tylko potwierdzic, że w moim życiu był On obecny, wiele razy doświadczyłem przedziwnej Opatrznosci Bożej. Już w pierwszej parafii w Jakubowie kiedy moje życie i powołanie było zgrożone kilka razy ale jednak czułem obecność Boga który po Ojcowsku podawał mi rekę i przeprowadzał mnie przez krainę śmierci. Trwało to zawsze a szczególnie w pierwszych 6 -ciu latach mojej pracy kapłańskiej . Opisałem już najpiękniejsze lata w moim życiu 1985-1999 -był to czas odnalezienia Oazy i wspólnoty , prowdzenia rekolekcji oazowych w czasie wakacji i czas mojego nawracania sie. Dziękuje Bogu i ludziom ,że pomogli mi odnaleźć sie w kapłaństwie i do dzisiaj służyc Bogu na miare moich możliwości.Jestem już 28 lat proboszczem i wiem , że jest to powołanie bardzo trudne i wymagające.To czego sie nauczyłem i nadal uczę to przedewszytkim wierność Bogu i wiernośc swojemu Ks Biskupowi.Kapłan nic nie osiagnie w życiu jeżeli oddali się od tego ideału i zacznie żyć na swoją ręke. My kapłani na tyle jestesmy w kościele na ile trwamy w jedności ze swoim Biskupem i kapłanami. To może jest banalne ale wiem , że wszelkie kryzysy kapłańskie zaczynają sie od tego , że nie chcemy sie spotykać ze swoimi kolegami kapłanami i nie rozmawiamy ze swoim Biskupem. Życzę sobie i wszystkim kapłanom aby odnaleźli więź braterstwa między sobą i swoim Biskupem. Przepraszam za to , że tak naprawdę nic szczególnego nie napisałem ale podzieliłem się moją radością jaką przeżyłem będąc nowym kapłanem przez Oazę Kościoła. Pozdrawiam . Szczęśc Boże Ks Wiesław Zaręba par św Rocha w Jazgarzewie Archidiecezja Warszawska. Ks Wiesław Zaręba syn rolnika Bronisława i Czesławy.